Zapięłam moją czarną, skórzaną, rozkloszowaną spódniczkę z wyższym stanem. Włożyłam niezbyt wysokie szpilki z ćwiekami i właściwe byłam już gotowa do wyjścia.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. To nie byłam ja. Ta rudowłosa dziewczyna, o piwnych oczach i ostrym makijażu nawet w najmniejszym stopniu nie przypominała mnie.
Jednak to chyba dobry znak, ona miała być moim przeciwieństwem i jest.
Właśnie stałam się Blancą Brown i od tego momentu rozpoczynam podwójne życie. Nie wiem, czy jestem w stanie, to wszystko unieść. Boję się. Obawiam się tego świata, w którym dzisiaj muszę się znaleźć. Cholera! Zawsze unikałam, jak tylko mogłam takiego środowiska.
A teraz, co? Sama mam się do niego wepchać. W dodatku muszę się w nim znaleźć nie jako ja, ale jako ktoś zupełnie inny. Ktoś, kogo będę musiała z wielką dokładnością i perfekcjonizmem udawać. Jeden mały błąd może kosztować mnie utratą bliskich, a może nawet wcześniej ja zginę z rąk wrogów Gibsona, jeśli się zorientują, że coś jest nie tak. Czuję się trochę jak jakaś przynęta: albo rybka się na nią złapie i wędkarz dostanie rybę i nietkniętą przynętę, albo przynęta zostanie zjedzona, nim wędkarz zorientuje się, że miał branie bądź też jego ofiara okaże się sprytniejsza od niego. Tak. To idealnie oddaje moją obecną sytuację.
Wszystko może pójść tak, jak zaplanował sobie Gibson, ale równie dobrze może okazać się, że Clark wcale nie jest aż tak głupi, jak on myśli. Stałam tak, gapiąc się na moje nowe odbicie, aż do momentu, w którym usłyszałam pukanie do drzwi.
— Proszę — odezwałam się i odwróciłam się w stronę wejścia do pomieszczenia. Do pokoju wszedł Mark. Zlustrował mnie z dołu do góry, a następnie się uśmiechnął.
— Widzę, że jesteś już gotowa — powiedział i podszedł do mnie. Następnie położył dłonie na moich ramionach i schylił głowę, aby móc na mnie spojrzeć. Kilkanaście minut temu łyknęłam tabletki na uspokojenie, bo mój stres już sięgał zenitu. Z tego też powodu byłam lekko otępiona. Stałam, więc teraz i również na niego patrzyłam bez żadnego wyrazu. — Boisz się, co? — spytał.
Nie. Ani trochę. Przecież, czego tu się bać...
— Rozumiem, że to pytanie retoryczne?
— No tak — zaśmiał się — oczywiście, że się boisz. — Przewróciłam oczami na jego słowa. — Jednak wiedz, że wyglądasz świetnie — dodał. — To znaczy osobiście zdecydowanie wolę ciebie jako Julię, ale jako Blanca jesteś tak cholernie wulgarna, że te osiłki Clarka od razu się zaczną ślinić na twój widok. Dlatego mam dla ciebie radę. — Zawahał się przez chwilę, jednak kontynuował. — To znaczy, nie żeby mnie to w jakikolwiek sposób obchodziło, ale musisz być uważna, jeśli nie chcesz zostać przeleciana przez któregoś z nich.
—Świetnie! — oburzyłam się, bo właśnie przypominał z lekka moją matkę, która za każdym razem ostrzegała mnie przed gwałcicielami. — Masz jeszcze dla mnie jakąś złotą radę? Bo tak się składa, że tyle, to ja wiem, że facet jest tylko facetem i myśli inną częścią ciała niż mózg.
— Grzeczniej, okay?! — warknął, zaciskając mocniej dłonie na moich ramionach. — Skoro o tym wiesz, to super. Nie musisz się tak od razu unosić.
No dobra. Ma rację. Nie musiałam.
— Przepraszam. Po prostu umieram ze stresu... — uznałam, że jednak powinnam przeprosić.
— Trudno — jego głos był pozbawiony emocji. — Jakoś musisz dać radę. Tylko tego nie spieprz. Pamiętaj. — Puścił moje ramiona i zaczął iść w stronę wyjścia, jednak zatrzymał się w połowie drogi i spojrzał na mnie. — Za dziesięć minut masz być na dole. — Powiedział i tak po prostu wyszedł z pokoju, zatrzaskując z rozmachem drzwi.

CZYTASZ
Wbrew sobie
ActionDlaczego jest tak, że za czyjeś błędy, płacić muszą inni? Jej brat zawsze miał dar sprowadzania na siebie kłopotów. Niestety tym razem sprowadził je na całą rodzinę. Tylko ona, 21 letnia Julie może ocalić ich od śmierci... To moje pierwsze opowi...