Shai
Theo robi nam śniadanie, a ja, Zoe i Violetta siedzimy na kanapie w salonie czekając na to aż skończy. Nie wiem jak dziewczyny, ale ja jestem bardzo głodna. Ansel i Miles siedzą przy blacie ledwo żywi, cały czas stękając.
Mnie już dawno przestała boleć głowa, jak ręką odjął. W dodatku od czasu rozmowy z Theo jestem cała w skowronkach. Boże jakie to cudowne i błogie uczucie. Teraz dopiero wiem co oznacza powiedzenie "kamień zszedł mi z serca" Dokładnie tak się teraz czuje.
-A ty co taka zadowolona od rana?- pyta Zoe patrząc się na mnie znaczącym wzrokiem.
-No właśnie?- Violetta porusza brwiami.
Zerkam na Theo i mój uśmiech mimowolnie jeszcze bardziej się rozszerza. Wzdycham z ulgą.
-A, to taka moja słodka tajemnica.
-Jak bardzo słodka?- dopytuje dziewczyna Ansela.
-Bardzo!
Zoe marszczy brwi, po czym uśmiecha się delikatnie.
-Ja już chyba wiem o co chodzi!
-Tak? Ciekawe- śmieję się.
-Gadałaś z Theo? - pyta już poważnie.
Kiwam głową i znów się uśmiecham. Aaa, mam ochotę skakać i piszczeć. Dopiero teraz się wszystko zaczyna.
-Tak. I dziękuję, że dałaś mi i jemu do zrozumienia, że łatwo możemy to wszystko spieprzyć.
-Ah, nie ma za co!- Zoe wtula się we mnie.
-A, no właśnie! Nie zdążyłam cię dokładniej wypytać o ciążę- zerkam na jej brzuszek- Gadaj mi tu wszystko!
-No więc to dopiero ósmy tydzień, jeszcze nie za bardzo widać, ale już sama czuje się jakbym przytyła z dziesięć kilogramów! I miałam wyjeżdżać niedługo w trasę, no ale siła wyższa i zostaję w domu.
-Jejku, cudownie. Bardzo się cieszę- mówię.
-A wy kiedy zmącicie rodzeństwo dla Mii?- pyta Violetta.
Z moich ust wydobywa się krótki jęk.
-Nie wiem- wzruszam ramionami.
-No to trzeba się dowiedzieć! Theo! - Zoe woła do nas mojego męża.
Theo przychodzi do nas w samych bokserkach i nieco zachlapanym fartuszku, w ręku trzymając łyżkę, którą zmysłowa oblizuje. Chyba robi to nieświadomie.
-Słucham?-unosi pytająco brwi.
Zakrywam sobie twarz dłońmi i zaczynam się śmiać.
-Jest misja!- krzyczy Violetta.
-Jaka?- dopytuje brunet.
-Trzeba zapłodnić Shai! I to jak najszybciej!- wykrzykuje Zoe, jest tak ożywiona i ma tak szeroko otwarte oczy, że zaraz jej chyba wypłynął.
Razem z Theo wybuchamy śmiechem.
-Tu nie ma co się śmiać, trzeba działać!
-Ciszej tam, kochanie- mówi Miles całkowicie pozbawiony sił.
Mój mąż podchodzi do dziewczyny i przykłada jej rękę do czoła.
-Gorączka. I padaczka. I ADHD. Nie do wyleczenia- mówi i odchodzi.
-Ej no! Nie żartuj sobie ze mnie!
-Nie żartuje, to potwierdzona diagnoza- krzyczy wracając z powrotem do kuchni.
-No, ale Theo!- Zoe dalej się z nim użera.
-Zobaczymy co da się zrobić!
Ja z Violettą padamy ze śmiechu.
-Widzisz tak to się załatwia- przyjaciółka klepie mnie po ramieniu.
-Ale ty nic nie załatwiłaś!- mówię.
-No ale jest szansa, taka mała, że wasz dzidziuś pojawi się na świecie w tym roku?
-Nie. Nie ma.
-Szkoda- mówi Violetta.
Wszystkie na raz wybuchamy śmiechem.
-Do czego w ogóle ma prowadzić ta nasza dyskusja?- pytam.
-Do dziecka!- krzyczą we dwie jakby się zgrały.
-Dobra, może lepiej już ją zakończyć, bo to zaczyna się robić psychiczne- stwierdzam.
-Tak, masz racje- popiera mnie Zoe.
Theo znów do nas wraca. Tym razem z jedzeniem.
-Proszę. Smacznego wariatki.- mówi i odchodzi do ledwo żyjących chłopaków.
-Dziękujemy!- krzyczymy razem.
Dobry wieczór :)
CDN.
CZYTASZ
Sheo- fanfiction ♥ część 2
FanfictionTo opowiadanie jest kontynuacją pisanej przez mnie wcześniej historii Shailene i Theo noszącej tytuł Sheo- fanfiction.