Mojemu wyjściu na zewnątrz domu Victora, towarzyszyło tyle zamieszania, że obecnie czuję się jak więzień, którego wypuszczono na spacerniak. Moim bezpośrednim opiekunem jest sam Clark, a kilka metrów dalej obserwuje nas dwójka jego ludzi.
Victor zaprowadził mnie na bok jego domu. Okazało się, że jest tu hamak, huśtawka i stolik z krzesłami. Usiedliśmy na huśtawce, która jest ławką, zawieszoną na łańcuchach, a ja przymknęłam powieki, wystawiając buzię w stronę słońca. Tylko w taki sposób jestem w stanie sobie wyobrazić, że znajduję się w przyjaznym mi miejscu i wcale nie jestem pod obserwacją trzech par oczu. Ba! Jest ich zapewne więcej, ale naprawdę teraz chce o tym zapomnieć.
Wyobrażam sobie, że jestem w moim ogródku. Na mojej huśtawce.
Słońce w przyjemny sposób dogrzewa moje ciało. Jeszcze kilka dni temu narzekałabym na upał, ale teraz ten skwar i słońce są niezwykle przyjemne. Uśmiecham się sama do siebie, delektując się tą chwilą. Gdzieś w tle słychać śpiew ptaków, a ja nie sądziłam, że taka pierdoła może mnie aż tak cieszyć.
— Cieszę się, że tak prostą czynnością sprawiłem, że się uśmiechasz. — No i niestety głos Victora sprowadza mnie na ziemię i cała magia chwili znika. Z powrotem jestem zwykłą zakładniczką wypuszczoną na parę chwil na prowizoryczną wolność.
Otwieram oczy, a uśmiech schodzi mi z twarzy. Czy ja naprawdę zostanę tutaj na zawsze? Czy Mark naprawdę zignorował to, że jego największy wróg jakby na to nie patrzeć, znowu wchodzi na jego teren? Przecież oficjalnie jestem jego kobietą. Czy nie powinien on walczyć o swój honor? Jak to wygląda wśród jego kumpli po fachu, których opinia na jego temat miała dla niego tak wielkie znaczenie? I teraz tak po prostu pozwoli, żeby Clark oficjalnie odebrał mu ukochaną, a on się z tym najzwyczajniej w świecie pogodzi?
— Powiedziałem coś nie tak? — Victor bardzo szybko zauważa moją zmianę nastroju, więc zerkam na niego i napotykam na jego błękitne tęczówki intensywnie się we mnie wpatrujące.
— Po prostu na kilka minut udało mi się zapomnieć, że jestem tylko zwykła porwaną wypuszczoną na chwilę z zamknięcia. — Odpowiadam i natychmiast odwracam od niego wzrok. Wolę obserwować przestrzeń przed sobą, a nie jego reakcje na moje słowa.
Słyszę, jak Clark bierze głęboki wdech i wypuszcza głośno powietrze z płuc. Zaraz po tym, czuję, jak jego dłoń ląduje na mojej. Od razu chcę ją stamtąd zabrać, ale on mi na to nie pozwala. Przyciska ją mocniej do huśtawki.
— Spójrz na mnie. — Mówi łagodnym i... nieco smutnym głosem?
Robię to, co mi każe, bo jego dłoń spoczywająca na mojej jest dla mnie dość niekomfortowa, więc chcę, żeby jak najszybciej ją zabrał. Clark patrzy na mnie wzrokiem zbitego psa.
— Julia, ja naprawdę robię wszystko, co w mojej mocy, żebyś nie czuła się jak zakładniczka, tylko jak gość w moim domu. Ja rozumiem, że ta cała sytuacja jest dla ciebie trudna, ale do kurwy! Skąd miałem wiedzieć, że ten skurwiel postanowi nie odpowiedzieć na mój list! Powiedz mi! — Victor chwyta mnie za ramiona. — Powiedz! Który normalny facet, kochający swoją kobietę, zignorowałby fakt, że została ona porwana?! No który? — Krzyczy mi prosto w twarz, a mnie momentalnie brakuje języka w gębie. Co, jak Clark się domyśli, że on tak naprawdę wcale mnie nie kocha? Co się wtedy stanie?
— Nie wiem! Naprawdę nie wiem! — Mówię przestraszona tym, że on naprawdę się czegoś domyśli.
— Przepraszam! Nie chciałem znowu cię przestraszyć! — Victor momentalnie puszcza moje ramiona i odsuwa się na bezpieczną odległość. — Po prostu ja nie potrafię tego zrozumieć! Dlaczego on mnie zignorował? Nie, żebym miał coś przeciwko temu, żebyś tu ze mną została, ale jego zachowanie jest co najmniej irracjonalne...

CZYTASZ
Wbrew sobie
ActionDlaczego jest tak, że za czyjeś błędy, płacić muszą inni? Jej brat zawsze miał dar sprowadzania na siebie kłopotów. Niestety tym razem sprowadził je na całą rodzinę. Tylko ona, 21 letnia Julie może ocalić ich od śmierci... To moje pierwsze opowi...