75

8.2K 270 14
                                    


Leżę w moim kochanym łóżku. Już zdążyłam zapomnieć, jakie jest wygodnie i jak bardzo je kocham. Gdyby nie wisząca cały czas nade mną sprawa z prochami, które mam do sprzedania, to byłabym w siódmym niebie, wiedząc, że mogę w nim spędzić najbliższe dwadzieścia cztery godziny. Teraz jednak nie mam pojęcia, co mam zrobić. Dzisiejszy dzień już praktycznie się skończył, a jutrzejszy też będę miała cały z głowy. 

Teoretycznie Joe załatwił mi już tylu klientów, że udało mi się sprzedać całkiem sporo tego gówna, ale jednak jest to niecała połowa tego, co posiadam. Jutro już jest piątek, który cały zmarnuje w łóżku. A może jeśli będę czuła się dobrze, to oleję zalecenie lekarza i wyjdę z domu? A jak nie to będę musiała wymyślić coś innego. Tylko co?

– Jak tam Julia? Nie śpisz? – W moim pokoju pojawił się Joe, który wziął sobie urlop na żądanie, żeby się mną zająć. Nie potrzebnie... Myślę, że nic mi nie będzie.

– Nie. Głowa mnie dalej boli to po pierwsze, a po drugie nie mogę zasnąć, bo cały czas myślę nad tym, czy uda mi się sprzedać te prochy... – Joe marszczy się na moje słowa i siada obok mnie na łóżku.

– Ile ci jeszcze tego zostało? – Pyta, patrząc na mnie z zatroskaniem.

– Nieco ponad połowa...

– Masz czas do wtoku do północy, tak?

– Zgadza się.

– Julia spokojnie. – Gładzi mnie po ręce. – Praktycznie masz jeszcze pięć dni.

– Jeśli nie będę mogła się jutro ruszyć z łóżka, to cztery. – Poprawiam go.

– Jeśli nie będziesz mogła? – Joe podnosi jedną z brwi. – Nie ruszasz się jutro nigdzie, a jeśli będzie trzeba, przywiąże cię łóżka. – Oznajmia z pełną powagą.

– No, ale...

– Żadnego ALE – Joe nie pozwala mi dokończyć zdania. Robię naburmuszoną minę. Czy on nie rozumie, że jeśli nie uda mi się tego sprzedać, to będę w czarnej dupie?!

– Oj, nie chmurz się tak! – Mój brat, wbija mi palec w policzek, przez co się uśmiecham. – Obiecuję, że uda ci się to sprzedać. Nie pozwolę na to, żebyś trafiła do Clarka jako jego dziwka. Watson również na to nie pozwoli, więc na niego także możemy liczyć.

– Mam nadzieję, że tak będzie... – Mówię, czując jak do moich oczu, zaczynają napływać łzy. – Joe, mogę się ciebie o coś zapytać?

– Pytaj, o co tylko zechcesz. – Mówi, posyłając mi uśmiech. On chyba nie wie, co mówi.

– Poważnie? O co tylko zechce? – Śmieje się z jego słów.

– No zapytać możesz, ale nie musisz usłyszeć odpowiedzi. – Opowiada, posyłając mi swój łobuzerki uśmiech. Kurczę. Kiedyś, nim on wplątał się w taki świat, jaki się wplątał, naprawdę mieliśmy dobry kontakt. Jednak już nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak rozmawialiśmy...

– Chodzi o Watsona... – Zaczynam niepewnie, obserwując mojego brata. On spogląda na mnie z zainteresowaniem.

– O Watsona? – Unosi jedną brew do góry, a jego uśmiech robi się jeszcze szerszy. No poważnie?

– No, bo mówiłeś mi i on też o tym wspominał, że ma na utrzymaniu rodzinę, ale w zasadzie jak to się stało, że zdecydował się akurat na handel? Przecież on w rzeczywistości jest naprawdę porządnym facetem. Mógł sobie znaleźć inną pracę...

– Ah, o to ci chodzi... – Wzdycha. – Wiesz, ja też nie wiem za wiele. Wiem tylko, że jego ojciec umarł, a on został z chorą matką i czwórką sporo młodszego rodzeństwa na utrzymaniu.– Patrzy na mnie smutno i wzrusza ramionami. – Jego musisz pytać o szczegóły, skoro tak bardzo cię on interesuje. – Dodaje, szturchając mnie w ramię i znowu posyła mi ten swój zadziorny uśmiech.

Wbrew sobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz