Rozdział 31

191 16 23
                                    

Shai


Wstaję rano. A przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie popatrzyłam na zegarek- 13:23. No to sobie pospałam. Nakładam na siebie szlafrok i wychodzę z pustej sypialni. Zachodzę do salonu, tam też nikogo nie ma. Ściągam brwi. Na blacie zauważam kartkę. Biorę ją do ręki i czytam jej treść.

Poszliśmy we trójkę na spacer. Wrócimy za niedługo, zjedz śniadanie :).

Uśmiecham się. Zauważam, że obok kartki na przykrytym folią talerzyku leżą kanapki. Odkrywam folie, biorę talerz i siadam z nim na kanapie w salonie. Zaczynam jeść. Spoglądam za okno. Na dworze świeci słońce. To coś niespotykanego o tej porze roku. W tym roku w Londynie i tak było go bardzo dużo.                                                                                                                
Cholera. Przypominam sobie, że dziś są urodziny Theo. Automatycznie odechciewa mi się jeść. Zaczynam się zamartwiać, co mogę mu dać?

Chodzę nerwowo po mieszkaniu, i myślę nad prezentem. Co on lubi najbardziej? Hmm, nagle przychodzi mi coś do głowy. Theo wczoraj w drodze powrotnej wspomniał mi jak to kiedyś często nurkował i bardzo za tym tęskni, ale nie ma na to czasu. Fakt, przez to, że urodziła się Mia wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Zapomnieliśmy o sobie, o naszych pasjach, ona stała się dla nas najważniejsza.

Szybko otwieram laptopa. Wchodzę na stronę mojego zaufanego biura podróży. Oglądam różne oferty, aż zauważam jedną bardzo atrakcyjną. Wakacje, nad oceanem spokojnym w mieście- Lima, ale dopiero za pół roku. No cóż chyba nie mam wyboru. Prezent urodzinowy Theo skonsumuje dopiero za pół roku. Kupuje i drukuje bilety zanim Theo zdąża wrócić ze spaceru. Chowam je do koperty i odkładam na półkę. Skoro ich jeszcze nie ma, to postanawiam zrobić nam obiad. Nie wiem ile mam jeszcze czasu, więc robię na szybko puree ziemniaczane, a do tego pieczony filet z kurczaka z cebulką, pieczarkami, przykryty serem. To święto Theo, więc niech ma to swoje ulubione jedzonko.

Kończę wszystko ustawiać, kiedy Theo i reszta wracają ze spaceru. Poprawiam jeszcze obrus i idę się z nimi przywitać. Widząc go nie potrafię się powstrzymać i rzucam się na niego z wielkim uściskiem, a na mnie Dexter.

-Wow, zaraz mnie udusisz!- mówi Theo, śmiejąc się.

-Wszystkiego najlepszego, kochanie!- całuje go najpierw w nos, w policzek, aż w końcu docieram do ust.

-Dziękuję- odpowiada, kiedy w końcu się od siebie odrywamy.

-A to taki skromny prezent- daję mu kopertę, którą w ostatniej chwili zdążyłam zabrać z półki.

-Co to?

-Otwórz, zobacz.

Theo otwiera kopertę. Wyjmuje bilety, patrzy na nie z szeroko otwartymi oczami i uśmiecha się równie szeroko.

-Kupiłaś bilety do Limy?

-Jak widzisz.

-Dziękuję, Boże, zawsze chciałem tam polecieć, ale nigdy nie miałem okazji, dziękuję, jesteś najlepsza.

Obejmuje mnie i ściska mocno.

-A jesteś głodny?- pytam.

-Ja? Zawsze!

-To zapraszam- odwracam się i wskazuje ręką stół.

-O! Co ja widzę, moje ulubione!

-Siadaj, i jedz.

-Z wielką chęcią, tylko umyję ręce, Dexter bardzo lubi się bawić na świeżym powietrzu.

-To ja położę Mię do łóżeczka.

Spotykamy się w kuchni pięć minut później.

-Smacznego- mówię.

-Nawzajem, kochanie!

Zaczynamy jeść. Theo aż trzęsą się uszy. Jest taki cudowny i uroczy. Każdego dnia zakochuję się w nim na nowo i jeszcze mocniej, nawet jakbyśmy się pokłócili na amen, jakby mnie zdradził, moje serce będzie mimo wszytko należeć do niego, to silniejsze ode mnie. Serce wygrywa z rozumem, zawsze.

-Wiesz, moja mama w końcu się do mnie odezwała- mówi z jedzeniem w buzi, ledwo co go rozumiem.

-No, w końcu to dla niej ważny dzień, urodziny dziecka to nie byle okazja.

-Zgadza się, i wiesz? Chyba się pogodziliśmy, powiedziała, że bez względu na wszystko na pewno pokocha Alexa, bo w końcu będzie to jej wnuk.

-Yhym- przytakuje tylko, po każda rozmowa o Ruth czy Alexsie łamie mi serce.

Theo wyczuwa chyba mój dyskomfort, i szybko zmienia temat.

-I dzwonił też do mnie Miles, powiedział, że dziś nie może, ale jutro do nas przyjedzie.

-To fajnie, a nie wiesz czy dalej jest z Zoe, bo za każdym razem jak z nią rozmawiam to zapominam o to zapytać.

-Też nie mam pojęcia, pewnie jak jutro się nachleje to sam mi wszytko wygada, zawsze tak jest.

Uśmiecham się. Posiłek przerywa nam dzwoniący telefon Theo.

-Przepraszam cię na chwilę.

Mój mąż wstaje od stołu. Przełyka jedzenie i odbiera.

-Słucham?

Po chwili uśmiech momentalnie znika mu z twarzy, Theo robi się blady jak ściana, ściąga brwi i przekrzywia wargi.


Boże. Dzisiaj poczytałam sobie takiego aska, gdzie dziewczyna napisała, że Sheo już nie ma i zaczęłam ryczeć jak głupia, aż odechciało mi się cokolwiek... 

CDN.


Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz