Zostałam wciągnięta na tylną kanapę samochody. Jak tylko mój oprawca zamknął za sobą drzwi, usłyszałam odgłos zamykanych w pojeździe zamków. To jakiś żart prawda? Mój oddech jest ciężki, serce dosłownie galopuje, a ja czuję, jak moje ciało zaczyna drgać.
Spoglądam z przerażeniem w bok na faceta, który wrzucił mnie na tył auta. Jego rysy twarzy są ostre i nieprzyjemne, a jego policzek zdobi podłużna blizna. On mnie przeraża? Tak. Zdecydowanie tak. Krótko ostrzyżony brunet najwyraźniej wyczuwa na sobie moje spojrzenie i spogląda na mnie. Przełykam głośno ślinę, kiedy posyła mi złośliwy uśmiech. Natychmiast odwracam od niego wzrok. Z przodu siedzi także dwóch facetów. Wszyscy są ubrani w czarne koszule. O co tu chodzi? Dlaczego oni się nie odzywają? Czego oni ode mnie chcą?
– Czego wy ode mnie chcecie? – Zbieram się na odwagę, żeby zadać to pytania. Mężczyzna obok patrzy się przed siebie, zupełnie ignorując moje pytanie. Dopiero po chwili facet, który siedzi z przodu, na miejscu pasażera odwraca głowę w moją stronę. Ten już nie wygląda tak przerażająco, jak ten siedzący obok mnie. Patrzy na mnie z obojętnym wyrazem twarzy.
– My nic. My mieliśmy cię tylko dostarczyć na miejsce. – Oznajmia. Ale, że kurwa co?
– Gdzie dostarczyć? Na jakie miejsce? – Pytam, coraz bardziej przerażona.
– Zobaczysz. – Opowiada, a następnie odwraca ode mnie głowę. To chyba oznacza, że uznał naszą rozmowę za zakończoną, ale ja tak nie uważam.
– Kto wam kazał mnie tam dostarczyć? – Pytam. No, bo kurwa kto? Gibson robi sobie ze mnie jakieś żarty? Dowiedział się, że go oszukałam i wymyślił mi taką karę?
Blondyn postanawia jednak uraczyć mnie jeszcze jednym spojrzeniem.
– Powiedziałem, że zobaczysz. – Jego głos jest ostry i stanowczy. – A teraz się nie odzywasz do końca drogi, rozumiesz? – Mówi tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Kiwam twierdząco głową, ale nie rozumiem, dlaczego mam się nie odzywać. Ściągają mnie z chodnika do samochodu, a potem nawet nie mogę dostać informacji, do czego im jestem potrzebna?
Mimo wszystko postanawiam się już nie odzywać. Z doświadczenia już wiem, że jednak rzeczywiście lepiej, jak mówię mniej niż więcej. Skupiam mój wzrok na ciemnościach panujących za oknem. Gdzie oni mnie wiozą? Nie rozpoznaje żadnej z tych ulic ani czasami mijanych budynków. Boże! Gdzie oni mnie wiozą? Czy moje życie mogłoby być jeszcze bardziej powalone? Zamykam oczy i pozwalam łzom znów spływać po moich policzkach.
Nie mam pojęcia, jak długo jechaliśmy, ale auto w końcu się zatrzymuje. Otwieram oczy i rozglądam się przez okno. Samochód stoi na dużym, wyłożonym kostką placu. Spoglądam przez przednią szybę i dopiero teraz zauważam, że stoimy pod wielkim domem. Chryste! On wygląda jak pałac, a nie dom. Zbudowany jest z szarej cegły i wychodzi na to, że ma cztery piętra. Znajduje się tu także podświetlona fontanna i posąg dwóch lwów pod schodami prowadzącymi najprawdopodobniej do wejścia.
O co tu chodzi? Gdzie ja do kurwy jestem?! Nagle drzwi z mojej strony się otwierają, a za nimi pojawia się ten sam przerażający facet, który wciągnął mnie do środka. Tak się zapatrzyłam na tę budowlę, że nawet nie zauważyłam, jak wysiadł i przedostał się na drugą stronę.
– Wysiadaj! – Warczy i szarpie mnie za rękę.
Ciągnie mnie przez ten cały plac, ściskając ze zdecydowanie zbyt dużą siłą moje ramię. Cholera! Nie musi tego robić! Przecież ja się nawet nie wyrywam! Przechodzimy obok jednego z tych dziwnych posagów, a następnie wchodzimy po szerokich schodach. Przerażający brunet ciągnie mnie do ogromnych, białych drzwi, a następnie otwiera je z impetem. Zaraz przy wejściu natykamy się na dwóch łysych i napakowanych facetów, którzy także mają na sobie czarne koszule. Dlaczego oni wszyscy ubrani są tak samo?
– Szef mówił, gdzie mam ją zaprowadzić? – Mój porywacz zatrzymuje się przed nimi.
– Oczywiście, że na dół. – Odpowiada mu jeden z nich.
Ten już nic im nie odpowiada, tylko prowadzi mnie do kolejnych, tym razem metalowych drzwi, za którymi znajdują się schody w dół. Wchodzimy w ciemny i zimny korytarz. Boże! Gdzie on mnie prowadzi? Po obu stronach tego korytarza znajdują się różne drzwi, jednak okazuje się, że my zmierzamy do tych, co znajdują się na samym jego końcu. Facet z blizną otwiera je i z wielką siłą popycha mnie w głąb pomieszczenia. Nie jestem w stanie utrzymać się na nogach, więc upadam na tyłek.
– Aha! Kurwa! Telefon! – Brunet staje nade mną z wyciągnięta dłonią.
– C-c-co? – Pytam, trzęsącym się głosem. Chociaż dobrze wiem, o co mu chodzi.
– Daj mi swój kurwa telefon! – Wrzeszczy.
Trzęsącymi się dłońmi otwieram moją torebkę i pierwszy raz cieszę się z tego, że mam dwa telefonu. Podaję mu telefon, który dostałam od Mark'a. On wyrywa mi go z ręki i odchodzi.
Zaraz po tym drzwi się zatrzaskują. Szybko wyciągam z torebki drugi telefon no i kurwa oczywiście! Nie ma zasięgu! Wyciszam na wszelki wypadek dźwięk i uruchamiam w telefonie tryb bardzo niskiego zużycia energii, żeby w razie czego nie padł mi tak szybko.
Chryste! Ciągle mam nadzieję, że za tą całą szopką stoi wkurzony na mnie Gibson. Jednak po cholerę robiłby z tego taką szopkę? Przecież jeśli byłby na mnie zły, to mógłby mnie stłuc gdziekolwiek, a nie organizowałby mi takiej wycieczki, chuj wie gdzie! No i nie zabierałby mi przecież telefonu. Boże! O co w tym chodzi?
Dopiero po chwili orientuję się, że siedzę na beżowej wykładzinie dywanowej, a nie na zimnej posadzce. Podnoszę się z podłogi i rozglądam po pomieszczeniu, w którym się znalazłam. Ściany są pomalowane na szaro, a oprócz tego znajduje się tu sporych rozmiarów łóżko. Biurko z krzesłem? Po cholerę tutaj to biurko? Są tu jeszcze jedne drzwi. Podchodzę do nich i naciskam na klamkę, a biała, drewniana płyta ustępuję pod jej naciskiem. Wchodzę powoli do pomieszczenia. Udaje mi się znaleźć włącznik światła i odkrywam, że to łazienka. Świetnie. Pokój z łazienką. Czy to oznacza, że mają zamiar mnie tutaj przetrzymywać?
Wracam do pierwszego pomieszczenia i siadam na łóżku. O co w tym wszystkim do cholery chodzi? Na wszelki wypadek postanawiam schować pod materac łóżka moją torebkę. Skąd mogę wiedzieć, czy nie będą chcieli mi jej zabrać?
Z tego wszystkiego znowu rozbolała mnie głowa. Prawdę mówiąc, nie czuję się jeszcze jakoś super dobrze, ale zależało mi na spotkaniu z moją ekipą, ale teraz już wiem, że trzeba było wrócić do tego zasranego mieszkania i leżeć w łóżku. Gdybym nie polazła na to spotkanie, to może wcale bym nie była teraz tu, gdzie jestem.
Kładę się na materacu, podkurczam nogi i zamykam oczy. Ten ból głowy staje się powoli nie do zniesienia. Jedyny plus tego bólu jest taki, że teraz nie potrafię już myśleć o niczym innym jak tylko o tym, żeby jak najszybciej on zniknął. Jednak czy jest to możliwe bez tabletek przeciwbólowych? Obawiam się, że nie.
Nie mam pojęcia, jak długo już tak leżę, ale nawet nie chce mi się podnieść i wygrzebać z torebki telefonu, na którym mogłabym sprawdzić godzinę. Kuźwa przywieźli mnie tutaj i zamknęli w jakimś pokoju, bez ani jednego słowa wyjaśnienia i w dalszym ciągu nikt do mnie nie przychodzi. Nic z tego nie rozumiem.
Po jakimś czasie docierają do moich uszu kroki, dochodzące z korytarza. Mój żołądek robi fikołka, a serce zaczyna szybciej pompować krew w moich żyłach. Zaciskam mocniej oczy, kiedy kroki stają się coraz lepiej słyszalne, co oznacza, że najprawdopodobniej ktoś idzie właśnie do mnie. A kiedy słyszę szczęk otwieranego zamka, mam wrażenie, że moje serce za sekundę wyskoczy z mojej klatki piersiowej.
Cały czas kurczowo zaciskam oczy, znowu wierząc, tak jak mają to w zwyczaju małe dzieci, że dzięki temu stanę się niewidzialna. Słyszę, jak drzwi się otwierają, a ciężkie kroki niby tłumione przez wykładzinę i tak roznoszą się po pomieszczeniu. Ten ktoś podchodzi do łóżka. Zaraz umrę. Moje serce jak nic za sekundę wydostanie się poza moje ciało.
– I tak wiem, że nie śpisz ślicznotko. Otwórz, więc proszę swoje oczka. – Na dźwięk tego głosu zamieram. Nie. To niemożliwe. Kurwa! Tylko ja mogę wpaść z deszczu pod rynnę!
Powoli z wielkim przerażeniem podnoszę moje powieki, a moim oczom ukazuję się on. Victor Clark we własnej osobie.

CZYTASZ
Wbrew sobie
БоевикDlaczego jest tak, że za czyjeś błędy, płacić muszą inni? Jej brat zawsze miał dar sprowadzania na siebie kłopotów. Niestety tym razem sprowadził je na całą rodzinę. Tylko ona, 21 letnia Julie może ocalić ich od śmierci... To moje pierwsze opowi...