Rozdział 91

173 22 57
                                    

*Pół roku później*

Theo

Shai jest już w siódmym miesiącu ciąży. Jej brzuch jest już duży, za niedługo nasz drugi skarb wyjdzie na świat. Trzy miesiące temu dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć syna! Tak bardzo się ucieszyłem. Oczywiście, że kolejną córkę też bym pokochał. W gruncie rzeczy najważniejsze jest to, żeby dziecko było zdrowe, a jak tak bardzo chciałem mieć syna. I się udało.
Miesiąc temu były kolejne, nasze wspólne, cudowne święta. Już się nie mogę doczekać, następnych.  Wtedy będzie już z nami nasz syn.

Jak tylko dowiedzieliśmy się o płci naszego dziecka, zaczęliśmy się zastanawiać nad imieniem. Dyskusje, dyskusjami, ale zwyciężył fakt, że gdy padło imię Charlie, mały kopnął Shai, więc postanowiliśmy że tak też będzie się nazywał - Charlie. Charlie Taptilklis.

Wracam właśnie ze spaceru z Dexterem. Znów jest zima, znów zapomniałem wziąć ze sobą rękawiczek, więc moje ręce zamarzły, prawie ich nie czuje. Nasz pies okropnie lubi śnieg, który leży jeszcze na ziemi, i najchętniej zostałby cały dzień na dworze i się nim bawił.  Niestety ja nie mam na to ani czasu, ani ochoty, bo niedługo cały zamarznę.
Wracamy już do domu. Kiedy otwieram drzwi, w mojej kieszeni zaczyna dzwonić telefon. Wchodzę do domu, jednocześnie odbierając. To mój menadżer.

-Cześć Theo.  Jest mała zmiana. Premiera Underworlda jest tydzień później niż to było w planach.

-Ok, czyli? Data.

-Dziesiąty luty.  Miejsce to samo.

-Dobra, tylko ta data się zmienia, reszta zostaje bez zmian?- pytam.

-Tak.

Zauważam, że do przedpokoju wchodzi Shai.

-Ja muszę już kończyć.

-Ok, do zobaczenia, Theo.

-Na razie.

Rozłączam się. Puszczam psa ze smyczy. Ten od razu zaczyna skakać na Shai.

- Dexter!- odpycham go- Jezu, jak zimno.

-Widzę, masz czerwone policzki i nos- dziewczyna zaczyna się śmiać.

Po chwili do niej dołączam, zauważając swoje odbicie w lustrze.

-A co tak pachnie?- pytam.

-Ashley robi nam obiad.

-Obiad?- unoszę brwi- To jej nowa funkcja?

-Powiedzmy. Moje nogi zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa.

-Jeszcze tylko dwa miesiące- mówię i całuje ją w usta.

Idziemy razem do kuchni, gdzie rządzi Ashely.

-Co tam pichcisz?- zagaduję ją.

-Robię żeberka, mam nadzieję, że lubisz- uśmiecha się.

-Uwielbiam- odwzajemniam gest i idę do mojej żony, która zasiadła na kanapie.

Bardzo polubiliśmy się z Ashley. Ma podobne poczucie humory, i jest mi przy niej... komfortowo, jakbyśmy się znali od dziecka.

-Co tam piękna?- obejmuję Shai ramieniem i całuję ją w głowę.

-Wszystko mnie swędzi- marudzi.

-Hmm, mogę cię podrapać- odpowiadam poruszając brwiami.

Dziewczyna parska śmiechem.

-Może skorzystam, ale nie teraz- całuje mnie w policzek.

-A Mia jeszcze  śpi?

-Tak. A ja wcale na to nie narzekam.

-Już nie narzekasz.

-Tak, już nie narzekam- dziewczyna przyznaje mi racje.

Uśmiechamy się do siebie.

-A kto do ciebie dzwonił?

Marszczę brwi. Nagle dociera do mnie o co jej chodzi.

-Menadżer. Premiera przesunęła nam się na dziesiątego lutego.

-Dziesiątego lutego?- dopytuje Shai.

-Yhym.

-Theooo...

-Co?!

-Dziesiątego lutego mam wizytę u lekarza, i ty miałeś na nią ze mną iść!

-No to pójdziemy.

-Ale ona jest o osiemnastej.

-Cholera- drapię się po brodzie.

-Kto jak kto, ale ty wszystko potrafisz zawalić- dziewczyna wzdycha ciężko i wstaje.

Chwytam ją za ramię, zatrzymując.

-Shai! To przecież nie jest moja wina!

-No oczywiście, jak zawsze!

-A poza tym jak nie będzie mnie na jednej wizycie, to chyba nic się nie stanie.

-Słucham? To nie będzie pierwsza opuszczona przez ciebie wizyta! A poza tym co ty w ogóle mówisz? Potrzebuję twojego wsparcia! Nie czuję się za dobrze, siedząc sama na korytarzu, gdzie dookoła otaczają mnie same szczęśliwe pary, spodziewające się dziecka!

-Nie jesteś pępkiem świata, Shai.

Dziewczyna prycha.

-Może całego nie, ale twojego?

Kręcę głową.

-Uspokój się, bo to nie działa na korzyść ani twoją, ani dziecka.

-A to cię jeszcze coś obchodzi?

-Shailene! Kurwa, co ty odstawiasz?!  Zmieniłaś się wiesz? Zachowujesz się jak Ruth!

-Nie mów tak do mnie!- krzyczy, a ja zauważam, że jej oczy wypełnione są łzami.

Odchodzi. Mam ochotę w coś walnąć, rozwalić. Spoglądam na Ashley, która stoi w kuchni, zmieszana. Nie powinna tego ani słyszeć ani widzieć.

Słysze jak Shai trzaska drzwiami w łazience.

-Przepraszam Ashley- mówię spokojnie, prawie szeptem.

-Nie mnie powinieneś przepraszać- odpowiada naturalnym tonem głosu.

Kiwam głową i odchodzę. Idę do pokoju Mii. Lubię patrzeć jak śpi, to mnie uspokaja. Złość buzuje w moim ciele. Zaraz mnie rozniesie.

Gdy jestem przy pokoju małej, nagle słyszę potwornie głośny huk, dobiegający z łazienki.

Podbiegam szybko do drzwi.

-Shai?!


Dobry wieczór ;-;

CDN.


Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz