Kazałam Watsonowi zaparkować na początku ulicy, tak aby w razie czego Gibson nie zauważył, że właśnie on mnie przywiózł do domu. Szłam w kierunku mojej kamienicy z duszą na ramieniu, a szatyn siedział dalej w aucie, czekając, aż do niej dojdę. Ten człowiek, naprawdę mnie zaskoczył swoim zachowaniem. Na samym początku upierał się, że pójdzie ze mną i schowa się gdzieś na klatce schodowej i w razie czego, jak usłyszy, że Mark'a znowu poniosło, zrobi coś, aby mi pomóc. Jednak nie chcę go aż tak narażać. Może Gibson tym razem nie potraktuje mnie jak swój worek treningowy?
Otwieram drzwi wejściowe od budynku i powoli z coraz większym strachem i drżeniem ciała docieram do drzwi do niby mojego mieszkania. Wkładam klucz do zamka, wchodzę do środka na wstrzymanym oddechu, przygotowana na atak ze strony Mark'a, ale zastaję pusty przedpokój i ciszę. Nie ma go? Nie możliwe. Nie wierzę w takie cuda. Poza tym świeci się światło w korytarzu. Zerkam w lewo na drzwi od łazienki, słysząc spuszczanie wody. I wszystko jasne. Ledwo udaje mi się cofnąć, kiedy drzwi do łazienki z impetem się otwierają, a z nich wylatuje Mark.
– Co ty sobie do kurwy myślisz?! – Wrzeszczy, łapiąc mnie za koszulkę i przyciska do ściany. Pakunek z narkotykami wyleciał mi z rąk. Jego szmaragdowe oczy są zdecydowanie bardziej ciemne niż zazwyczaj. A jego twarz jest wręcz czerwono, co jest zapewne spowodowane podniesionym ciśnieniem. No dobra. Chyba jestem naiwna, myśląc, że nie potraktuje mnie jak worek treningowy.
– Masz minutę na wyjaśnienie mi, gdzie ty do kurwy nędzy byłaś! Dlaczego nie odbierałaś ode mnie telefonu, a jak już się do ciebie dodzwoniłem, to mnie spławiłaś! I lepiej, żebyś miała dobre wytłumaczenie, bo inaczej nie chce być w twojej skórze! – Wywrzeszczał mi prosto w twarz, opluwając mnie przy tym. Jednak nie było teraz czasu na wycieranie mojej twarzy z jego śliny. Teraz muszę udzielić mu takiej odpowiedzi, która go jakoś uspokoi.
– Uspokój się, proszę. – Wykrztusiłam z siebie pierwsze słowa. Dyszę ze strachu równie głośno, co Gibson z nerwów. – Dostałam wczoraj SMS-a, że mam się spotkać z Clarkiem. Mówiłam ci o tym, że mają się do mnie odezwać. – W tych nerwach, zaczęłam wyrzucać z siebie słowa jak karabin maszynowy pociski, co było przydatne, bo wtedy Gibson nie mógł mi wcisnąć się miedzy słowa.
– Tak. Wiem, co mi powiesz. Dlaczego, cię o tym nie poinformowałam? Najzwyczajniej w świecie, chciałam się psychicznie przygotować na to spotkanie, a ty raczej byś mi w tym nie pomógł. W dodatku byłam wręcz pewna, że skoro chce się ze mną spotkać akurat dziś, kiedy wstęp tam mają tylko faceci, to będzie chciał ode mnie tylko jednego. Chciałam załatwić to sama. I tak byś mi kazał dla niego pracować, nawet jeśli miałabym być jedną z jego dziwek. Chciałam, więc pogodzić się z tym i pojechać tam w pełni opanowana, a nie rozchwiana emocjonalnie. I tylko dzięki temu, że pojechałam tam skupiona i zdeterminowana, aby w razie czego walczyć o to, żeby móc dla niego handlować tymi pieprzonymi prochami - udało mi się to osiągnąć pod pewnymi warunkami! – Zakończyłam mój monolog, ciężko oddychając.
Mark patrzył na mnie z mordem w oczach, jednak jego oddech lekko się uspokoił. Nie odzywał się, jakby analizował moje słowa i zastanawiał się, czy to wytłumaczenie jest dla niego wystarczające.
– Dziewczyno! – Wysyczał przez zęby. – Spotkałaś się z moim wrogiem, nie informując mnie o tym! – Jego pięść zderzyła się ze ścianą z głośnym hukiem, tuż nad moją głową. Mój oddech znowu przyśpieszył. A on chwycił moją brodę w palce i przybliżył do mnie swoją twarz. Nasze nosy prawie się stykały, a on patrzył mi prosto w oczy. – Dotykał cię? Zmusił cię do czegoś? – Spytał, prawie dotykając przy tym moich ust swoimi.
– Nie. – Wykrztusiłam, przerażona tym, jak jego twarz jest blisko mojej.
– Masz szczęście. – Oznajmił. Co? Ja mam szczęście? No w sumie częściowo tak... – W takim razie, w jaki sposób udało ci się go przekonać do tego, żeby pozwolił ci handlować? – Pyta nie odsuwając się ode mnie nawet na milimetr, co sprawia, że czuję się jakbym była w potrzasku.
CZYTASZ
Wbrew sobie
БоевикDlaczego jest tak, że za czyjeś błędy, płacić muszą inni? Jej brat zawsze miał dar sprowadzania na siebie kłopotów. Niestety tym razem sprowadził je na całą rodzinę. Tylko ona, 21 letnia Julie może ocalić ich od śmierci... To moje pierwsze opowi...