35

10.2K 375 12
                                    

Po tej dziwnej i niezręcznej sytuacji, jaka miała miejsce przed domem Gibsona, weszliśmy do środka, a mężczyzna wydawał się być dumny z tego, co zrobił. Ja natomiast byłam zażenowana i wściekła na mój organizm, że przyjął jego pocałunki z takim spokojem.

— Siadaj. Mam ci jeszcze kilka rzeczy do powiedzenia, nim pojedziecie dalej — odezwał się do mnie, zaraz po tym jak weszliśmy do ich dużego salonu. Wykonałam jego polecenie, siadając naprzeciwko niego na fotelu.

— Odnośnie dzisiejszego wieczoru. Pamiętaj, że musisz się dobrze wczuć w rolę, żebyś przypadkiem nie powiedziała czegoś, czego nie powinnaś. Bo przysięgam, że cię zajebie jak to spierdolisz! — Czyżby jego wahania nastrojów znowu powróciły? — Kiedy skończycie dzisiejszą imprezę, musisz wrócić do nowego mieszkania sama i taksówką. Chodzi mi o to, że nie możesz wrócić z Davidem, bo jeśli ludzie Clarka by cię śledzili, to mogą też potem wysłać ogon za nim, a wtedy byłoby bardzo źle gdyby dowiedzieli się z kim i gdzie mieszka. Co prawda będziemy się jeszcze widzieć przed tym, ale wole już teraz ci to uświadomić.

— A właśnie — przypomniało mi się, że miałam, o coś zapytać — chyba będę mogła wpadać czasem do mnie do domu, co nie? — spytałam.

— Będziesz mogła, ale musisz być bardzo ostrożna. I tak zadbałem o to, żebyś nie miała zbyt wielu sąsiadów, ale to nie zmienia faktu, że nikt nie może zauważyć, że wchodzi do mieszkania ruda dziewczyna, a wychodzi brunetka... — odpowiedział mi Gibson.

— Okay — wymamrotałam.

— I jeszcze jedno. Jak wrócisz po imprezie, to nie zapalaj od razu światła, żeby się nie zorientowali, które okno to twoje. To znaczy możesz zapalić jedynie małą lampkę w twojej sypialni, bo jej okna wychodzą na drugą stronę, ale i tak bądź dyskretna. No i oczywiście jak wejdziesz do klatki, to upewnij się, że przypadkiem ktoś nie idzie za tobą.

Po tym wykładzie, który zrobił mi przed sekundą Mark ogarnęła mnie lekka panika. I utwierdziłam się w przekonaniu, że kompletnie się do tego nie nadaje. Na stówę coś zjebie...

— To chyba na razie tyle — znowu się odezwał. — Myślę, że możecie już jechać do twojego mieszkania. Pojedziesz tam z Adamsem i Cookiem. Ja nie mam teraz na to czasu — poinformował mnie, spoglądając na zegarek. — Mam nadzieję, że mieszkanie, mimo tego, że musiałem je wynająć w dość obskurnej okolicy ci się spodoba. Budynek nie wygląda zbytnio ciekawie, ale twoje mieszkanie jest wyremontowane, także nie myśl sobie, że będziesz mieszkać w jakiejś melinie. Doceń mój gest — spojrzał na mnie znacząco.

— Okay — miałam taki mętlik w głowie, że nie potrafiłam niczego innego z siebie wydusić.

— Widzimy się tu znowu koło siedemnastej, więc jeszcze się dzisiaj zobaczymy — poinformował mnie, jednocześnie wstając z fotela. Zrobiłam to samo. Mark podszedł do mnie złapał mnie za ramiona, patrząc mi przenikliwie w oczy.

— Pożegnaj się dzisiaj ładnie z rodzicami — powiedział prawie szeptem. Następnie zbliżył swoje usta do mojego ucha. Poczułam na szyi jego oddech, przez co przeszedł mnie dreszcz. — I do zobaczenia za parę godzin — wyszeptał wprost do mojego ucha, specjalnie zniżając głos. Doskonale wiedział, że w tym momencie dostanę gęsiej skórki. Wtedy w aucie robił mi dokładnie to samo. Pieprzony dupek. — Mam nadzieję, że będziesz wtedy pamiętać jak powinno wyglądać nasze przywitanie — wychrypiał. — A teraz chodźmy już na zewnątrz. Chłopcy już zapewne czekają na nas. Kazałem im wszystko przygotować.

Po wyjściu z domu, rzeczywiście okazało się, że dwójka jego ludzi stoi przed autem. Tym razem był to, ku mojemu zaskoczeniu pospolity golf. Widzę, że wszystko mają przemyślane, łącznie z tym, że nie mogą się pokazać pod moim mieszkaniem żadną wypasioną furą. W tym też momencie uświadomiłam sobie, że nie widziałam jeszcze dzisiaj mojego kolegi, co wydawało mi się jednak trochę dziwne. Będę musiała o niego zapytać tych matołów.

Wbrew sobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz