Rozdział 61

178 19 10
                                    

Shai


Zamykamy się z Zoe w naszej sypialni. Mia niedawno wstała, więc powierzyłam ją pod opiekę chłopaków. Niech się z nią trochę pomęczą, ja z przyjaciółką chcemy trochę porozmawiać.

Zoe rzuca się na łóżko i przymyka oczy. Wykonuje ruchy, jakby chciała się w nie wtopić.

-Wygodne to łóżko macie- uśmiecha się.

Siadam obok niej i wybucham śmiechem.

-Chyba trochę... wyrobione?- kontynuuje.

-Prawdziwa prawa się znalazła.

Dziewczyna otwiera jedno oko i patrzy się na mnie, ale nie długo bo zaraz dostaje poduszka w twarz.

-Ałć!

-Ojej, bolało? - mówię sarkastycznie, na co obie parskamy śmiechem.

Dziewczyna podnosi się i siada na przeciw mnie, po turecku. Jej wyraz twarzy nabiera powagi, więc ja też się uspokajam.

-Powiedz mi wszystko, jak było z Ruth i tym bachorem.

Biorę głęboki oddech.

-Ruth zemdlała w swoim mieszkaniu, leżała tak przez dłuższy czas aż ktoś jej nie znalazł, były małe szanse na jej przeżycie, no i się sprawdziły. Mały przeżył. Theo jeżdził do niego przez cały czas, mimo że pielęgniarki nie pozwoliły wchodzić mu na sale do Alexa, bo tak się nazywa. Nie miały dowodu, że to on jest jego ojcem. Potem zrobił badania, i okazało się, że Alex nie jest jego synem...

Zoe wytrzeszcza oczy i uśmiecha się delikatnie.

-To chyba dobrze, nie?!

-Dobrze, dobrze. Tylko ja dalej... Nie wiem, mam jakiś uraz, niby już dawno mu wybaczyłam, ale to dalej gdzieś we mnie siedzi.

-Myszko...- przyjaciółka przytula się do mnie.

Czasem, na przykład teraz widzę w niej straszą siostrę, której nigdy nie miałam, a której zawsze mi brakowało. Jestem jej za to wdzięczna. Wiem, że muszę być silna, ale to przerasta mnie za każdym razem, kiedy o tym wspominam.
Nie panuje nad tym. łzy same zaczynają wypływać mi z oczu i płynąc po policzkach.

Zoe odrywa się ode mnie i przeciera każdą z nich.

-Shai! Ruth nie żyje! Alex to nie jest dziecko Theo, czym ty się jeszcze martwisz? Musisz myśleć o tym, co będzie teraz, a nie o tym co było, i co w dodatku nie wróci.

To samo kiedyś powiedział mi Jai. Myślałam, że to faktycznie minęło, ale teraz wiem, że nie, że to dalej we mnie siedzi. Nie chcę tego.

Wzruszam tylko ramionami.

-No właśnie nie wiem, czy to nie wróci. Chyba cały mój problem to małe zaufanie do Theo. Skrzywdził mnie już wiele razy i niby go kocham, mimo wszystko go kocham, ponad życie, ale z drugiej strony moje zaufanie do niego jest co raz mniejsze.

Zoe kiwa głową.

-Skoro chcesz z nim dalej być, to musisz mu zaufać. Inaczej to nie ma sensu. Wybieraj.

Te słowa mnie rozbudzają, otrzeźwiają. Zdaję sobie sprawę z powagi  sytuacji. Może problem nie leży w Theo, tylko  we mnie,  w tym że to ja nie potrafię mu zaufać. Uśmiecham się. Czuję jak promienieję. Skoro tak, to to naprawię.

-Masz rację- unoszę głowę, z powrotem patrząc na dziewczynę- Postaram się mu znów zaufać, bo inaczej to faktycznie nie ma sensu.

-No! I o to chodziło. Zuch dziewczynka!


Wieczorem razem z Zoe szykujemy się na przyjście pozostałych gości. W prawdzie zostały nam już same poprawki w makijażu, ale jednak.

Mam na sobie czarną sukienkę na grubych ramiączkach, sięgającą przed kolana. Z tyłu jest suwak, który sięga tylko do połowy pleców, dalej jest wycięcie, przez co widać moje ciało od wcięcia w talii, do pośladków, tam znów zaczyna się sukienka.  Na nogach mam jaskrawo żółte szpilki, na szyi pasującą do butów i sukienki kolię- koloru srebrno- czarno- jaskrawo żółtego. Na głowie mam koczka, ale zrobionego tylko z górnej partii włosów. Makijaż jest dość wyrazisty, czarne kreski, ciemny cień, brąz na policzkach i czerwona szminka.

Wychodzimy gotowe z łazienki i idziemy do naszych mężczyzn, którzy pogwizdują na nasz widok. Uśmiecham się. Theo jest ubrany w granatowe  nieco opięte, ale nie za mocno, spodnie i  koszulę w czarno białą cienką kratkę.

Mia już nam padła. Dzisiaj w dzień w ogóle nie spała, więc to może dlatego. Przynajmniej mamy odrobinę spokoju.

Słyszę dzwonek do drzwi. Theo idzie otworzyć. Wygładzam obrus. Na stole jest milion przekąsek i kilka butelek alkoholu.

Słyszę szmer, chyba razem z Jaiem i Margot przyszli Ansel i Violetta. Wychodzę do przedpokoju, aby się z nimi przywitać.


Siadamy wszyscy do stołu. Miles włączył muzykę, więc jest bardzo przyjemnie.

-No dobra, no to może napijmy się od razu, za spotkanie!- mówi Theo wstając i rozlewając każdemu alkohol.

-O tuż to!- wykrzykuje Jai.

-Wiecie, ja nie piję- wypala niechętnie Zoe.

-Ja tak samo!-  krzyczy Miles.

Wszyscy patrzą się na niego ze zdziwieniem. Miles nie pije? Mam ochotę parsknąć śmiechem. Marszczę brwi. O co tu chodzi?

-Dlaczego? - pyta mój mąż.

-Bo jesteśmy w ciąży!- rzuca dumnie chłopak.

Moja przyjaciółka wybucha śmiechem.

-To znaczy, ja jestem w ciąży- prostuje Zoe.

-Gratuluje!- rzucam się najpierw na nią potem na Milesa.

-Dzięki.

-Miles, no to tym bardziej musimy to oblać! No weź, nie daj się prosić!- przekonuje go Jai.

-Dobra, żartowałem tylko z tym nie piciem, no! Lej, lej.


<3 Miłej soboty!

CDN.


Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz