Siedziałam właśnie w taksówce, która wiozła mnie do mojego tymczasowego mieszkania. Po tym wspaniałym spotkaniu, z którego wyszłam z informacją, że mam czekać aż ludzie Clarka skontaktują się ze mną, miałam już serdecznie dość. Odnalazłam, więc zaraz po nim Davida i poinformowałam go, że wracam do domu. Opowiedziałam mu tylko skrócie o przebiegu mojego spotkania. Było przed czwartą nad ranem, a ja byłam potwornie zmęczona.
Co będzie jak nie uda mi się wciągnąć do tego handlu? Co, jak Gibson będzie mi kazał być ich dziwką? Przecież to już jest ponad moje siły. Już wolę umrzeć, niż to robić. Szkoda tylko, że moja śmierć oznaczałaby śmierć moich bliskich. Za jakie grzechy muszę robić takie rzeczy? Co ja takiego złego w życiu zrobiłam? Już wiem. Urodziłam się! Urodziłam się siostrą Joego!
– Jesteśmy na miejscu. – Dotarł do mnie głos taksówkarza. Dopiero teraz po rozejrzeniu, zorientowałam się, że to rzeczywiście moja kamienica. Cóż, miałam prawo jej nie rozpoznać, byłam tu tylko raz jak na razie. Zapłaciłam szybko za kurs i wysiadłam z auta.
Niech to szlag! Ani razu nie sprawdziłam czy ktoś za nami nie jechał! Dlaczego jestem taka beznadziejna? Rozejrzałam się nerwowo po okolicy, niczego podejrzanego nie zauważyłam. Ruszyłam zatem w stronę wejścia do budynku. Kiedy stanęłam pod drzwiami, kątem oka zauważyłam, że ktoś zmierza w moją stronę. Nerwowo zaczęłam szukać kluczy w torebce.
Pewnie schizuję, ale co, jak to któryś z ludzi Clarka? Postać była coraz bliżej. Mam! Znalazłam właściwy klucz i najprędzej jak się tylko dało otworzyłam drzwi i zatrzasnęłam je. Wbiegłam po schodach, mając równocześnie świadomość, że tym hałasem pewnie obudzę wszystkich sąsiadów. Przeklęte stare, skrzypiące schody! Trzęsącymi się dłońmi próbowałam trafić do zamka moich drzwi. Usłyszałam na schodach kroki. No dalej! Jebany zamek! Udało się!
Czym prędzej weszłam do środka i zamknęłam drzwi na wszystkie zamki jakie były możliwe do zamknięcia. Następnie ciężko dysząc spojrzałam przez judasza. Po schodach wszedł zakapturzony mężczyzna, tak przynajmniej wnioskowałam z budowy ciała, że nie była to kobieta, gdyż nie było widać twarzy tej osoby. Przeszedł przez moje piętro i wszedł wyżej.
Nie mam pojęcia, czy po prostu już mi się rzuciło na łeb i ten facet najzwyczajniej w świecie tu mieszka, a ja przed nim uciekałam czy ten ktoś mnie śledził. Jednak dziękowałam niebiosom, że jestem już w zamkniętym na trzy spusty mieszkanku. Marzyłam, żeby pójść spać i najlepiej obudzić się w innym życiu i świecie. Pamiętając o zarządzeniu Mark'a, który mówił, że mam na początku nie palić światła, z wyjątkiem małego w sypialni, używając telefonu jako latarki poszłam w jej kierunku. Weszłam do pomieszczenia i w tym momencie w pokoju nastała jasność, telefon wypadł mi z ręki. Moje serce chyba stanęło, a ja wstrzymałam oddech. Spojrzałam w stronę źródła światła i odkryłam, że na moim łóżku leży rozwalony Mark. No chyba nie! Zabije go!
– Co ty, tutaj do cholery robisz?! Czy ty jesteś normalny?! – Byłam taka wściekła, że myślałam, że go poćwiartuje, za to, że mnie tak wystraszył!
– Cicho, ludzi pobudzisz. – Syknął, jednakże na jego twarzy było widać rozbawienie.
– Ludzi pobudzę?! – Nie byłam w stanie się od tak uspokoić. – Przez ciebie, prawie zawału dostałam! Jeśli chciałeś mnie zabić, to mogłeś już to dawno zrobić!
– Przestań wrzeszczeć – warknął znowu, a jego twarz spoważniała. Okay. To jest ten czas, kiedy rzeczywiście powinnam przestać wrzeszczeć.
– Co ty tutaj do cholery robisz? – Ponowiłam pytanie, ale już niższym tonem.
– Czekam na ciebie? – spytał ze złośliwym uśmieszkiem i założył ręce za głowę.
– To nie mogłeś mnie uprzedzić, że masz zamiar na mnie czekać? – Co to ma w ogóle być? Kazał mi tu mieszkać, żeby tu przychodzić kiedy mu się będzie podobało?
– Pewnie. – Zaśmiał się. – Przypominam ci, że to ja wynajmuję to mieszkanie, a ty tu tylko pomieszkujesz, więc mogę sobie tu przychodzić, kiedy tylko będę chciał i na pewno nie będę się ciebie pytał o pozwolenie. – Prychnął.
– W takim razie biorę moje rzeczy i będę mieszkać jak normalny człowiek u siebie w domu, a nie w wynajmowanym przez mojego pana i władcę mieszkaniu! – Mój punkt wytrzymałości na stres, strach i nerwy w dniu dzisiejszym właśnie został przekroczony. Wiem, że nie powinnam się wyładowywać akurat na tym człowieku, ale po cholerę on tu przylazł?! – Właściwie, to wiesz co? – Ogarnęła mnie furia. – Mam już to wszystko w dupie! Zabij mnie w jakikolwiek chcesz sposób! I skoro takim jesteś człowiekiem, to proszę bardzo zrób z moją rodziną to, na co tylko masz ochotę! Skoro ja będę martwa, to przynajmniej będę ich miała po tamtej stronie! – Słowa wypłynęły z moich ust tak szybko, że nim zorientowałam się, co tak naprawdę powiedziałam, było już za późno...
Mark zerwał się z łóżka. Z prędkością błyskawicy znalazł się obok mnie i chwytając za moją krtań przycisnął mnie do ściany. W pomieszczeniu panował półmrok, ale i tak byłam w stanie zauważyć w jego oczach, że chyba bardzo mocno przegięłam wrzeszcząc na niego. Czy ja nie mogłam ugryźć się w język? Chociaż. Może ja umrę, a on wcale nie zabije mojej rodziny?
Mark dyszał, jakby przebiegł właśnie maraton. Wpatrywał się we mnie wściekłym wzrokiem, jednocześnie dociskając swoją dłoń do mojej krtani, przez co miałam wrażenie, że za chwilę tlen przestanie dopływać do mojego mózgu.
– Co to, do kurwy miało być? – Syknął. Patrząc na mnie jak lew na jagnię chwilę przed posiłkiem. – Coś ty sobie, głupia dziwko myślała wrzeszcząc na mnie?!
Okay. Zabolało. Dziwką, to on mnie chyba jeszcze nigdy wcześniej nie nazwał. Moje serce biło tak mocno, że miałam wrażenie, że za kilka sekund opuści moją klatkę piersiową. Nie odpowiedziałam mu nic. Milczałam. Już dzisiaj zdecydowanie zbyt wiele powiedziałam.
– Co? – Warknął, dociskając mocniej swoją dłoń do mojej szyi. – Nie masz mi już teraz nic do powiedzenia? – Mówił teraz w tak przerażający sposób, że aż po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Co ja narobiłam? Zabije mnie? Moje ciało zaczęło się trząść ze strachu. – Nie masz mi nic do powiedzenia?! – Wrzasnął.
– Przepraszam – wyjąkałam. – Nie powinnam. – powiedziałam trzęsącym się głosem przez łzy, które właśnie zaczęły spływać po moich policzkach.
– Nie powinnam. – Powtórzył, próbując naśladować mój głos. A po chwili uniósł drugą wolną dłoń i zderzył ją z moim policzkiem. – Owszem. Nie powinnaś. – Wysyczał przez zęby. A ja zaczęłam płakać jak dziecko. Bolało. Bardzo. Złapałam dłonią za piekące miejsce. – A pamiętasz, co ci ostatnim razem powiedziałem? – Dalej mówił przez zaciśnięte zęby.
Pokręciłam przecząco głowa. Skąd mam do cholery wiedzieć, który raz ma na myśli!
– Nie pamiętasz? – Zaśmiał się histerycznie. – Nie pamięta! – Docisnął mnie jeszcze mocniej do ściany. – To ci przypomnę księżniczko. – Zbliżył swoją twarz do mojej, tak blisko, że czułam na policzku jego ciężki oddech. – Otóż widzisz. Obiecałem ci wtedy, że więcej pobłażanie z mojej strony nie będzie. I właśnie w tym momencie, mam zamiar dotrzymać słowa.
CZYTASZ
Wbrew sobie
ActionDlaczego jest tak, że za czyjeś błędy, płacić muszą inni? Jej brat zawsze miał dar sprowadzania na siebie kłopotów. Niestety tym razem sprowadził je na całą rodzinę. Tylko ona, 21 letnia Julie może ocalić ich od śmierci... To moje pierwsze opowi...