Perspektywa Watsona.
Gdy docieramy pod fontannę, okazuje się, że jeszcze ponad połowy nie ma. Jest tu tylko Gibson, David, Taran i Brutal no i teraz jeszcze my. Kucają oni przy podstawie fontanny, trzymając w dłoniach kominiarki, tak jakby rzeczywiście to była taka świetna kryjówka. Zerkam na okna domu i w żadnym nie świeci się światło, co wydaje się dobrym sygnałem. Gibson pokazuje nam ręką, że także mamy się zniżyć i dołączyć do nich. Jest to dla mnie co najmniej głupie, ale robimy to.
— Wszystko poszło zgodnie z planem? — pyta nas. — Zdejmijcie na razie te kondomy z twarzy, chcę je widzieć. — rozkazuje.
— Powiedzmy. — Odpowiada mu trochę naburmuszonym tonem Joe, w czasie gdy ściąga z głowy osłonę. Adrien, Cook i ja także to czynimy.
— Czemu powiedzmy? — Mark patrzy na niego podejrzliwie.
—Joe! Przestań. Wszystko się udało, a nawet mamy coś więcej! — Adrien od razu interweniuje, nim Joemu uda się sprzedać Charliego, a jedno jest pewne, Mark by się na niego wściekł.
— Co masz na myśli Adrien? — Gibson od razu kieruje uwagę na niego, a Joe z Cookiem toczą walkę na spojrzenia.
— Znalazłem przy jednym z nich to. — Oznajmia i macha mu przed oczami pękiem kluczy.
Gibson bierze demonstrowany przez Adamsa przedmiot do dłoni i przygląda się mu, a po chwili jego usta rozciągają się, tworząc chytry uśmiech.
— Cholera! Adams, od zawsze wiedziałem, że masz łeb na karku! — Ekscytuje się, a ja pierwszy raz słyszę, żeby on kogoś tak otwarcie pochwalił.
— Prawdopodobnie te klucze dadzą nam dostęp do wszystkich zamkniętych pomieszczeń w tym domu. Być może mielibyśmy ich więcej, ale przecież nie będziemy teraz sprawdzać, czy każda para pilnująca bram jest w nie zaopatrzona — dodaje Adrien.
— A kamery udało się wyłączyć? — Tym razem ja postanawiam zabrać głos, bo wierzę w umiejętności Davida, ale jednak wolałbym wiedzieć, na czym stoimy.
— No pewnie. Zrobiłem tak, że jeśli ktoś stale obserwuje monitoring, to widzi cały czas powtarzającą się sekwencję z ostatniej nagranej godziny — odpowiada mi młodszy z braci Gibson, który przez cały czas stara się trzymać na uboczu.
— David jesteś pieprzonym geniuszem! — Śmieję się do niego.
No dobra, w takim razie jesteśmy przez cały czas o krok do przodu. Nawet jeśli ktoś siedzi przy monitoringu, to nie jest w stanie zauważyć, że kamery tak naprawdę zostały wyłączone. Zależy mi na powodzeniu tej akcji równie mocno, jak Joemu, ale przy nim cały czas muszę być tym bardziej opanowanym, mimo tego, że sam martwię się o Julię.
Po chwili widzę, że reszta w końcu również się do nas zbliża, jednak patrząc na nich, odnoszę wrażenie, że coś poszło nie tak. Jeden z nich kuleje, a w przemieszczaniu się pomaga mu ktoś od niego wyższy. Przez te cholerne kominiarki ciężko jest rozpoznać, kto jest kim.
— Kurwa! Co jest panowie?! — Jako pierwszy reaguje Mark, wrzeszcząc w ich kierunku.
— Ciii! — syczy do niego David.
— Kurwa. Sorry... — Gibson się zmieszał? Muszę to chyba w kalendarzu zapisać. — Co się do kurwy stało? — pyta drugi raz, kiedy reszta ekipy dociera do nas.
— Popełniliśmy mały błąd. — Odpowiada jeden z nich i ściąga z głowy kominiarkę i teraz dopiero poznaję, że to jeden z ludzi Gibsona, ale nie pamiętam jego imienia... — Ron oberwał w udo i chyba będzie tu musiał na nas zaczekać — dodaje.

CZYTASZ
Wbrew sobie
AkcjaDlaczego jest tak, że za czyjeś błędy, płacić muszą inni? Jej brat zawsze miał dar sprowadzania na siebie kłopotów. Niestety tym razem sprowadził je na całą rodzinę. Tylko ona, 21 letnia Julie może ocalić ich od śmierci... To moje pierwsze opowi...