Rozdział 36

205 20 11
                                    

Theo

Docieram do szpitala. Wychodzę z samochodu. Idę do środka. Szukam laboratorium, aby pobrać krew do badań DNA. Jestem przyzwyczajony do igieł, bo co jakiś czas oddaje honorowo krew. Odnajduje gabinet i pukam do drzwi. Jakiś łagodny głos pozwala mi wejść do środka.

-Dzień dobry- witam się z miłą pielęgniarką.

-Dzień dobry, proszę usiąść na fotel, zaraz pobierzemy krew.

-Dobrze.

Siadam tak jak kazała mi kobieta, na fotelu. Torbę odkładam na bok. Pociągam rękaw i układam rękę na podłokietniku. Pielęgniarka podchodzi do mnie z potrzebnymi rzeczami. Nakłada rękawiczki, i zaciska mi delikatnie opaskę na przedramieniu. Sięga po igłę, patrzy się na mnie i jednym zdecydowanym ruchem wbija mi ją w żyłe. Oglądam jak moja żywo czerwona krew leci do probówki.

-I po wszystkim- mówi wyjmując igłę z mojej żyły.

-Dziękuję.

Odkłada probówkę, przyciska wacik do małej rany i po chwili przykleja plaster.

-Teraz poproszę pana o wypełnienie tej karteczki.

-Oczywiście.

Wypełniam co trzeba i wstaje.

-Czy pobraliście już krew od Alexa?

-Tak, godzinę temu.

-A za ile będą wyniki?- pytam jeszcze.

-Zadzwonimy do pana- uśmiecha się pocieszająco.

-Dobrze- kiwam głową- Dowidzenia.

Wychodzę. Nie wiem po co ale idę jeszcze na piętro, gdzie leży Alex. Wiem, że mnie do niego nie wpuszczą, ale mogę jeszcze spróbować.

Kiedy idę korytarzem, pod salą Alexa zauważam znajomą mi kobietę- matkę Ruth. Nigdy za sobą nie przepadaliśmy. Teraz już wiem po kim Ruth miała tak podły charakter. Mam nadziej, że nie będę musiał się z nią kłócić o opiekę nad synem.

Podchodzę do niej, bliżej.

-Dzień dobry- mówię.

Matka Ruth obczaja mnie wzrokiem od góry do dołu.

-Witaj.

-Wiedziała pani Alexa?

-Tak, jest tak podobny do Ruth.

-Ja jeszcze nie miałem okazji go widzieć, pozwoliła by pani mi go odwiedzić?

-Skoro to twój syn... Wejdź póki nie ma pielęgniarek, jak przyjdą powiem, że ja ci pozwoliłam.

-Dziękuję.

Jest dziwnie miła, ale korzystam z jej życzliwości. Wszystko by w końcu zobaczyć syna.
Wchodzę do sali. Pamiętam jak jeszcze dziewięć miesięcy temu tak odwiedzałem Mię. Widzę inkubator, a w nim malutką istotkę. Otwieram okienko z boku i wkładam rękę do Alexa. Głaskam go po brzuszku. Jest tak samo delikatny jak Mia. Ma rysy Ruth. Blond włoski i zielone oczy. Tak samo jak Mia jest przypięty do różnej aparatury. Tak bardzo chciałbym wziąć go już na ręce.
Wychodzę z sali po dziesięciu minutach. Zrobiłem mu jeszcze zdjęcie.

-Bardzo mi przykro z powodu Ruth- mówię.

-Zabiło ją jej wścibstwo.

Fakt, była wścibska, ale to była chyba jedyna różnica między nią a jej matką. Teraz nie żyje i nie wiem jak jej własna matka może tak o niej mówić.

Wzruszam tylko ramionami.

-Nie dociera do mnie to, że moje dziecko już nie żyje, ale taka jest prawda, gdyby miała jakieś granice, teraz może by i żyła. Taki już jej los.

Może jej mama ma trochę racji. Ruth była nieobliczalna, nie miała granic.

Kufffa, rozdział były wcześniej tylko wszytko mi się usunęło, musiałam pisać jeszcze raz 😒😒

CDN.

Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz