95

7.1K 279 54
                                    



— Ode mnie się nie odchodzi Walker. Chyba że do piachu.

Słowa Gibsona sprawiły, że moje gardło po raz kolejny zostało ściśnięte z przerażenia. To niemożliwe! On nie mówi poważnie!

— Przecież ona nigdy nie chciała być jedną z nas! Nie możesz stosować wobec niej takich samych zasad jak wobec nas! Kurwa! Ja mogę być jednym z twoich ludzi do końca życia, proszę bardzo, ale do kurwy ona się nie nadaje do twojego świata! — W głosie mojego brata słychać przerażenie, co wcale mi nie pomaga.

— Nie, Walker! — Mark mówi już ostrzej, jednak jego twarz ciągle jest rozbawiona. — Moje zasady stosuje się wobec wszystkich, a nie tylko wybranych — prycha.

— Sukinsyn. — Watson klnie tuż przy moim uchu, a ja zerkam w górę, aby zobaczyć jego zaciśniętą szczękę i poczuć jak jego pozostałe mięśnie także się napinają.

— Ty skurwielu! — Teraz krzyczy mój brat, więc znowu spoglądam w jego stronę. — Nie masz prawa! Oddałem ci tę pierdoloną kasę! Ona nie jest jednym z nas i nigdy nie będzie! I właśnie teraz masz jej powiedzieć, że więcej ciebie nie zobaczy! Rozumiesz?! — Mój brat wrzeszczy, w czasie gdy Gibson wygląda, jakby cała ta sytuacja świetnie go bawiła.

— Tobie się już całkiem we łbie pomieszało? — Mark znowu prycha. — Ty mi polecenia wydajesz? Czy ja coś przegapiłem? Zająłeś moje miejsce? Okay! Twoja siostrzyczka nie musi już sprzedawać prochów, ale nigdy nie pozwolę jej ode mnie odejść! Ona jest moja i nawet jeśli miałaby udawać do końca życia moją kobietę, to będzie to kurwa robić, bo ja tak chcę! A jeśli ja czegoś chcę to, to dostaję!

Po wypowiedzianych przez Gibsona słowach moje kolana robią się jakby miękkie i jestem pewna, że gdyby nie ramię Watsona, którym mnie do siebie przyciska, to osunęłabym się na ziemię. Po chwili dociera do mnie, że Joe właśnie rzucił się na Mark'a, a ten najwyraźniej zaskoczony jego działaniem nie był na to przygotowany i stracił równowagę, przez co runął plecami na trawnik, a mój brat znalazł się zaraz na nim.

— Nie pozwolę ci na to, żebyś zniszczył jej życie! — Dociera do mnie krzyk mojego brata, który właśnie okłada pięściami tego potwora.

— Zejdź ze mnie idioto! — Słyszę jęk Gibsona i widzę, że właśnie dotarło do niego, że powinien się bronić przed jego ciosami i po chwili to on zaczyna górować nad moim bratem.

Stoję jak wryta, obserwując tę scenę z coraz to większym przerażeniem. Powinnam ich rozdzielić, ale niczego tak w danej chwili nie pragnę, jak tego, żeby Joe dał temu skurwielowi popalić.

— Julia należy do mnie! — wrzeszczy Mark, jednocześnie wymierzając mu cios w szczękę. — I będę ją pieprzył wtedy, kiedy będę miał na to ochotę, a ona będzie wykonywała moje polecenia, kiedy będę miał dla niej jakieś zadanie! — Oznajmia i równocześnie okłada pięścią mojego brata.

Po chwili jednak Joe znowu jakby dostaje nowej dawki energii i to znowu jemu udaje się przejąć prowadzenie w tej bójce. Patrzę na nich, ale to wszystko już powoli zaczyna docierać do mnie jakby przez mgłę. Ostatnie słowa Mark'a brzęczą mi w głowie, a ja czuję się jakbym dostała czymś ciężkim w łeb. 

Czy on naprawdę nie pozwoli mi odejść i już do końca życia będzie traktował mnie jak swoją dziwkę? Boże! To nie miało być tak! Ja nie chcę takiego życia! Nie chcę! 

Jakoś gorzej mi się oddycha, a w moich oczach powoli zaczynają zbierać się łzy. Znowu? Czy mnie naprawdę nie pozostało już nic innego jak tylko płacz?

Wbrew sobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz