97

10.2K 358 42
                                    

Perspektywa Davida

Żyjemy tylko po to, żeby kiedyś umrzeć. To smutne prawda? Można by zatem zapytać, po co w życiu się starać o lepszy byt, gonić za pieniądzem, gromadzić miliony, skoro przyjdzie taki dzień, w którym i tak wszystko tutaj zostanie, a my stąd odejdziemy?

Mark od szesnastego roku życia zajmował się brudnymi interesami. Te wszystkie lata swojego dorosłego życia poświecił na kradzieże, zabijanie, dręczenie ludzi, a to wszystko po to, żeby móc tarzać się w pieniądzach. W tej pogoni za bogactwem, no bo przecież trzeba się wozić wypasioną furą i mieszkać w pałacu, całkowicie zatracił siebie. Stał się maszyną do zabijania, robotem bez uczuć, który jedyne, co ma przed oczami to cyferki gromadzone na jego koncie i potrzebę niszczenia każdego, kto stanie mu na drodze w czasie gdy on jako pan tego miasta dąży do swojego celu. Wiem, że ta przeklęta kobieta, która wyrwała mu serce, przyczyniła się do tego, że stał się jeszcze gorszy, ale on już nie chciał się zmienić. Jemu w pewnym momencie zaczęło pasować zwykłe bycie potworem. No, bo przecież mógł mieć nad wszystkimi władze i jeśli tylko zechciał, ludzie padali mu do stóp. Niby dlaczego miał się zmienić, skoro mógł sobie podporządkować każdego, jeśli tylko miał takie życzenie?

A teraz ten Mark Gibson, gangster numer jeden w tym mieście leży kilka metrów pod ziemią. Na jego pogrzeb przyszło wielu osobników z jego świata. I okay, może oni zapamiętają go jako tego, który trzymał w garści prawie całe miasto i dzięki niemu i jego nielegalnym interesom większość z nich zarabiała kupę kasy, ale jak zapamiętają go ludzie spoza jego wiernych i ślepo za nim kroczących fanów? Jak zapamięta go Julia? Jak zapamiętają go ludzie, którym zniszczył życie? Ludzie, którzy czasami tracili przez niego wszystko, co mieli? Dla nich on na zawsze pozostanie największym skurwielem, jakiego im przyszło w życiu spotkać i najgorszym koszmarem, jaki im się kiedykolwiek przyśnił. Ci ludzie właśnie odetchnęli z ulgą na wiadomość o jego śmierci. Ci ludzie cieszą się, że wreszcie człowiek, przez którego ich życie było męką, odszedł.

A co ja czuję, stojąc nad jego świeżo zasypanym grobem, przykrytym tymi wszystkim wiązankami i wieńcami? Ja nie czuję nic. Czuję pustkę. To trochę tak, jakby ciało mojego brata, który jako osoba, którą mogłem nazywać moim bratem dla mnie już dawno umarła, dopiero teraz zostało pochowane. Dzisiejszej nocy, która uprzedzała dzień jego pogrzebu, mój brat mi się przyśnił. Jednak nie był to koszmar. On nie był w tym śnie na mnie zły. W tym śnie uśmiechał się jak dawniej i rozmawiał ze mną jak normalny brat. Nie jestem facetem, który wierzy, że zmarli mogą przychodzić do człowieka we śnie, ale dzięki temu snowi, poczułem się lepiej. Targające mną wyrzuty sumienia, stały się jakby mniejsze. I może wmawiam to wszystko sobie tylko po to, żeby czuć się lepiej, ale uznałem ten sen za znak od mojego brata, że zrobiłem mu przysługę, kończąc jego żywot. Dzięki mnie ma na swoim koncie mniej złych czynów i ludzkiej krwi na dłoniach.


Perspektywa Julii

Od tych nieszczęsnych wakacji i pogrzebu Gibsona minęły już trzy miesiące. Myślałam, że nie będę w stanie dojść od siebie po tym wszystkim, co wydarzyło się w tak krótkim czasie, ale z dnia na dzień jest coraz lepiej. Jest lepiej, bo mam wsparcie w moim bracie, u Davida i Watsona także. Ba! Nawet Patrick zaczął znowu traktować mnie normalnie, jak dowiedział się o śmierci Mark'a. Więcej osób nie zostało wtajemniczonych w to, co się wydarzyło. Myślę, że dla moich przyjaciół będzie lepiej, jeśli nie będą świadomi tego, że świat, który wydawał się nam zawsze taki odległy, jest tak naprawdę tuż obok.

David przekazał władze nad interesami Gibsona Adamsowi i mój brat teraz pracuje dla niego. To cholernie smutne, że te wszystkie wydarzenia nie spowodowały, że zechciał odejść od tego brudnego świata, ale on twierdzi, że zbyt mocno jest tym przesiąknięty, by od tego odejść.

Wbrew sobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz