Watson wyszedł jakieś dwadzieścia minut temu, a ja umieram ze stresu. Co jak z jakiegoś niezrozumiałego powodu spotka w mieszkaniu któregoś z tej trójki facetów, posiadających klucze do niby mojego mieszkania? Co jak nie uda mu się zabrać tych prochów, a ja stracę tak wielką szansę na sprzedać większości pozostałego mi towaru?
Co prawda pięćdziesiąt razy powtarzałam Rafaelowi, żeby zachował szczególną ostrożność, ale i tak nie potrafię się przestać tym martwić. Wiem, że niby po co któryś z nich miałby być w tym mieszkaniu, skoro ja jestem u siebie w domu, ale licho nie śpi, a tym bardziej mój genetyczny pech.
Po chwili znowu dzwoni mój telefon. Moje tętno przyśpiesza, bo nie wiem, kogo mogę się spodziewać po drugiej stronie słuchawki. Połączenie od David. Okay. Powiedzmy, że trochę się uspokoiłam.
– Słucham. – Odbieram.
– Jezu! Julia! Ten debil dopiero teraz powiedział mi, co się stało! Jak ty się czujesz? Wszystko w porządku? – Po drugiej stronie usłyszałam, zmartwionego Davida. Powiedzmy, że miło, że teraz dzwoni, ale jakoś nie zbyt często się do mnie odzywa...
– Tak. Już lepiej, ale muszę leżeć w tym pieprzonym łóżku cały dzień! – Żalę mu się.
– Na pewno? Gdybym wiedział wczoraj, co się tam stało, wcześniej bym zadzwonił! A ten debil dopiero przed chwilą i to przez przypadek mi się wygadał! – Bulwersuje się David.
– Oh, czyli twój brat jest w domu, tak? – Postanawiam, wykorzystać okazję i dowiedzieć się, czy Rafael jest, aby na pewno bezpieczny.
– No tak! Właśnie siedzi ze swoją wspaniałą dwójką w salonie i ekscytują się wygraną Milo i przez pieprzony przypadek powiedzieli mi o tobie! Debile! – TAK! Moja dusza się raduje.
– Będę żyła, także spokojnie. – Odpowiadam, próbując ukryć tę radość, która się we mnie pojawiła, po tym, jak mój kolega oznajmił mi, że cała trójka jest u nich w domu.
Perspektywa Watsona.
Wychodząc z domu Julii, miałem wrażenie, że pod jej domem stało auto ludzi Clarka, ale niby po co mieliby tam być? Pewnie to zwykły zbieg okoliczności. Wsiadłem do mojego auta i popędziłem w stronę jej kamienicy. Mam nadzieję, że rzeczywiście nie spotkam w jej mieszkaniu nikogo od Gibsona, ani jego samego, bo pewnie nie byłby zadowolony, że aż tak bardzo pomagam Julii, ale jak mógłbym jej nie pomóc?
Po kilkunastu minutach jestem już pod budynkiem. Sprawdzam, czy nie stoi gdzieś auto któregoś ze znajomych mi facetów, ale nie dostrzegam takowego. Wchodzę po starych, drewnianych i skrzypiących schodach i odnajduję drzwi, do których kazała mi się udać Julia. Kiedy wchodzę do środka, bardzo zaskakuje mnie wnętrze tego mieszkania. Jest nowoczesne. Tak nowoczesne mieszkanie w starej kamienicy? Mark się postarał, żeby Julia miała godne warunki do mieszkania. Tylko po co?
Pozostawiam jednak to pytanie w tyle i udaje się do łazienki. Szukam wzrokiem szafki, pod którą powinienem znaleźć prochy. Wysuwam spod niej pudło i wyciągam potrzebną mi ilość. Następnie chowam torebeczki do kieszeni. Spoglądam na to, co pozostało i okay jest dobrze. Zostało ich naprawdę mało. Wydaje mi się trochę podejrzane to, że Meduza nagle chce tak dużą ilość prochów, ale dowiem się od niego, skąd nagle u niego wzięła się taka potrzeba. Wychodzę z mieszkania i zamykam drzwi. Mam już odchodzić, kiedy zatrzymuje mnie czyjś głos.
– Przepraszam, pan tutaj mieszka? – Odwracam się w tym kierunku, a moim oczom ukazuje się staruszka, która patrzy na mnie groźnie spod swoich okularów. Cholera?
CZYTASZ
Wbrew sobie
ActionDlaczego jest tak, że za czyjeś błędy, płacić muszą inni? Jej brat zawsze miał dar sprowadzania na siebie kłopotów. Niestety tym razem sprowadził je na całą rodzinę. Tylko ona, 21 letnia Julie może ocalić ich od śmierci... To moje pierwsze opowi...