96

7.1K 259 18
                                    


Perspektywa Davida

Jest siódma rano, a ja dalej nie potrafię zasnąć. Wróciliśmy z akcji o piątej nad ranem. Nie chciałem już dostawać od chłopaków ciągłych zbędnych pytań i słuchać składanych mi kondolenci z powodu śmierci mojego brata, więc po powrocie od razu zamknąłem się w moim pokoju. Będę się smażył w piekle za to, co zrobiłem. Nie mam pojęcia czy postąpiłem dobrze, może dało się to rozwiązać w inny sposób, ale miałem już dość. Miałem już dość tego zupełnie obcego mi faceta, który nazywany był moim bratem.

Kiedy poszedłem szukać Mark'a i Julii, bo doskonale wiedziałem, że skoro wyprowadził ją na zewnątrz, to Julia może mieć kłopoty i usłyszałem jego słowa, to coś we mnie pękło. Julia nie zasłużyła sobie na to wszystko. Jej rodzina nie powinna płacić za błędy jej brata. A Mark? Mark zachował się jak skończony dupek. Chciał sobie zrobić z Julii dziwkę! Ona już tak wiele przez niego wycierpiała, ale nie! On chciał dalej ja gnębić, poniżać i psuć. Nie wytrzymałem! Pierwszy raz zabiłem człowiek i jest nim mój rodzony brat! Nie wiem, czy poradzę sobie z tą świadomością, ale wiem jedno. Uwolniłem od mojego brata i jego chamstwa nie tylko Julię i jej rodzinę, ale także wielu innych gnębionych i zastraszanych przez niego niewinnych ludzi.

Pewne jest także to, że nie mam zamiaru przejmować po nim jego interesu. Brzydzę się tym całym szajsem i przekażę to wszystko jedynej, moim zdaniem odpowiedniej osobie. Od dziś Adrien Adams przejmie wszystkie interesy Mark'a Gibsona. I mam nadzieję, że on będzie lepiej tym wszystkim zarządzał, niż robił to mój brat. Najlepiej, gdyby oddał to komuś w cholerę, ale dzisiaj oficjalnie zrezygnuję z tego wszystkiego, co niby teraz jest moje i przekażę władze nad tym Adamsowi. Niech on już z tym robi wszystko, cokolwiek mu się podoba. Ja się wypisuję z tego świata i mam zamiar trzymać się od niego z daleka.

Perspektywa Julii

Wreszcie przekraczam prób mojego domu i jestem w tej chwili najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W towarzystwie Joego i Rafaela wchodzę do salonu. Joe rzuca się na fotel, a ja z Watsonem na kanapę. Opieram głowę o oparcie i przymykam oczy. Większość drogi minęła nam w ciszy, ale są chwile, kiedy w życiu dzieje się tak wiele, że człowiek nie jest w stanie żadnymi słowami opisać miotających nim w danej chwili uczuć. 

Tak naprawdę czuję wszystko na raz: ulgę, radość, smutek, niepewność, troskę i potworne zmęczenie. I najgorsze jest to, że nie wiem, które z tych uczuć jest najsilniejsze i które po tym wszystkim, co wydarzyło się dzisiejszej nocy, jest prawidłowe. Teoretycznie w końcu jestem wolna, ale moje szczęście jest oparte na czyimś nieszczęściu. Ciągle nie potrafię uwierzyć w to, że to właśnie David zastrzelił Gibsona. Spodziewałabym się każdego, ale to naprawdę zrobił on i to mnie w tym wszystkim boli. David będzie musiał żyć do końca życia z myślą, że jego brat nie żyje przez niego, a ja dzięki temu będę miała spokojne i dawne życie. To trochę słabe, ale czasu żadne z nas nie cofnie.

— Kto ma ochotę na zimne piwko? — odzywa się Joe zmęczonym głosem. Zerkam na niego, uchylając jedną z powiek. Mój brat leży rozłożony na fotelu i patrzy na nas ze znudzoną miną.

— Ja! — wzdycha po chwili Watson.

— Może mnie też by się przydało — również postanawiam się odezwać, bo w sumie właśnie do mnie dotarło, że cholernie chce mi się pić.

— To super! W takim razie idź i je przynieś! — Oznajmia Joe, a ja chwytam poduszkę znajdująca się po mojej lewej stronie i rzucam nią w niego.

— Ty leniu! Zaproponowałeś nam to, bo nie chce ci się wstawać! — śmieję się.

— Oh siostrzyczko! Jak ty mnie dobrze znasz! — rechocze i posyła mi w powietrzu buziaka. No debil.

Wbrew sobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz