65

7.6K 299 8
                                    


Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy schodząc schodami, które prowadziły do korytarza klubu, ujrzałam na ich końcu Watson'a. Czekał tu na mnie? W sumie to miło z jego strony...

– Udało się?! – Krzyknął radośnie, spoglądając na paczkę, którą trzymałam w dłoniach.

– Powiedzmy! – Odpowiedziałam mu.

– Co masz na myśli?! – Przez głośną muzykę, krzyki i gwizdy przebywających tu mężczyzn ledwo słyszałam, co mówi do mnie szatyn, raczej nie jest to najlepsze miejsce na rozmowę.

– Możemy stąd wyjść?! Nie są to najlepsze warunki na rozmowę!

Watson pokiwał ze zrozumieniem głową i chwycił mnie za rękę, prowadząc do wyjścia. Teoretycznie już mnie nie powinna dziwić reakcja mojego organizmu na jego dotyk, ale w dalszym ciągu nie potrafię tego zrozumieć, dlaczego do cholery właśnie tak reaguje?!

Kiedy przedostaliśmy się wreszcie na zewnątrz, odetchnęłam z ulgą świeżym powietrzem. Tego mi było trzeba. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo byłam spięta przez ostatnich kilkanaście minut.

– Chodź! Przejdziemy się i mi wszystko opowiesz. – Zwrócił się do mnie Watson, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że on w dalszym ciągu trzyma moją dłoń. Spojrzałam na nasze splecione palce. On widząc to, błyskawicznie zabrał swoją dłoń, chowając ją do kieszeni swoich dżinsów. Owszem, to było lekko niezręczne, ale jego dotyk wcale mi nie przeszkadzał. Jednak nie zamierzam go o tym informować.

– To chodźmy. – Powiedziałam, uśmiechając się do niego, w celu rozładowania tej niezręcznej atmosfery, która się wytworzyła przez moje jedno, głupie spojrzenie. Zaczęliśmy iść chodnikiem, którego mrok rozświetlały uliczne latarnie. Dalej było zaskakująco i przyjemnie ciepło. Miałam na sobie długie, dopasowane jeansy z dziurami i cienką, czarną bluzkę, z koronkowymi wstawkami i dekoltem w łódkę, który odkrywał moje ramiona, a i tak było mi ciepło.

– No to wyjaśnij mi teraz, dlaczego nie do końca się udało, skoro widzę, że niesiesz ze sobą paczkę, w której na stówę są prochy. – Watson, jako pierwszy przerwał ciszę, która przez chwilę między nami panowała.

– No, bo widzisz. – Zaczęłam niepewnie, zastanawiając się, dlaczego właściwie spaceruję teraz w ciemnościach z zupełnie obcym mi facetem i mam zamiar opowiadać mu, o takich rzeczach? Nie mam pojęcia, ale czuję się przy nim dziwnie bezpiecznie. – Clark dał mi warunek... – Przerwałam, ciężko wzdychając.

– Jaki warunek? – Ponaglił mnie mój towarzysz.

– Dał mi tydzień na sprzedanie dwustu gramów amfetaminy i stu gramów kokainy. – Poinformowałam go, spoglądając na niego. Chciałam sprawdzić, jak zareaguje na tę wiadomość. On natomiast stanął w miejscu, co i ja uczyniłam. Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Okay. Już wiem. Jestem w dupie.

– ILE? – Wykrztusił, robiąc przy tym wielkie oczy.

– Dwieście gram amfy i sto koki... – Powtórzyłam cicho.

– Kurwa! Przecież to nawet ja, a nie chwaląc się, klientów mi nie brakuje, nie sprzedaję takiej ilości prochów, a zwłaszcza koki, która jest w kurwę droga w jeden tydzień! A co dopiero ty! Taki świeżak! – Złapał się za głowę, kręcąc nią jednocześnie. – I czekaj! – Krzyknął, jakby doznał właśnie olśnienia. – Mówiłaś, że dostałaś warunek, czyli jak nie uda ci się tego sprzedać, to co wtedy? – Spytał, patrząc na mnie z wyraźnym zatroskaniem.

– Wtedy Clark chce zrobić sobie ze mnie prywatną dziwkę. A jak mu się znudzę, to będę zarabiać jak reszta tych wszystkich dziewczyn... – Odpowiedziałam nieśmiało, patrząc w ziemię.

Wbrew sobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz