Theo
Ashley wjeżdża dłonią pod moją koszulkę. Mój oddech staje się coraz szybszy. Czuję coś dziwnego w podbrzuszu. Nie mogę, nie mogę- podpowiada mi głos w mojej głowie. I tak dalej w to brnę, nie słuchając go. Nie umiem przestać. Coś mnie wypala od środka. Poczucie winy? Ale podoba mi się to. Tak dawno nie kochaliśmy się z Shai... Ona leży tam teraz sama. A co jeśli się nie obudzi? Teraz jest mi tak dobrze. Może nikt się nie dowie? To będzie jednorazowa sytuacja? Ashley pozbywa się mojej koszulki. Już raz to zrobiłem. Już raz skrzywdziłem Shai. Nie mogę. Słyszę mój krzyk w myślach, rozwalający czaszkę. Odrywamy się od siebie na chwilę, aby złapać oddech. Mia. W pokoju jest Mia. Nasza Mia. To mnie powraca do rzeczywistości. Odrywam się od dziewczyny i walczę z przyspieszonym oddechem.
-Nie mogę- kręcę głową.
-Jasne, przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło... Ja już pójdę, a jeśli chodzi o Mię... To dzwoń do mnie jeśli trzeba będzie się nią zająć- mówi nieco zmieszana.
-Yhym- kiwam głową.
Dziewczyna wstaje, a ja za nią. Nakładam na siebie koszulkę, jednocześnie idąc do przedpokoju.
Ashley nakłada na siebie płaszcz. Bierze torebkę do ręki i staje przede mną, wpatrując mi się w oczy. Przybliża się do mnie szybko i składa jeszcze jeden pocałunek. Zrobiła to tak, żebym nie zdążył jej powstrzymać. Nasze wargi współpracują ze sobą płynnie. Cholera, dlaczego ta dziewczyna tak na mnie działa? A co jest najlepsze? Że wcale tego nie żałuję. Dalej bym w to brnął, tylko... Mia. Nie wiem dlaczego nie umiem teraz myśleć o Shai, że jeśli tego nie przerwę, to ją zdradzę, a jeśli się o tym dowie, to odejdzie. Nie dociera to do mnie. Żyję teraz euforią, którą powoduje bliskość z Ashley.
Przerywa nam telefon. Dzięki Bogu. Odrywamy się od siebie. Dziewczyna już ma sine usta. Dzwoni lekarz Shai. Odbieram.
-Słucham?- mówię.
-Pana żona zaczęła się wybudzać.
-Dobrze, już jadę- mówię i się rozłączam.
Moja żona.
-Ashley, zostaniesz jeszcze z Mią? Shai zaczęła się budzić.
-Jasne- dziewczyna kiwa głową i patrzy na mnie niewinnie.
Mam niedosyt. Ubieram się pośpiesznie i wychodzę, w czasie gdy Ashley wraca do salonu. Wsiadam w samochód, i jadę do szpitala.
W nocy są mniejsze korki niż w dzień, więc na miejsce dojeżdżam szybciej. Parkuję samochód, wychodzę z niego i biegnę do budynku. Wjeżdżam windą na piąte piętro, gdzie leży Shai.
Uspokajam się idąc korytarzem. Wszystko jest dobrze, obudziła się. Jak ja jej spojrzę w oczy? No tak, normalnie, bo wstyd, ani wyrzuty sumienia jeszcze się nie odezwały. Co ja właściwie robię ze swoim życiem? Oczywiste jest, że kocham Shai, wskoczyłbym za nią w ogień, ale Ashely... do niej też mnie ciągnie.
Biorę głęboki wdech i wchodzę na sale. Moje serce mięknie kiedy widzę ją, taką niewinną, owiniętą bandażem, leżącą na łóżku. Przy tobie czuje się bezpieczniej. Jej słowa odbijają się w mojej głowie echem. Przy takim debilu jak ja, nie można się czuć bezpiecznie. Dlaczego ja jej... nam to robię?
Podchodzę do jej łóżka. Dziewczyna przekręca delikatnie głowę, w moją stronę, mruży oczy, po czym wrzyna we mnie zimne spojrzenie. Czuje się tak, jakby mnie prześwietlała i zaraz powiedziała: wiem co robiłeś z Ashely.
-Cześć- szepczę- Przepraszam. Za wszystko- dodaję ciszej.
Dziewczyna milczy. Chwytam ją za dłoń, mając nadzieję, że odwzajemni uścisk, ale nic z tego.
-Z dzieckiem wszystko dobrze?- pyta po chwili.
-Tak. Tylko... będziesz musiała leżeć tu do rozwiązania.
Shai marszczy brwi. Po jej policzku zaczyna cieknąć łza.
-Kocham cię, skarbie- mówię.
-Wyjdź.
-Shai...
-Wróć jutro, chcę odpocząć.
Wzdycham i kiwam głową. Schylam się nad nią i całuje w czoło, dziewczyna przymyka oczy.
Wychodzę z sali. Idę do wind. Czekając na jedną z nich dociera do mnie, że to co żywię do Ashely to puste uczucie, z pociągiem seksualnym.
Ta, da!
CDN.

CZYTASZ
Sheo- fanfiction ♥ część 2
FanficTo opowiadanie jest kontynuacją pisanej przez mnie wcześniej historii Shailene i Theo noszącej tytuł Sheo- fanfiction.