Siedzę w salonie, w którym to ostatnio Victor pozwolił mi spędzać czas,pomiędzy Rafaelem i moim bratem. Kiedy szliśmy do niego, po drodze widziałam ciała ludzi Clarka i cholera! Czy oni zabili każdego, na kogo się natknęli? I czy mój brat też to robił? Czy Watson także ma swój udział w tym, że ci wszyscy faceci leżą na podłodze martwi? Na samą myśl o tym, że oni mogli, to zrobić robi mi się słabo. Gibsona w dalszym ciągu nie ma, a ja najzwyczajniej w świecie chciałabym już być poza tym domem, a nie dalej tu siedzieć i się stresować tym, co może się wydarzyć, kiedy Mark przyprowadzi tutaj Victora.
— Julia przepraszam, że o to pytam, ale... czy on bardzo źle cię traktował ? — pyta nagle Joe, a ja zerkam na niego lekko zdezorientowana.
— Kto ? Victor? — Upewniam się, czy dobrze interpretuję jego pytanie.
— No tak — odpowiada lekko zmieszany.
— Szczerze? — patrzę na niego, marszcząc czoło. — Ten człowiek traktował mnie sto razy lepiej niż Mark... — mówię cicho.
— Poważnie? — Mój brat patrzy na mnie wyraźnie zaskoczony.
—Tak — odpowiadam. — To, co widzieliście na filmiku, który przesłał do Gibsona, było zrobione tylko na potrzeby nagrania go i za wszystko mnie przeprosił, a potem nie tknął mnie więcej palcem. — Wyjaśniam mu, czując, że z jakiegoś nieznanego mi powodu, na myśl o tym, że ten człowiek w gruncie rzeczy traktował mnie dobrze, cisną mi się do oczu łzy. Mrugam szybko, próbując zapobiec wydostaniu się tych łez na zewnątrz.
— A ja myślałem, że on jest taki sam, jak i nie gorszy od Gibsona... — Watson kręci głową z niedowierzaniem.
— Też tak myślałam, ale kolejny raz mnie to uczy, że nie powinno się oceniać nikogo po pozorach — wzdycham. — A właśnie! Joe! Teraz ty mi odpowiedz na pytanie... — zaczynam, bo nagle przypominam sobie słowa Joego. — Co miałeś na myśli, mówiąc, że to już koniec?
— No, że Mark już da ci spokój... — mamrocze.
Moje serce zaczyna szybciej bić. Da mi spokój? Skąd on to wie?
— Jak to da mi spokój? W sensie, że nie będę musiała już nic dla niego robić? I skąd wiesz, że tak będzie? — Zasypuję go pytaniami, bo to jest zbyt piękne, by mogło być możliwe.
— Przed rozpoczęciem akcji oddałem mu całą kasę. Mój dług został spłacony, więc teraz niech on da ci spokój... — mówi, a ja widzę, jak jego mięśnie się napinają.
Aha. Czyli to tylko jego domniemania, a nie słowa, które są potwierdzone. Chciałabym się teraz ucieszyć, rzucić mojemu bratu na szyję, ale nie mogę tego zrobić, skro tak naprawdę nie mam pewności, że ten koszmar właśnie dzisiaj się skończy.
Po chwili usłyszałam kroki, których dźwięk świadczył o tym, że po korytarzu kroczy kilkanaście par nóg w ciężkich butach. Mimowolnie się spięłam, bo niby wiem, że to ludzie Gibsona, ale i tak cała ta sytuacja mnie przeraża. Moją rekcję najwyraźniej zauważył Watson, bo czuję, jak jego dłoń pociera moje ramię, a zaraz po tym poczułam na szyi jego oddech.
— Nie bój się. To Gibson i nasi ludzie. Oni nic ci nie zrobią. — Szepcze mi do ucha, ale zaraz po tym się ode mnie odsuwa.
Przełykam głośno ślinę i zerkam na niego. Nie widzę jego twarzy przez te głupie kominiarki, ale spoglądam mu w oczy i jedynie kiwam głową, wypuszczając przy tym powietrze z płuc.
Nagle do salonu wkraczają jeden po drugim, uzbrojeni faceci. Każdy z nich ma zakrytą twarz. Ich wygląd powoduje u mnie nieprzyjemne uczucie w żołądku. Po tym, jak kilkunastu facetów rozeszło się po pokoju, do pomieszczenia wkracza Mark, a zaraz po nim widzę, jak dwóch facetów ciągnie za sobą Clarka, z którego wargi wycieka krew.

CZYTASZ
Wbrew sobie
AcciónDlaczego jest tak, że za czyjeś błędy, płacić muszą inni? Jej brat zawsze miał dar sprowadzania na siebie kłopotów. Niestety tym razem sprowadził je na całą rodzinę. Tylko ona, 21 letnia Julie może ocalić ich od śmierci... To moje pierwsze opowi...