Shai
Jemy powoli śniadanie, nigdzie się nie spiesząc. Mamy jeszcze dwie godziny aby opuścić pokój.
Podziwiam widok zza okna ostatni raz. Musimy tu jeszcze kiedyś przyjechać. Zakochałam się w tym miejscu.
Theo karmi Mię, która siedzi na swoim krzesełku dla dzieci, na przemian sam jedząc. Obydwoje są ubrudzeni. Theo zachowuje się czasem przy Mii jak dziecko, jakby znalazł sobie koleżankę. Tak bardzo mnie to śmieszy.-Co?- pyta mnie Theo z jedzeniem w buzi.
Wybucham jeszcze większym śmiechem.
-Czasami mam wrażenie, że mam dwójkę dzieci.
Theo nic nie mówi, tylko zastanawia się o co mi chodzi.
-Aa, że ja?!
-Bingo!- kiwam głową.
Theo uśmiecha się tylko i gdy kończy przeżówać wystawia mi język.
Po dwóch godzinach wychodzimy już z pokoju z rzeczami. Dziesięć minut temu wróciliśmy z plaży. Poszliśmy się przejść ostatni raz. Mia zamoczyła sobie nóżki. Teraz już się przyzwyczaiła do zimnej wody, za pierwszym razem uciekała.
Rozglądam się jeszcze po pokoju, żeby sprawdzić czy wszystko zabraliśmy. Wszystko. Biorę Mię za rękę a drugą chwytam walizkę. Theo zabiera pozostałe. Idziemy do recepcji, żeby zdać pokój. Mijamy po drodze chłopaka, który pomagał nam z bagażami.
-Dzień dobry- kiwa nam głową.
-Dzień dobry, a właściwie to do widzenia- mówię lekko się uśmiechając.
-Już państwo wyjeżdżają?
-Tak, niestety.
-Mam nadzieję, że podobało się państwu u nas.
-Bardzo, na prawdę.
-No to w takim razie zapraszamy ponownie- puszcza nam oczko i odchodzi.
Ludzie tutaj są naprawdę uprzejmi. I nie mówię o pracownikach, chociaż to też, ale ogólnie o mieszkańcach.
Podchodzimy do recepcji. Mia zaczyna mi uciekać, więc Theo bierze ją na ręce i podchodzą dodaj jednej z kanap.
Ja zdaję szybko kartę.-Zapraszamy ponownie- żegna się ze mną recepcjonistka.
-Na pewno skorzystamy z zaproszenia- uśmiecham się do niej i idę do Theo i Mii.
-To co jedziemy?- mój mąż wstaje i obejmuje mnie w talii.
Wzdycham ciężko i rozglądam się po hotelu.
-Tak.
Jedziemy taksówką na lotnisko. Po drodze nic nie mówię, tylko podziwiam widoki.
Nie orientuję się kiedy dojeżdżamy na lotnisko. Theo otwiera drzwi, a ja jestem nieco zdezorientowana.
Wysiadam i wyjmuję Mię z nosidełkiem z samaochodu.Wchodzimy do budynku. Znów ta sama procedura. Bramki, korytarz, bilety, lotnisko, samolot.
Wchodzimy do samolotu. Zajmujemy miejsce w tym samym rzędzie, gdy lecieliśmy tutaj.
Siadam pod oknem i rozkładam się wygodnie. Przed chwilą zaczęła mnie boleć głowa.
Po dziesięciu minutach wylatujemy. Podkładkam poduszkę pod głowę i przechylam ją na bok. Zamykam oczy i zasypiam.
Budzę się i słyszę panikę ludzi. Marszczę brwi, nie wiem o co chodzi. Theo nic nie mówi tylko chwyta mnie za rękę i ściska mocno.
-Co się dzieje?- pytam.
Nic nie odpowiada tylko patrzy na mnie z przerażeniem. Nie wiem dlaczego do moich oczu napływają łzy.
-Theo, co się dzieję?!- potrząsam go i krzyczę przez łzy.
-Shai... umieramy.
-Co?- nie wiem czy mam dalej ryczeć czy się śmiać.
Theo cały zbladł. W jego oczach jest straszne przerażenie. Nic nie mówi, chociaż cały czas dopytuję o co chodzi. Po policzku cieknie mu łza. Ludzie dokoła krzyczą, a Mia zaczyna płakać. Wyglądam za okno. Widzę niebo i ogień...
Wpadam w panikę. Nie wiem już co robię, krzyczę i płaczę. Nagle jakby przyspieszamy. Ściskam rękę Theo jeszcze mocnej, lekko go szczypiąc.
-Theo!- drę się- Odezwij się do mnie!
-Kocham cię- szepcze mi do ucha, przytula mnie mocno i muska moją skroń.
Robi mi się gorąco, nawet nie chcę wiedzieć co się dzieje, zamykam oczy i wtulam się w Theo.
Nagle czuję mocne uderzenie, coś rwie mnie w środku, a potem nic... Ciemność....😢
CDN?
CZYTASZ
Sheo- fanfiction ♥ część 2
FanficTo opowiadanie jest kontynuacją pisanej przez mnie wcześniej historii Shailene i Theo noszącej tytuł Sheo- fanfiction.