Rozdział 55

187 25 3
                                    

Theo

-A więc tak- wstaję- Alex, to mój syn, mój i Ruth...- zaczynam powoli i niepewnie.

Widzę zdziwienie na twarzach mamy Shai i jej brata, którzy o niczym nie wiedzieli, z moją rodziną było nieco inaczej, każdy został poinformowany o zaistniałej sytuacji, przez moją wkurzoną wtedy mamę. Pani Lori kręci głową i zatyka sobie usta dłonią. Jej wzrok wędruje ode mnie do Shai i z powrotem.

-Znaczy tak myślałem, dopóki nie zrobiłem badań i okazało się, że to nie prawda. Alex nie jest moim synem, Ruth mnie oszukała, mamo- wrzynam się wzrokiem w moją mamę, która trochę mnie zirytowała tym, że odezwała się w nieodpowiednim momencie, pani Lori nigdy miała się o tym nie dowiedzieć.

-Ale jak to?- mówi moja mama, na wpół entuzjastycznie, ale można wyczuć w jej głosie też odrobinę smutku- We wszystkich gazetach piszą, że ty jesteś ojcem! Ruth zmarła i...

-Mamo! W gazetach mogą pisać wszystko. Tak to wyglądało, przecież przyjeżdżałem cały czas do szpitala więc prasa mogła tak pomyśleć, ale to nie prawda, zrozum!- lekko się unoszę.

Czuję jak czyjaś ręka gładzi mnie po ramieniu. To Shai. Zerkam na nią. Dziewczyna ma pochyloną głowę i patrzy w dół. Wiedzę, że jest to dla niej niewygodne. Nie tak miało być.
Staram się uspokoić.

-Ale Ruth nie żyje, kto się zajmie Alexem, jeździsz do niego w ogóle?

-Babcia, zajmie się nim babcia. Ja już do niego nie jeżdżę, po co?

-Sama nie wiem- moja mam robi się przygnębiona- W sumie dobrze, że ta sytuacja się wyjaśniła, teraz możecie się starać z Shai o wspólne dziecko!

-Mamo!- upominam ją.

Shai unosi głowę i zabiera rękę z mojego ramienia.

-Przepraszam, muszę na chwilę wyjść- rzuca szybko i odchodzi.

-Powiedziałam coś nie tak?- zaczyna moja mama.

-Tak, niepotrzebnie w ogóle zaczęłaś ten temat.

-Przepraszam, skąd miałam wiedzieć, że Alex... przepraszam.

-Theo, daj mamie spokój, to nie jej wina- wtrąca się ojciec.

-Mogę się wtrącić? Czy to znaczy Theo, że zdradziłeś Shai?- pyta pani Lori ze łzami w oczach.

Kolejne niewygodne pytanie. Patrze na moje rodzeństwo. Uśmiechają się do mnie pokrzepiająco, ale widać, że to nie jest komfortowa sytuacja dla nich, dla nikogo nie jest.

-Nie, nie zdradziłem Shai, to jest bardziej skomplikowane.

-Ale ta cała Ruth, twierdząc, że jest w ciąży z tobą, musiała mieć jakąś podstawę, żeby tak mówić.

-I miała, ale przepraszam nie potrafię teraz o tym mówić.

Również wstaję. Jeśli tu dłużej zostanę, obsypią mnie taką dawką pytań, że z wywieranej na mnie presji, jedzenie, które jest na stole, może zacząć latać.

-Przepraszam, ale ja też muszę na chwilę wyjść.

Idę do przedpokoju. Nakładam płaszcz i szalik, a do kieszeni z mojej małej kryjówki chowam paczkę papierosów. Obiecałem Shai, że rzucę to w cholerę, ale w takich sytuacjach jak ta nie wytrzymuję, i muszę zapalić, odreagować. Wychodzę na zewnątrz. Nigdzie nie ma Shai. Szkoda, bo w sumie chciałbym z nią porozmawiać. Może poszła gdzieś na spacer.  Korzystam z okazji i wyjmuję z paczki jednego papierosa. Wkładam go do buzi i zastanawiam się chwilę czy zapalić. Jeden raz nie zaszkodzi. Muszę. Zapalam.
Te święta nie miały tak wyglądać. Miało być miło, przytulnie, rodzinnie i wszystko szlag trafił.

-Miałeś rzucić- Shai zachodzi mnie od tyłu, wzdrygam się

-Wiem, ale sytuacja mnie przerosła.

-Wiem, wiem- wtula się w moje ramię.

-Kocham cię, Shai i przepraszam, że tak to wyszło, mogłem wcześniej powiedzieć o tym mamie, a teraz...

-Trudno, tak musiało być, teraz nic nie zmienisz.

Uśmiecham się i całuje Shai w czoło.

-Śmierdzisz!

-Dzięki- oboje wybuchamy śmiechem.

Tak bardzo kocham tą dziewczynę. Jest cudowna, nie wiem jak kiedyś mogłem tego nie dostrzegać.


Dobrej nocki.

CDN.


Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz