Theo
Wracam do domu po drodze cały czas rozmyślając o Shai. Ona jest taka nie świadoma tego, że kręcę na boku z Ashley, i pewnie uważa mnie za idealnego partnera, z małymi wyjątkami, a ja wykorzystując sytuacje, że jej nie ma i podaję się działaniu Ashley. Jestem dwulicowym skurwielem.
Wjeżdżam na podjazd pod domem. Dzisiaj to zakończę. Zakończę to. Raz na zawsze. Te słowa odbijają się w mojej głowie echem.
Shai niedługo urodzi. W naszej sypialni znów stanęło łóżeczko. Wszystko jest już przygotowane, na przyjazd do domu małego. Wszystko poza mną... Ale już niedługo, i dam sobie spokój z tą chora sytuacją, w którą dałem się wkręcić.
Wychodzę z samochodu i idę do domu. Otwieram drzwi i wchodzę.
Zdejmuje z siebie płaszcz i buty. Chodzę po mieszkaniu rozglądając się za Ashley. Widzę, że światło w łazience jest zapalone. Pewnie tam jest dziewczyna. Zaglądam do pokoiku Mii. Śpi. Jak wychodziłem to była na nogach, bardzo wcześnie wstała, więc nic dziwnego, że ucieła sobie teraz drzemke. Brakuje jej mamy, to widać. Tęskni. Ciekawe, czy za mną też tak tęskniła.
Wychodzę z jej pokoju i idę do salonu. Wyjmuje telefon z kieszeni, i kładę go na stole, poczym siadam na kanapie, i opieram się o zagłówek, przymykając oczy. Odpływam.
Budzę się, czując muskanie, na mojej szyi. Otwieram oczy. Ashley siedzi na mnie okrakiem, ubrana tylko w majtki i bokserkę. Wzdycham. Tylko nie to. Widząc, że się obudziłem, sięga do moich ust.
-Ashley, nie mogę- mówię odrywając się od niej na chwilę.
Dziewczyna kręci głową, i znów łączy nasze wargi. Gładzę jej plecy.
-Ashley...- protestuję.
-Cii- kładzie mi palec na ustach.
Przełykam ślinę. Będę tego żałować. Unoszę dziewczynę i wstaję z nią z kanapy. Oplata nogi wokół moich bioder. Kieruje się z nią do sypialni. Otwieram drzwi kopniakiem i tak samo zamykam, kiedy jesteśmy już w środku. Rzucam ją na łóżko. Nie wiem jak mam ją traktować. Między nami nie ma żadnego uczucia. Pochylam się nad nią. Ashley pozbywa się szybko moich ubrań. Jestem zdziwiony. No tak, czyli to będzie coś w stylu 'szybki numerek'. Nie pozostaje jej dłużny i ona również zostaje pozbawiona swojej bluzki. Gładzę jej piersi. Czuję jak moje bokserki robią się coraz ciaśniejsze. Przyjeżdżam językiem od jej piersi do podbrzusza zatrzymując się na gumce od majtek. Zrywam je jednym sprawnym ruchem. Dziewczyna tak samo pozbywa się moich. Jej dłonie zjeżdżają na mój tyłek, zciskając go.
-No już, Theo.
Kręcę lekko głową i wchodzę w nią gwałtownie. Poruszam się dość szybko. Dziewczyna drapie moje plecy, jęczac delikatnie. Kiedy jesteśmy już blisko, zaczyna wbijać we mnie paznokcie. Wychodzę z njej na chwilę i obracam sprawienie tak, że jest teraz poparta na kolanach i łokciach. Wchodzę w nią pownie. Zaraz oboje osiągamy szczyt. Opadamy. Ona na brzuch, ja obok niej.
-Jesteś wspaniały- dyszy.
Nic nie mówię tylko wpatruję się w sufit. Boże, co ja zrobiłem?
Z nią było to coś innego niż z Shai. Tu nie było żadnego uczucia, nic. Dziwnie się czuję.
Ashley głaszcze mnie po ramieniu, zaraz wjeżdża dłonią na mój brzuch i zjeżdża niżej. Mam ciarki na ciele. Dociera do podbrzusza i nagle słyszę dźwięk otwierających się drzwi wejściowych. Serce podchodzi mi do gardła. Jezu. Kto to może być?
-Spodziewasz się kogoś?- szepcze mi Ashley do ucha.
-Nie - odpowiadam chłodno- Zostań tu.
Wstaję z łóżka i nakładam na siebie bokserki. Wychodzę z sypialni.
-A, tu jesteś!- drze się Miles.
Marszczę brwi. Skąd on się tu wziął?
-Cześć.
Zanim zdążę się zapytać o coś jeszcze, chłopak zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku.
-Co jest? - wypalam w końcu.
-Zostałeś ponownie tatą, gratuluję!
Wytrzeszczam oczy. Uśmiech sam nasuwa mi się na usta. Boże. Mam syna.
- Ale kiedy?- pytam nie dowierzając.
-Wiedziałbyś, gdybyś odbierał telefon.
Został w salonie, podczas gdy ja...
-Wszytko z nim i z Shai w porządku?
-Tak. Mały jest zdrowyz Shai też. Urodził się jakieś pół godziny temu.
Muszę natychmiast do nich jechać, tylko...
- Kto to? - pyta Ashley, wychodząc z sypialni, okryta tylko kołdrą.
Miles patrzy na nią i wytrzeszcza oczy. Oglądam się za siebie patrząc na dziewczynę. Kurwa. Opieram się czołem o ścianę. Niezręczna cisza.
-To ta wasza pomoc domowa, którą Shai tak chwali?- pyta oburzony Miles.
Ani ja ani Ashley się nie odzywamy. Nie wierzę. Nie wierzę w to co się dzieje.
-Ja już pójdę- odzywa się w końcu dziewczyna.
Po dziesięciu minutach Ashley wychodzi. Zostaję sam z Milesem.
-Co to do chuja miało być?!- drze się na mnie.
Nie umiem wydusić z siebie ani jednego słowa. Fajnie by było, gdybym sam umiał sobie odpowiedzieć na to pytanie.
-Zdradziłeś Shai?! Jesteś zwykłym skurwielem. Ona tam leży i się męczy, a ty zabawiasz się tutaj z tą suką?
-Nie mów tak o niej -kręcę głową.
-Aha, czyli to coś poważnego?
-Nie! - protestuję.
-Straciłem do ciebie szacunek, Theo. Nie wiem jak ty teraz będziesz mógł spojrzeć w lustro- kręci głową i odchodzi.
-Nie mów nic Shai!- zatrzymuję go.
-Nic nie obiecuję. Ile Shai na jeszcze żyć w nieświadomości? Ona jest fantastyczną dziewczyną, a ty robisz jej takie świństwo? Nie zasługujesz na nią, Theo! A ona nie zasługuje na takie oszustwo. Szczerze jej współczuję, że musi z tobą żyć. Mało przez ciebie cierpiała?! Syn ci się rodzi, a ty pieprzysz jakąś szmate. Nie mogę na ciebie patrzeć!- krzyczy i wychodzi.
Drę się na całe gardło. O dziwo Mia się nie budzi. Zaczynam płakać. Co ja mam teraz robić?
😣😣😣
CDN.

CZYTASZ
Sheo- fanfiction ♥ część 2
FanfictionTo opowiadanie jest kontynuacją pisanej przez mnie wcześniej historii Shailene i Theo noszącej tytuł Sheo- fanfiction.