Theo
Następnego dnia wstaję wcześnie rano. Chcę jak najszybciej pojechać do szpitala, pokazać mamie Ruth wyniki badań, wszystko wyjaśnić, i mieć to już za sobą. To nie będzie łatwe. Pokochałem to dziecko i przyswoiłem myśl, że będzie, a teraz mam wbić sobie do głowy, że to jedna wielka pomyłka? W nocy zastanawiałem się czy mimo wszystko nie zająć się Alexem. Ale i tak jako ktoś zupełnie mu obcy nie miałbym szans. Jednak Ruth chciałaby żebym to ja był dla niego ojcem, a nie jego dziadek, czy jakiś zupełnie obcy człowiek. Nie wiem jeszcze co się stanie z tym dzieckiem.
Shai i Mia jeszcze śpią. Nie chcę ich budzić, bo jest jeszcze wcześnie. Sam nie spałem długo, bo rozmyślałem o Alexie. Wstałem o szóstej i błąkałem się po domu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
Jedną ręką jem kanapkę a druga piszę list do Shai.
Dzień dobry, kochanie. Pojechałem do szpitala. Chcę to wszystko jak najszybciej wyjaśnić, i mieć spokój...
Za niedługo wrócę.Składam kartkę i kładę ją na blacie. Odkładam talerz do zmywarki, biorę kluczyki, telefon i dokumenty i wychodzę. Wsiadam do samochodu i wyjeżdżam. Mało co nie przejeżdżam Jaia idącego chodnikiem. Podchodzi do mnie i uśmiecha się szeroko pukając w szybę.
Otwieram ją.-Cześć tatusiu!- wita się ze mną- Gdzie ci tak śpieszno? Do syna?
-Powiedzmy.
-Wiesz, w mediach aż huczy o porodzie Ruth, jej śmierci i waszym synu.
-Wiem, tylko że...- nie wiem czy powinienem mu mówić- To nie jest mój syn- za późno.
-Jak to?- Jai wytrzeszcza oczy.
-Ruth mnie okłamała, zrobiłem badania, Alex nie jest moim synem.
-Ale jaja, ta dziewczyna zawsze mnie zadziwiała...
-Nie tylko ciebie. Wiesz, muszę już jechać to wszystko wyjaśnić.
-Jasne, jasne. Na razie.
Kiwam mu głową, zamykam szybę i odjeżdżam. W drodze do szpitala rozmyślam o mojej rodzinie. Muszę jeszcze zadzwonić i zaprosić ich wszystkich na święta. Jak przyjadą, powiem im, że Alex nie jest jednak moim synem. W ogóle nie wiem jak mogą na to zareagować. Po Ruth można było się spodziewać wszystkiego.
Dojeżdżam na miejsce. Wchodzę do szpitala i idę na odpowiednie piętro. Idę pod sale gdzie leży Alex. Przez okienko widzę jak pielęgniarka wyjmuje go z inkubatora, aby zmienić mu pieluszkę. Jest taki drobniutki. Stop! Nakazuje sobie w myślach. Nie mogę myśleć o nim w taki sposób, jakby był moim synem, bo nie jest. Mimo wszystko nie mogę odwrócić wzorku. Odejść tak obojętnie. Dalej się w niego wpatruję. Jest bardzo spokojny. W porównaniu do Ruth. Nagle czuję na ramieniu czyjąś dłoń. Czuje się, jakbym został przyłapany na czymś nielegalnym. Odwracam się. To moja niedoszła teściowa.
-Dzień dobry- witam się.
-Dzień dobry, dawno cię tu nie było.
-Wiem, przepraszam.
-Mnie? Przecież to twój syn.
Wzdycham ciężko. To chyba ten moment, kiedy muszę jej wszystko powiedzieć.
-No właśnie o to chodzi, że nie...- zaczynam.
-Słucham?
-Zrobiłem te badania, aby udowodnić im, że jestem ojcem Alexa, ale okazało się, że... nie.
Podaję jej kartkę z wynikami badań, a ona wyrywa mi ją z ręki, jakby miała się za chwile spalić. Widzę jak przebiera oczami, czytając szybko każdą linijkę. Na końcu wytrzeszcza oczy.
-Nie rozumiem- mówi.
-Wygląda na to, że Ruth nas wszystkich okłamała, może i w słusznej sprawie, ale jednak.
-Nie wierzę... ale jak to?
-Ruth nie była ze mną, mogła... zrobić to dziecko z każdym, a do mnie przyjść tylko po to aby mnie w to wszystko wrobić, żeby Alex miał dobre życie.
-Nie, to nie możliwe- matka Ruth chowa twarz w dłoniach.
-Niestety.
-W takim razie kto jest jego ojcem?
-Nie wiem.
No właśnie, nad tym się jeszcze nie zastanawiałem. Dobre pytanie. Kto może być jego ojcem?
Hmmm, ostatnio tak myślałam... i wymyśliłam, że jak tylko skończę z tym opowiadaniem, zacznę pisać nowe, o tej samej tematyce- SHEO! :D tylko zupełnie inna historia :)
CDN.
CZYTASZ
Sheo- fanfiction ♥ część 2
FanficTo opowiadanie jest kontynuacją pisanej przez mnie wcześniej historii Shailene i Theo noszącej tytuł Sheo- fanfiction.