Rozdział 57

189 21 8
                                    

Shai

Leżymy na łóżku w gabinecie. Nasze nagie, gorące ciała owiewa chłodne, zimowe powietrze, dochodzące z uchylonego okna.  Obok łóżka, na podłodze leży pudełko po pizzy, którą niedawno zjedliśmy, a potem spaliliśmy zbędne kalorię...

-Która godzina?- pytam Theo, głaszcząc go po głowie, którą położył na moich piersiach.

-Nie wiem, a czy to ważne?- unosi wzrok patrząc na mnie.

-Hym, w sumie nie, ale...

-Ale?- dopytuje przybliżając się do mojej twarzy.

-Ale dobrze jest wiedzieć, która godzina.

-Czy ja wiem...- łączy nasze wargi- A co jeśli ci powiem, że to twoja...

-Ostatnia?- przerywam z uśmiechem.

-Najlepsza, to chciałem powiedzieć.

-Tak? Póki co mam wrażenie, że najnudniejsza.

Theo prycha w chwili, gdy zaczyna dzwonić mój telefon. Biorę go do ręki i patrzę, kto się do mnie dobija. Zoe. Odbieram, na co Theo się krzywi, patrzył się na mnie przez chwilę z nadzieją, że nie dobiorę.

-Cześć kochana!- witam się.

-Witaj, mordeczko, nie dobudziłam cię? Powiedz, że nie.

-Nie!

-To dobrze, wiesz dzwonię tak późno, bo dopiero teraz mam chwilę wolnego, dla siebie, nawet na święta nie miałam spokoju, bo pojechałam do rodziny i sama wiesz jak to jest. I w ogóle tak bardzo się za tobą stęskniłam, dawno już nie gadałyśmy, a mamy chyba o czym, nie? Słyszałam, że Ruth zmarła, tylko nie miałam czasu, aby do ciebie zadzwonić, tak strasznie cię przepraszam, ale mam nadzieję, że to nadrobimy!

-Oczywiście! Jak tylko przyjedziecie.

-Ahh, już się nie mogę doczekać, już jutro się pakuję, i pojutrze rano wylatujemy.

-No, ja też nie mogę się doczekać.

Zerkam na Theo. Przewraca oczami. Uśmiecham się,  to tak śmiesznie wygląda. Jego ręka jeździ po moim biodrze, powodując na moim ciele ciarki. Zaczyna obsypywać mój brzuch pocałunkami. Muszę zagryźć szczękę, żeby powstrzymać się od westchnienia.

-A jak Mia? Pewnie już urosła. Mam dla niej prezent- mówi Zoe z pełnym entuzjazmem w głosie.

Theo zatrzymuje się na moim podbrzuszu, które zaczyna coraz mocniej pulsować i przysysa się do niego. Nie mogę już dłużej, wzdycham lekko, przymykając oczy.

-Shai, ja wam w czymś nie przeszkadzam?- dopytuje przyjaciółka, rechocząc.

-Nie! Ja po prostu... ziewałam.

Theo nie wytrzymuję i odrywa się ode mnie, parskając śmiechem. Zaraz sama wybuchnę. Zakrywam sobie usta dłonią.

-Ah, ok. Dobra, wiesz ja już będę kończyć, pogadamy jak przylecę. Dobrej nocki, poruszam teraz brwiami, jakby co.

-Zoe!

-Dobra już, no. Dobranoc!

-Dobranoc- uśmiecham się do słuchawki i po chwili rozłączam.

-Ziewałaś?- Theo dalej zatacza się w pół ze śmiechu.

-Nie rozumiem, co jest takie śmieszne?

-Ty!

-Debil!- oburzam się i wstaję z łóżka. Nakładam na siebie majtki i bluzkę i zmierzam do drzwi.

-Ej, Shai, no co ty? Obraziłaś się?

-Być może!

-Shai, no poczekaj!- wstaje za mną, ale ja wychodzę z pokoju i zamykam mu drzwi przed nosem.

Wchodzę do łazienki i zamykam drzwi tak, żeby ten nie mógł wejść. Opieram się o ścianę i wpatruję się w swoje odbicie w lustrze. Słyszę pukanie do drzwi.

-Shai, kochanie, no przepraszam, żartowałem tylko!

-Ale to nie było ani grama śmieszne!

-Wiem, przepraszam.

-Czasem mam cię dość! Zachowujesz się jak dziecko, mam ochotę walnąć cię w twarz!- drę się.

-Aż tak?

-Tak!

Zachodzi cisza. W moich żyłam płynie czysta nienawiść, nie wiem dlaczego. Podchodzę do zlewu i przemywam twarz zimną wodą. Czuję, że ciśnie mnie w pęcherzu.

Załatwiam swoją potrzebę. Chcę spłukać wodę, ale zauważam, że papier jest czerwony. Dostałam okres. Zaczynam się śmiać sama do siebie.

Przebieram się i wychodzę. Theo patrzy an mnie nie pewnie.

-Mam okres- mówię obojętnie.

Razem wybuchamy śmiechem. Nienawidzę moich huśtawek emocjonalnych.

-Shai, Shai- mój mąż kręci głową, chwyta mnie za rękę i prowadzi do sypialni.


❤️

CDN.



Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz