Rozdział 47

202 18 10
                                    

Shai


Budzi mnie słodki pocałunek, tym razem mam pewność, że to Theo. Nie otwieram oczu, tylko przyciskam go do siebie. Wplątuję palce w jego włosy. Nasze języki poruszają się jak oszalałe. Moja wolna ręka wjeżdża pod jego koszulkę, gładząc tors. Theo odrywa się ode mnie w końcu, a ja otwieram oczy. Przenoszę rękę na jego policzek, kciukiem przyjeżdżając po jego ponętnych ustach.

-Wstajemy księżniczko! Śniadanie czeka- wskazuje głową na tace stojącą obok niego na łóżku.

-O jej jak miło, dziękuję!- przybliżam się do niego i muskam wargami jego usta.

Potem rzucam się na jedzenie i wybieram rogalika francuskiego, którego maczam w dżemie.

-Nalać Ci kawę?- pyta.

-O! Poproszę!

Chłopak wypełnia kubek napojem, i podaje mi go.

-Dzięki, a tak a propos, to co ty taki milutki od rana, chcesz coś?

-Ja? Nie, po prostu wstałem rano, powysyłałem już maile do rodzeństwa, i postanowiłem zrobić ci jeszcze śniadanie.

-Ahh, czyli to tylko tak, z nudów? drążę temat.

-Nie łap mnie za słówka, kochanie- jego wargi zostawiają mokry ślad na moim policzku.

Cudowny poranek. Mimo zimy, słońce wpada promykami do naszej sypialni. Czuję coś dziwnego w środku, coś dzięki czemu czuję, że mogłabym latać, radość rozpiera mnie od środka, buzuję w żyłach, i w każdej komórce, sprawiając, że mimowolnie się uśmiecham.

-Oh Theo, jak ja cię kocham, ciebie i ogólnie życie! Jest pięknie!

-A ty co taka rozpromieniona, to tylko śniadanie do łóżka!- Theo zaczyna się śmiać.

-Aż! Czasami malutka rzecz - odmierzam palcem wskazującym i kciukiem małą odległość-Sprawia ogromną radość- uśmiecham się i cmokam go w czubek nosa, jedną ręką podkradając jeszcze jednego, ostatniego na talerzu rogalika.

-Ja za tobą na prawdę nie nadążam, wariatko. Ale wykorzystując twój dobry, ba! Bardzo dobry nastój, może zrobimy coś pożytecznego?

-Co masz na myśli?- pytam, skubiąc pieczywo.

-Cokolwiek, nie wiem... pojechałbym gdzieś, najlepiej na plażę, rowerem, ale to jest Londyn, więc to odpada...

Zaczynam się śmiać.

-Mam! Ścianka wspinaczkowa!- ożywia się automatycznie.

-O! Dobry pomysł, tylko co...

-Co z Mią?- dokańcza za mnie.

-Dokładnie, bo wiesz Jai odpada.

Theo przytakuje.

-Zabierzemy ją ze sobą.

-I my będziemy się wspinać, a ona...?

-A ona będzie w kąciku dla dzieci. Jak byłem tam kiedyś...

-A, w kąciku dla dzieci byłeś?!- przerywam mu, śmiejąc się.

-Nieee! Chodziło mi ogólnie o budynek, gdzie ta ścianka się znajduje- wytyka mi język- Więc wracając do tematu, jak byłem  na ściance, zanim jeszcze zostaliśmy parą, widziałem taki kącik, więc nie ma żadnego problemu.

-Dobra, no to co? Zaraz się zbieramy?- podrywam się z łóżka.

Theo wzdycha i uśmiecha się do mnie.

-Twoja energia mnie wykończy, pamiętaj, że jestem od ciebie troszeczkę starszy!

-Nie wykończy! Podzielę się troszkę, tylko wstawaj już!- podchodzę do niego i ciągnę go za rękę, aby wstał.

W końcu podrywa swój seksowny tyłek z łóżka, i idzie za mną do łazienki.


Po godzinie jesteśmy już zebrani i spakowani. Theo ma już na sobie kurtkę i buty, podobnie jak ja, ale Mia jeszcze nie jest ubrana, więc teraz podchodzę do niej i zakładam jej kurteczkę, w czasie kiedy Theo próbuje jej włożyć buty na nóżki, co nie jest łatwe, bo mała przebiera nimi bardzo szybko.

-Miaaa! Spokojnie, nałożę ci buty i będziesz mogła machać tymi nogami ile wlezie!- mówi Theo.

Ja zasuwam suwak i gotowe. Wstaję, bo klęczałam na podłodze. Jeden but ma już na nóżce, a drugi dalej tkwi w ręce Theo. Mia gaworzy coś pod nosem i śmieje się przy tym.

-Mówiłem, że tą energię i entuzjazm ma po tobie- Theo zerka na mnie.

Zaczynam się śmiać.

-Dobrze, ale wiedz, że masz taki sam, jak się napijesz, trochę za dużo!

Wybuchamy oboje śmiechem.

-Dobra, zgasiłaś mnie!

Mój mąż dalej walczy z Mią, a ja idę jeszcze do salonu, po moja torebkę.

-Ma-ma- słyszę dźwięk wychodzący z ust Mii, kiedy wracam do nich z powrotem.

Zamieram. Zakrywam usta dłońmi. Theo przestaje się z nią użerać, tylko uśmiecha się i bije brawo, całując w czółko. To tak piękna chwila, chyba dla każdej mamy. Łza szczęścia spływa mi po policzku. Nie chcę jej ocierać. Podbiegam do malutkiej, biorę na ręce i przytulam do siebie, z całej siły.

-Moje słoneczko- całuję ją w policzek.

-No dobra, to teraz powiedz: ta-ta- mówi Theo.

Uśmiechamy się do siebie nawzajem. Ten dzień już chyba nie może być piękniejszy.


Ahhhh! Troszeczkę Wam nasłodziłam :)

CDN.



Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz