Rozdział 69

161 21 19
                                    

Theo

Nawet nie wiem kiedy mija te pięć dni, kiedy tu jesteśmy. Zwiedzamy wszystkie tego warte miejsca. Tu jest pięknie. Rano, kiedy dziewczyny jeszcze śpią- idę nurkować. Tak bardzo za tym tęskniłem, już zapomniałem, jak to jest. To uczucie, które doznaje, kiedy zanurzam się pod wodą, jest niesamowite. Dodaje mi tyle energii, pozytywnej energii.  Jestem Shai tak wdzięczny, że podarowała mi taki prezent. Też będę musiał się postarać na jej urodziny.

Wracam z plaży o dziesiątej. Jestem cały mokry. Zdjąłem kombinezon z ramion, przez co opina mi tylko nogi.

Wchodzę do naszego pokoju. Shai wierci się na łóżku, ale jeszcze śpi. Kładę się obok niej i muskam delikatnie jej usta. Dziewczyna uśmiecha się, nie otwierając oczu. Odszukuje mnie po omacku i wplątuje palce, w moje mokre włosy i przyciąga bliżej.

Nasze języki współpracują ze sobą płynnie. Pocałunek jest intensywny, ale przy tym delikatny, czuły.

Odrywamy się od siebie na chwile, i opieramy czołami. Dziewczyna wreszcie otwiera oczy. Ma takie świeże spojrzenie.

-Dzień dobry- witam się z nią.

-Dzień dobry- cmoka mnie znów w usta.

Wykorzystuje okazję i znów pogłębiam pocałunek. Zmieniam pozycję i siadam na niej okrakiem.

-Jesteś cały mokry- mruczy między pocałunkami.

Uśmiecham się delikatnie. Moje ręce wślizgują się pod jej koszulkę pozbywając się jej.

Kładę mój tors, na je torsie.

-I zimny!- dodaje.

-Nie marudź- mówię.

Jej ręce błądzą po moich plecach, zjeżdżając coraz niżej. W końcu zahaczają o mój strój. Mój oddech przyśpiesza, a mięśnie się naprężają.

-Kocham cię- Shai szepcze mi do ucha.

-Ja ciebie bardziej- mówię i jednym zdecydowanym ruchem ściągam z niej majtki.

Kolanem rozszerzam jej uda i układam się między nimi.

Shai ściąga ze mnie kostium, w czym jej pomagam. Robię ścieżkę, mokrymi pocałunkami, zaczynając od brody, po szyję i dekolt, kończąc na podbrzuszu.

Dziewczyna wzdycha mi do ucha. Uśmiecham się. Rękoma gładzę jej biodra. Moja żona przegryza dolną wargę. Przysysam się do jej szyi robiąc malinkę. Kiedy kończę wchodzę w nią zachłannie. Zaraz przyśpieszam. Shai drapie moje plecy, co jeszcze bardziej mnie nakręca.

W końcu osiągamy szczyt. Opadam na nią i próbuje uspokoić oddech. Przekręcam się na bok, lądując na plecach.

-I niech to będzie syn. Amen- udaje mi się wydukać.

-Nie, Theo! Jeszcze nie, ja zaraz wezmę...

Ktoś nagle puka do naszych drzwi. Shai marszczy brwi. Kładzie sobie rękę na sercu i tak jak ja walczy z przyspieszonym oddechem. W końcu wstaje, nakłada na siebie szlafrok i idzie otworzyć. Ja przykrywam się kołdrą, i próbuję podsłuchać kto przyszedł.

Shai wraca ze stolikiem na kółkach pełnym jedzenia. To już wpół do jedenastej? Bo o tej godzinie zawsze przywożą nam śniadanie do pokoju. Dziewczyna siada obok mnie i chwyta do ręki rogalika.

-Smacznego- cmoka mnie w policzek.

-Nawzajem, skarbie- nalewam sobie kawę, i smaruję rogalika twarogiem i dżemem.

Nie chcę stąd wyjeżdżać.

Jeszcze jeden. Kto wie, może nie ostatni :D

CDN.

Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz