Jechaliśmy z Davidem jego białym Scirocco. Panowała między nami cisza. Dało się wyczuć wiszący w powietrzu strach i stres. Najwyraźniej David odczuwał moje negatywne emocje i przeniosły się one również na niego. Bądź też miejsce, do którego jedziemy nie bez powodu ma nie najlepszą opinię i czuje się równie źle co ja, że będzie musiał tam ze mną przebywać.
– Przepraszam... – odezwałam się nagle. Czułam się temu wszystkiemu winna.
– Słucham? – spojrzał na mnie zdezorientowany.
– Przepraszam za to, że musisz brać w tym udział. Za to, że musisz jechać ze mną do jakiejś speluny i obracać się wśród ćpunów i patologii, której tam ponoć wiele.
– Kurwa Julia! – w jego głosie było słychać rozpacz. – To ja powinienem cię przepraszać za to, że podałem cię wtedy na tacy mojemu bratu. I ja powinienem cię błagać o przebaczenie tego, że nie potrafiłem cię obronić przed moim bratem i wybawić z tego gówna – wrzucał z siebie słowa tak szybko, że chwilami ledwo je rozumiałam. – Moim zasranym obowiązkiem jest teraz z tobą być i cię wspierać. W tym świecie masz teraz tylko mnie! I mam tego świadomość! I przysięgam ci, że jeśli będzie trzeba, to ochronie cię własnym ciałem!
Chłopak ciężko oddychał, a ja przez chwilę nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
– Co ty mówisz... Przecież nie ma w tym ani grama twojej winy. Oni i tak by do mnie dotarli...
– I jeszcze teraz jestem taki beznadziejny! Zamiast cię podnieść na duchu i dodać siły i odwagi, to dokładam ci mojej frustracji. Przepraszam cię Julia.. Tak strasznie przepraszam...
To wszystko było takie przytłaczające. W jednej przestrzeni znalazło się dwoje przerażonych i sfrustrowanych sytuacją ludzi. David nie miał racji. Tak naprawdę żadne z nas nie ponosiło winny. Ja czułam się tylko źle, że on musi się dla mnie poświęcać właśnie dlatego, że miał poczucie winy. Ale nie potrzebnie. Ja dobrze wiedziałam, że nie ma on wpływu na Gibsona. Podejrzewam, że nie istniała osoba, z której zdaniem on mógłby się liczyć.
– David, umówmy się teraz na jedną rzecz, której się będziemy trzymać – zabrałam głos po chwili. Chłopak spojrzał na mnie pytająco. – Umówmy się, że żadne z nas nie jest winne tej całej, chorej sytuacji. To się po prostu stało i żadne z nas nie miało na to wpływu, okay?
– Okay. Niech ci będzie... – odpowiedział bez większego przekonania. – A tak w ogóle, to o której i gdzie konkretnie masz się spotkać z Watsonem?
– No, ma być koło dwudziestej trzeciej w okolicy głównego baru. Tyle przekazał mi Joe. – odpowiedziałam mu.
– Okay. Wiadomo, że musisz z nim się spotkać sama, ale będę gdzieś w pobliżu miał was na oku. Nikomu nie można ufać w tym świecie, nawet jeśli zgodził ci się pomóc...
– W porządku. – Odparłam.
Mój kolega miał rację. Muszę uważać na każdego. Każdy może być moim zagrożeniem.
– A ty dzisiaj cały dzień latałeś po sklepach? – przypomniało mi się, że miałam się dowiedzieć, gdzie się podziewał dzisiaj cały dzień.
– No w zasadzie tak – odpowiedział lakonicznie. – Tyle kosmetyków, to ja w życiu nie widziałem na oczy – dodał.
– Mówiąc szczerze, to ja też nie – powiedziałam i wybuchłam śmiechem. A chłopak się dołączy. Tego potrzebowaliśmy. Odrobiny rozluźnienia atmosfery.
Po jakiś pięciu minutach David zaparkował na placu, który znajdował się przed klubem, w którym odbędzie się najgorsza impreza mego życia. Tak. Brzmi to bardzo zachęcająco...
– No to jak, Blanca gotowa do aktywacji? – spytał, lekko się do mnie uśmiechając. Wzięłam głęboki wdech.
– Chyb tak – odpowiedziałam.
– Damy rade. TY dasz radę. – Powiedział i ścisnął moją dłoń spoczywającą na udzie.
– Mam nadzieję David. – odparłam, będąc bliska płaczu. Dlaczego moje łzy tak często lubią się pojawiać w najmniej oczekiwanym momencie? Zamrugałam szybko, aby nie pozwolić im wydostać się na zewnątrz. To nie był dobry moment na rozklejanie się. Teraz trzeba być twardym. Ostrym. Odważnym. Blanca taka jest. Ja jestem Blancą. Od tej chwili.
Pociągnęłam za klamkę i wysiadałam z auta. Mój towarzysz uczynił to samo. Spojrzałam na niego. Był ubrany w czarne rurki, a do tego miał na sobie koszulkę bez rękawów w tym samym kolorze z jakimś napisem, a przez ramię przerzucił skórzaną kurtkę. To zabawne, ubrał się w taki sposób, żeby pasować teraz stylem do mnie. Aczkolwiek, to miłe z jego strony.
– To co? Idziemy do środka? – Spytał.
– Idziemy – odpowiedziałam stanowczo.
– To chodźmy, Blanko. – Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę wejścia do klubu.
W kolejce do wejścia stało kilka osób, ale w porównaniu z innymi klubami w tym mieście to nie była to duża kolejka. Nie ma co się dziwić, tak jak wspominałam, nie posiada on dobrej renomy i schodzą się tu głównie dilerzy, ćpuny, ogólnie raczej ludzie z „marginesu".
W normalnych okolicznościach w życiu bym się tutaj nie pojawiła. Niestety okoliczności nie są normalne. A ja się muszę do nich dostosować. Ustawiliśmy się w kolejce, aczkolwiek zastanawiałam się w jaki sposób dokonywana jest tu selekcja, skoro przychodzą tu tacy, a nie inni ludzie. David w między czasie szepnął mi do ucha, że przy wejściu udajemy, że przyszliśmy osobno, żeby w razie czego nikt nas nie skojarzył, że przyjechaliśmy tu razem.
Z racji tego, że kolejka nie była długa, to nim się zorientowałam byliśmy już przed ochroniarzem, który zmierzył mnie wzrokiem z góry na dół i uśmiechnął się lubieżnie. Gdybym mogła, to w tym momencie obróciłbym się na pięcie i stąd uciekła. Mężczyzna mógł być przed trzydziestką. Miał krótko ostrzyżone włosy i był dobrze zbudowany. Ubrany był w jeansy i czarną koszulkę z krótkim rękawem. W zasadzie wyglądał jak typowy "bramkarz".
– Jeszcze cię tutaj nie widziałem – jego głos był niski i zachrypnięty, w dalszym ciągu uśmiechał się w ten odrzucający sposób.
– Może dlatego, że jestem tu pierwszy raz? – odpowiedziałam, patrząc mu pewnie w oczy.
– Wyszczekana – zmrużył oczy, jednak ten irytujący uśmieszek nawet na chwilę nie schodził mu z twarzy – Nie wiem, co tu robisz, ale podobasz mi się. Wchodzisz. – Rzekł i odsunął się robiąc mi miejsce. Uff, udało się. Mam nadzieję, że Davida wpuści bez problemu. Weszłam do środka. Głośna muzyka, dym papierosów, woń alkoholu od razu dały o sobie znać. Obskurne ściany, z których odpadała farba, wcale nie zachęcały do wejścia dalej.
Odwróciłam się i odetchnęłam z ulgą, widząc, że David zmierza w moją stronę.
– Nie przyjemny typ. – Powiedział, kręcąc głową. – Jednak, czego się spodziewałem? Uprzejmego dżentelmena?
– No, co prawda, to prawda. – Odparłam. – Chodźmy dalej.
Ruszyliśmy w głąb, przepychając się pomiędzy tańczącymi i w większości nie kontaktującymi już ludźmi, którzy bezwładnie kiwali się teoretycznie w rytm muzyki.
CZYTASZ
Wbrew sobie
ActionDlaczego jest tak, że za czyjeś błędy, płacić muszą inni? Jej brat zawsze miał dar sprowadzania na siebie kłopotów. Niestety tym razem sprowadził je na całą rodzinę. Tylko ona, 21 letnia Julie może ocalić ich od śmierci... To moje pierwsze opowi...