Rozdział 89

204 23 48
                                    

Shai

-Shai, to ja- słyszę znajomy głos.

Otwieram drzwi szerzej. To Jai. Uśmiecham się na jego widok. Boże, tak dawno się nie widzieliśmy.

-Cześć, wjedź.

-Dzięki.

Zamykam drzwi i kierujemy się do salonu.

-Przepraszam, że cię obudziłem.

-Nie obudziłeś mnie- kręcę głową.

Chłopak przygląda mi się.

-Aha, wyglądasz jakbym cię wyrwał ze snu.

-Nie czuję się za dobrze, to dlatego.

-A czekaj, ja słyszałem, że jesteś w ciąży, to prawda?

Uśmiecham się.

-Tak.

-No to moje gratulacje- podchodzi do mnie i mnie obejmuje.

-Dzięki, siądź.

Siadamy na kanapie, obok siebie.

-Skąd wiesz?- pytam.

-Od Milesa, dzwonił do mnie z wieścią, że syn mu się urodził i przy okazji wygadał się. Miałem zajść wcześniej i pogratulować, ale jakoś nie było okazji... Theo nie ma?

-Nie, jeszcze nie wrócił.

Jai kiwa głową. Bawi się swoimi kciukami, i skupia teraz na nich wzrok.

-No właśnie, teraz rodzi się tyle dzieci, ludzie są szczęśliwi, tylko mi się sypie- stwierdza smutniejszym głosem.

-Dlaczego?

-Zerwałem z Margot. Zbierałem się z tym kilka miesięcy, i w końcu... Nie wiem dlaczego czuje pustkę, że odeszła, ale z drugiej strony, przecież... sam nie wiem czy ją kochałem, chyba nie w taki sposób jak powinienem...

-Jai- przytulam się do niego.

-Wolałem przyjść do ciebie, niż zatapiać smutki w alkoholu. Nawaliłbym się i zrobił coś głupiego.

Kiwam tylko głową. Nie wiem jak mam go pocieszyć. Ale może wystarczy mu, że jestem. Pamiętam jak to było, gdy zobaczyłam Theo z Ruth w łóżku, myślałam, że mnie zdradził, i wtedy poszłam do Jaia. Czułam się dziwnie, bo chciałam żeby na jego miejscu był Theo, a z drugiej strony żywiłam do niego czystą nienawiść.

-Poczekaj trochę, ochłoń, za kilka dni będziesz na to inaczej patrzył.

Czuję jak Jai kiwa głową. Tak brakowało mi jakiejkolwiek bliskości, że nie mam ochoty się od niego oderwać.

To fascynujące, kiedyś mogłam żyć bez partnera, było mi dobrze, a teraz wystarczy mi tydzień rozłąki z Theo, żeby zacząć tak silnie tęsknić. Mój organizm bez niego szwankuje, ja czuje się, jakby ktoś mi zabrał część powietrza. Tak ciężko mi bez niego oddychać, żyć. On jest całym moim życiem, jego sensem.

Długo z Jaiem gadamy.  Trochę się ożywiłam, nabrałam energii, szkoda, że w nocy, kiedy powinnam spać. Orientuję się, że jest już druga w nocy. Powieki zaczynają mi się robić ciężkie. Opieram się łokciem o zagłówek, i na zgiętej pięści kładę głowę. Jai o czymś opowiada, a ja staram się go słuchać, powstrzymując się od snu, ale w końcu chyba ulegam.

Słyszę jakby przez sen, odbijające się echem kroki. Otwieram delikatnie oczy. Ktoś niesie mnie w kierunku sypialni. Oczami wyobraźni widzę, jakby to był Theo, pragnę poczuć jego zapach, ale... dociera do mnie, że to Jai. Kładzie mnie na łóżku i nakrywa kołdrą.

-Dobranoc- mówi, i słyszę jak odchodzi.

Nie myśląc już o niczym, zasypiam.

Budzą mnie...pocałunki.

Nie chce mi się otwierać oczu. Ale po chwili sen totalnie odchodzi. Dociera do mnie, że w domu nie ma nikogo, kto mógłby mnie tak całować. Wczoraj wieczorem był u mnie Jai... Nie słyszałam jak wychodzi z domu... Na tą myśl, robi mi się trochę niedobrze. Przełykam ślinę. Powoli otwieram oczy.

Theo. Przede mną jest Theo. Klęczy przy łóżku, i wpatruje się we mnie. Wytrzeszczam oczy, nie wierzę. Rzucam mu się na szyję, nic nie mówiąc.

-Dzień dobry- wita się ze mną.

-Cześć!- łączę nasze wargi- Co ty tu robisz? Miałeś być za tydzień.

-Niespodzianka!

-Kocham cię!

Łapie go za ramiona, i przyciągam tak, że ten ląduje na mnie. Opiera się na przed ramionach, aby nie napierać za mocno na mój brzuch.

-Ale mam jeszcze jedną- mówi.

-Jaką?- dociekam.

-Nie powiem, to kiedy ją odkryjesz, zależy od ciebie, skarbie- muska moje wargi.

Marszczę brwi. O co może chodzić? Ręce chłopaka wślizgują się pod moją koszulę. Tak bardzo go pragnę.  Jego palce jeżdżą  wzdłuż moich bioder, powodując na moim ciele gęsią skórkę.
Szukam skrawku jego koszulki. Łapię za niego i ją ściągam. Nasze wargi znów się łączą. Tym razem na dłużej. Czuję w skroniach, jak szybko płynie moja krew. Odrywamy się od siebie na chwilę. Moje ręce z szyi zjeżdżają na ramiona Theo, i wtedy ukazuje mi się tatuaż, na jego piersi, na sercu. Jest to napis:

Shai
Mia

Imiona są napisane jedne pod drugim, piękną czcionką.

-Boże...piękny- mówię, kiedy opuszki moich palców jeżdżą delikatnie po tuszu, na skórze.

-I to jest właśnie kolejna niespodzianka.

Chce mi się płakać, ale ze szczęścia. Łza cieknie mi po policzku. Nie potrafię nic więcej powiedzieć wpatruję się w niego jak zahipnotyzowana, z podziwem, jakby to było dzieło sztuki.

Awww ❤💏💑👫💕💞

CDN.

Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz