Rozdział 35

205 21 18
                                    

Shai

Wstaję o siódmej rano. Widze, że Theo jest już na nogach. Stoi przy szafie i nakłada na siebie zieloną bluzę, która idealnie pasuje do już nałożonych szarych dżinsów.

-Dzień dobry- witam się z nim.

-Dopiero się okaże, czy taki dobry.

Unoszę brwi. Wiem, że jest przejęty tą całą sytuacją, że jest zdeterminowany aby odzyskać syna, ale przez to zaczyna mnie inaczej traktować, jest zimny i oschły.

Wstaję. Idę do łazienki. Przemywam sobie twarz zimną wodą. Myję zęby, wycieram buzię, a kiedy kończę to robić, przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze. Nie wiem ile czasu stoję tak w siebie wpatrzona. Teraz dostrzegam każdy szczegół na mojej twarzy. Przerywa mi pukanie do drzwi.

-Shai, otworzysz mi?

Nic mu nie odpowiadam. Otwieram drzwi i wychodzę, szturchając go przy tym. Zawsze mnie zatrzymywał gdy tak robiłam, a teraz? Nic.
Idę do kuchni. Otwieram lodówkę i wyjmuję z niej produkty potrzebne na jajecznicę, na którą właśnie mam ochotę.

Kiedy kończę gotować, do kuchni wchodzi Theo.

-Zaraz będę jechał do szpitala- mówi.

Kiwam głową, jednocześnie przekładając jajecznicę z patelni na talerz.

-Zjesz coś?-pytam.

-Nie mogę, przecież muszę dzisiaj pobrać krew do badań DNA.

-Przepraszam, zapomniałam.

Theo odchodzi. Idzie do przedpokoju i pakuje swoją torbę.

-Widziałaś moje dokumenty?- pyta.

-Nie, ale możliwe, że są w twoich spodniach z wczoraj.

Nawet nie podziękował tylko odszedł. Mam dość takiego traktowania. Wiem, że to jest dla niego trudne, ma dziecko, którego nawet nie może zobaczyć, ale to nie znaczy, że ma się na mnie wyrzywać. Wraca, i chce wychodzić bez słowa, ale go zatrzymuję.

-Theo!- podbiegam do niego i chwytam za ramię- Dlaczego mnie tak traktujesz?

-Jak?- dopytuje marszcząc brwi.

-Tak oschle.

Theo wzdycha ciężko. Odkłada torbę i opiera się o szafkę.

-Shai- zaczyna- Przepraszam cię, nie chciałbym, żeby ta cała sytuacja odbiła się na tobie, czy na naszym związku.

-Ale się dobija...

-Wiem, i za to cię przepraszam.

Obejmuje mnie i przyciska do siebie. Przykłada ust do moich włosów i mnie całuje.

-Dobra, idź już- uśmiecham się do niego.

Theo składa słodki pocałunek na moich ustach.

-Dziękuję, że teraz przy mnie jesteś.

-Jak mogło by być inaczej?

Uśmiecha się.

-Wczoraj wieczorem dzwoniłam do mojej mamy, jutro do nas przyleci, więc będę mogła jeździć z tobą do szpitala.

-Jesteś wspaniała- jeszcze jeden pocałunek ląduje na moim policzku.

-Wiem.

Theo zabiera swoje rzeczy i wychodzi. Uśmiecha się jeszcze do mnie puszczając oczko, i zamyka za sobą drzwi.
Czuję ulgę. Dobrze jest, spokojne sobie porozmawiać, wszystko wyjaśnić. Tyle już razem przetrwaliśmy, że już nic nie jest w stanie nas rozdzielić.
Słyszę, że Mia zaczyna gaworzyć. Idę więc do niej. Wyjmuje ją z łóżeczka biorę na ręce.

-Cześć maluchu- całuję ją w czółko.

Jest taka rozkoszna.

Niosę ją do salony i kładę na kocyku, gdzie teraz zazwyczaj się bawi. Zaraz przebiega do niej Dexter, więc mam czas aby spokojnie zjeść śniadanie.

W końcu udało mi się dokończyć rozdział, chyba przerywałam pisanie z 5 razy 😂😂

CDN.

Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz