Rozdział 85

173 22 22
                                    

Theo

Kończymy robić ciasto. Naszło nas na tiramisu. Znaczy bardziej Shai, bo ja nie miałem tutaj nic do gadania, po prostu pomogłem jej robić.  Pod koniec mojej żonie zamarzyły się jeszcze bezy. Je na szczęście robi się krótko.

-Mogliśmy zrobić szarlotkę- marudzi Shai.

Parskam śmiechem.

-Teraz cię olśniło?- odchodzę od piekarnika, do którego wkładałem bezy i odwracam się do niej.

Shai siedzi na krześle przy barku, odwrócona do niego tyłem.

Podchodzę do niej. Kładę dłonie na blacie za nią i ocieram o siebie nasze nosy. Po chwili muskam wargami jej usta. Dziewczyna pogłębia pocałunek. Nasze jeżyki współpracują ze sobą synchronicznie, oddechy są coraz szybsze, a nasze dłonie z sekundy na sekundę bardziej niespokojniejsze. Odrywam się od niej na chwilę i zaglądam jej głęboko w oczy, pragnącym jeszcze większej bliskości spojrzeniem.

-Kocham cię- mówię i przysysam się do jej szyi.

-Interesujące- moja żona mówi zmysłowym głosem.

Moje ręce zaczynają błądzić po jej plecach. Palce unoszą się i opadają zgodnie z wystającym bliżej karku kręgosłupem. Całkowicie zapominam o świecie. Mógłbym tak trwać wiecznie. Ale mamy dziecko, które zaraz się obudzi, psa z którym trzeba wyjść zaraz na spacer, ciasteczka w piekarniku i sprzątaczkę w domu...

A propos zaczynam słyszeć jej kroki, więc niechętnie odrywam się od mojej żony i siadam na drugim krześle, obok niej.

-Ja już skończyłam. Tak jak obiecałam, wszystko się świeci- Ashley się uśmiecha i podchodzi do nas.

-Dziękujemy bardzo- mówi Shai.

-Coś pieczecie? Posprzątać jeszcze kuchnię?

-Nie, nie trzeba...

-A ja bym poprosił- wcinam się mojej żonie w słowo.

Shai mierzy mnie zaskoczonym, ale chłodnym spojrzeniem.

-Dobrze, to już się zabieram do pracy- nasza pracownica się uśmiecha.

Wstaję z krzesła i idę do salonu, a moja żona za mną.

-Dlaczego?- szepcze mi na ucho, gdy siadamy na kanapie.

-A dlaczego nie? Za coś jej płacimy- odpowiadam takim samym tonem- Myślałem, że ją polubiłaś?

-No właśnie, i dlatego nie chcę jej nadwyrężać.

-Kochanie, ale to jest jej praca, nie przesadzaj, jak ty tyrasz na planie to nikt nie patrzy czy się meczysz, wykonujesz to co do ciebie należy.

Dziewczyna kiwa tylko głową.

-A co pichcicie? Tak pięknie pachnie- Ashely pyta nas z kuchni.

-W lodówce jest tiramisu, a w piekarniku siedzą bezy. Może zostaniesz jak skończysz i poczęstujesz się naszymi wypiekami?- mówi z uśmiechem Shai.

-Nie chcę wam przeszkadzać.

-Przestań, nie będziesz.

-No dobra, to tak pięknie pachnie, jak w domu u mojej babci.

-Miło nam.

Moja żona jest teraz tak strasznie niezdecydowana, że chyba sama już za sobą nie nadąża. Szykuje nam się ciekawe osiem miesięcy. Pewnie będę spał na kanapie za byle co. W ciąży z Mią była bardziej potulna.

Pół godziny później kuchnia jest wyczyszczona na błysk, a my razem z Shai i Ashley siedzimy w salonie i objadamy się ciastem. Nagle słyszę dzwoniący telefon. Marszczę brwi.

-Shai to nie twój?- pytam z pełną buzia.

-Tak- moja żona śmieje się ze mnie i podchodzi do komody, aby odebrać telefon.

-Halo?...Jaką?...Czekaj, chyba już wiem...Naprawdę?...Jejku, gratuluję!...Uściskaj ich od nas! I koniecznie wyślij zdjęcie!...Dobra, pa, trzymajcie się, zadzwonię później.

Shai wraca do nas cała rozpromieniona i zaczyna piszczeć.

-Zoe urodziła!- mówi, przytulając mnie.

💞💞💞

Tutaj ciasteczka dla Was 🍰🍪🍰🍪🍰🍪🍰🍪🍰🍪🍰🍪🍰🍪

CDN.







Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz