Rozdział 64

170 20 20
                                    

Shai


Theo robi nam śniadanie, a ja, Zoe i Violetta siedzimy na kanapie w salonie czekając na to aż skończy. Nie wiem jak dziewczyny, ale ja jestem bardzo głodna. Ansel i Miles siedzą przy blacie ledwo żywi, cały czas stękając.

Mnie już dawno przestała boleć głowa, jak ręką odjął. W dodatku od czasu rozmowy z Theo jestem cała w skowronkach. Boże jakie to cudowne i błogie uczucie. Teraz dopiero wiem co oznacza powiedzenie "kamień zszedł mi z serca" Dokładnie tak się teraz czuje.

-A ty co taka zadowolona od rana?- pyta Zoe patrząc się na mnie znaczącym wzrokiem.

-No właśnie?- Violetta porusza brwiami.

Zerkam na Theo i mój uśmiech mimowolnie jeszcze bardziej się rozszerza. Wzdycham z ulgą.

-A, to taka moja słodka tajemnica.

-Jak bardzo słodka?- dopytuje dziewczyna Ansela.

-Bardzo!

Zoe marszczy brwi, po czym uśmiecha się delikatnie.

-Ja już chyba wiem o co chodzi!

-Tak? Ciekawe- śmieję się.

-Gadałaś z Theo? - pyta już poważnie.

Kiwam głową i znów się uśmiecham. Aaa, mam ochotę skakać i piszczeć. Dopiero teraz się wszystko zaczyna.

-Tak. I dziękuję, że dałaś mi i jemu do zrozumienia, że łatwo możemy to wszystko spieprzyć.

-Ah, nie ma za co!- Zoe wtula się we mnie.

-A, no właśnie! Nie zdążyłam cię dokładniej wypytać o ciążę- zerkam na jej brzuszek- Gadaj mi tu wszystko!

-No więc to dopiero ósmy tydzień, jeszcze nie za bardzo widać, ale już sama czuje się jakbym przytyła z dziesięć kilogramów! I miałam wyjeżdżać niedługo w trasę, no ale siła wyższa i zostaję w domu.

-Jejku, cudownie. Bardzo się cieszę- mówię.

-A wy kiedy zmącicie rodzeństwo dla Mii?- pyta Violetta.

Z moich ust wydobywa się krótki jęk.

-Nie wiem- wzruszam ramionami.

-No to trzeba się dowiedzieć! Theo! - Zoe woła do nas mojego męża.

Theo przychodzi do nas w samych bokserkach i nieco zachlapanym fartuszku, w ręku trzymając łyżkę, którą zmysłowa oblizuje. Chyba robi to nieświadomie.

-Słucham?-unosi pytająco brwi.

Zakrywam sobie twarz dłońmi i zaczynam się śmiać.

-Jest misja!- krzyczy Violetta.

-Jaka?- dopytuje brunet.

-Trzeba zapłodnić Shai! I to jak najszybciej!- wykrzykuje Zoe, jest tak ożywiona i  ma tak szeroko otwarte oczy, że zaraz jej chyba wypłynął.

Razem z Theo wybuchamy śmiechem.

-Tu nie ma co się śmiać, trzeba działać!

-Ciszej tam, kochanie- mówi Miles całkowicie pozbawiony sił.

Mój mąż podchodzi do dziewczyny i przykłada jej rękę do czoła.

-Gorączka. I padaczka. I ADHD. Nie do wyleczenia- mówi i odchodzi.

-Ej no! Nie żartuj sobie ze mnie!

-Nie żartuje, to potwierdzona diagnoza- krzyczy wracając z powrotem do kuchni.

-No, ale Theo!- Zoe dalej się z nim użera.

-Zobaczymy co da się zrobić!

Ja z Violettą padamy ze śmiechu.

-Widzisz tak to się załatwia- przyjaciółka klepie mnie po ramieniu.

-Ale ty nic nie załatwiłaś!- mówię.

-No ale jest szansa, taka mała, że wasz dzidziuś pojawi się na świecie w tym roku?

-Nie. Nie ma.

-Szkoda- mówi Violetta.

Wszystkie na raz wybuchamy śmiechem.

-Do czego w ogóle ma prowadzić ta nasza dyskusja?- pytam.

-Do dziecka!- krzyczą we dwie jakby się zgrały.

-Dobra, może lepiej już ją zakończyć, bo to zaczyna się robić psychiczne- stwierdzam.

-Tak, masz racje- popiera mnie Zoe.

Theo znów do nas wraca. Tym razem z jedzeniem.

-Proszę. Smacznego wariatki.- mówi i odchodzi do ledwo żyjących chłopaków.

-Dziękujemy!- krzyczymy razem.


Dobry wieczór :)

CDN.




Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz