19

11.9K 419 5
                                    


Do moich uszu dotarł dźwięk budzika. Wyłączyłam go. Czas wstać. Na samą myśl o tym, co mnie nie długo czeka zrobiło mi się niedobrze. No tak, mój stres znowu wrócił. Ileż można... Wygrzebałam się z łóżka i udałam się do łazienki. Po wykonaniu porannej toalety, poszłam do kuchni.

Siedziałam przy stole z kawą i wciskałam w siebie chleb z masłem, bo niczego innego nie byłabym w stanie przełknąć, a i to nie wchodziło mi najlepiej. Usłyszałam kroki, a po chwili w wejściu do kuchni pojawił się mój brat. Świetnie. Jeszcze jego mi było tego ranka trzeba.

— O Julia! Wróciłaś w końcu, jak było nad jeziorem? — zapytał jak gdyby nigdy nic. Poważnie? No tak, on zapewne jeszcze nic nie wie...

— Powiedzmy, że nie najgorzej... — odpowiedziałam mu niechętnie. Joe wyciągnął szklankę z szafki i nalał sobie soku pomarańczowego, a po chwili spojrzał na zegarek.

— A właściwie to czemu ty już nie śpisz? Przecież masz wakacje! — zapytał z pretensją w głosie.

— No, bo widzisz braciszku... Muszę iść się z kimś spotkać — odpowiedziałam mu z ze złośliwością w głosie.

— Twoje koleżanki to takie ranne ptaszki? — Nie zauważył tonu mojego głosu?

— Nie. Idę się spotkać z Twoim NAJLEPSZYM kolegą... — zaakcentowałam słowo „najlepszy". — Gibsonem! — dodałam. 

Wiem, że to już było zbyt złośliwe, ale nie potrafiłam zapomnieć o tym, że to wszystko dzieje się przez niego. Joe pobladł, a szklanka, którą trzymał w dłoni właśnie rozbijała się o podłogę z głośnym trzaskiem, tworząc na podłodze pomarańczową kałużę.

— O czym ty do cholery mówisz?! — wrzasnął, łapiąc się za głowę.

— O tym, że dzięki tobie jadę teraz na tym samym wózku co ty! Przyjechali za mną nad jezioro! Rozumiesz?! Muszę współpracować z Gibsonem w czasie, kiedy ty będziesz spłacał swój dług! Jeśli tego nie zrobię, zabije naszych najbliższych!

— Kurwa, ale jak to się stało?! Jak cię tam znaleźli i dlaczego musisz to robić, przecież to ja jestem winien tego wszystkiego! Dlaczego on musiał wplątać w to ciebie?!

— Ci dwaj kretyni powiedzieli mu o mnie i wtedy postanowił, że im się przydam i od moich decyzji tak naprawdę zależy teraz życie nas wszystkich! Rozumiesz? — przestałam mówić, ponieważ do moich oczu zaczęły napływać łzy.

— Cholera! Julia! Gdybyś wtedy się nie wtrąciła... — On ma czelność mieć do mnie pretensje?

— Czyli to teraz moja wina?! Moja wina, że wplątałeś nas w jakieś gówno, a ja chciałam uratować ci życie, nieświadoma tego, że zadajesz się z takimi ludźmi?! Czyli to jest teraz kurwa moja wina, że nad naszą rodziną wisi niebezpieczeństwo?! Moja wina?! — Zalałam się łzami. Czara goryczy została przelana. Jak on może mieć do mnie pretensje. To on ściągnął ich na naszą rodzinę!

— Nie.. Julia przepraszam... — zaczął ze skruchą w głosie. — Nie o to mi chodziło... Po prostu dotarło do mnie, że może gdybyś wtedy nie weszła do salonu, to nawet nie wiedziałabyś o ich istnieniu.. Wiem, że to wszystko jest moją winą. Tylko nie potrafię znieść tego, że ten gnojek wciągnął w to ciebie! Na co ty mu niby jesteś potrzebna...

— Nie wiem Joe i boję się tego dowiedzieć, ale nie mam wyjścia. Jeśli nie będę z nim współpracować, to jest w stanie zrobić krzywdę nawet naszym dziadkom... On nie cofnie się przed niczym. Jestem tego pewna.

— Może mógłbym jakoś go przekonać żeby zostawił cię w spokoju... — powiedział bardziej do siebie niż do mnie.

— Nie Joe. To nic nie da... Powiedział mi wyraźnie, że nawet jakbyśmy odebrali sobie życie, żeby nie musieć z nim współpracować to i tak by zabił naszą rodzinę. Siedzimy w tym razem, niezależnie od tego, czy to się nam podoba, czy nie. Gibson powiedział, że dzięki temu, że będę z nim współpracować, ty będziesz mógł na spokojnie spłacać swój dług. Więc rób to, co do ciebie należy, a ja idę się ogarnąć. Nie mogę się przecież spóźnić...

Po tych słowach wyszłam z pomieszczenia, zostawiając mojego brata samego.

Wbrew sobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz