22

11.5K 383 10
                                    

Dotarliśmy pod fabrykę. Zostałam zaprowadzona do miejsca, z którego był idealny widok na plac znajdujący się pod fabryką, ale my nie byliśmy widoczni, ponieważ zakrywały nas gęste krzewy, za którymi kucaliśmy. Ja i Mark byliśmy na przodzie, a za nami kucała reszta. Gibson kazał mi być cicho i w skupieniu przyglądać się temu, co się będzie działo.

Po chwili na teren zakładu wjechało ciemne, sportowe auto. Wysiadł z niego wysoki, dobrze zbudowany szatyn. Ubrany był w materiałowe, czarne szorty i niebieską koszulkę bez rękawów. Rozejrzał się dookoła, po czym na dłuższą chwilę zatrzymał wzrok w miejscu, w którym się znajdowaliśmy i podniósł w górę kciuk, po czym oparł się o przód swojego auta i skrzyżował dłonie na klatce piersiowej.

— Facet, którego widzisz to Watson   — oznajmił. —Od dziś zaczyna współprace z Clarkiem — kontynuował — właściwie będzie zajmował się dokładnie tym, czym będziesz zajmować się ty. Też będzie im wciskał fałszywą kasę. Clark pożałuje tego, że wepchał się na mój teren. Już dopilnuje tego, żeby nic nie zarobił na tym obszarze. Powinien wiedzieć, że ze mną tak łatwo nie wygra.

W momencie, kiedy mężczyzna skończył mówić, przez bramę wjechało kolejne auto.

— Zaczyna się — wyszeptał, wyraźnie podekscytowany. Widząc jego rekcje, mimowolnie spięłam mięśnie, a mój oddech stał się szybszy.

Z drugiego samochodu wysiadło trzech mężczyzn. Jeden z nich był typowym łysym „karkiem", a dwóch pozostałych było podobnych budową ciała do Watsona. Pierwszy był krótko ostrzyżonym blondynem, a drugi miał brązowe włosy ostrzyżone na „samuraja".

— Faceci, którzy wysiedli właśnie z auta to jedni z ważniejszych ludzi Clarka, stoją na czele handlu. Można powiedzieć, że w tej kwestii są zaraz za nim w hierarchii. Pierwszy z lewej to Logan, kolejny Hill, ostatni to Owen. To z nimi musisz się zakolegować — wyszeptał do mnie Mark.

Świetnie od razu mi się zrobiło lepiej. Przecież to nierealne. Nie będę potrafiła się do nich zbliżyć. Niby o czym ja mam z nimi rozmawiać, skoro jak się okazuje, żyję w zupełnie innym świecie niż oni wszyscy. Mała poprawka żyłam...

— A teraz patrz uważnie co się dzieje, przyda ci się to — dodał po chwili.

Zrobiłam to, co kazał. Moje ciało znowu się trzęsło, nie wiem tylko czy z powodu niewygodnej pozycji w jakiej musiałam być, czy to znowu ten przeklęty strach. Starałam się jednak skupić na scenie, którą miałam obserwować. Niestety byliśmy w takiej odległości od mężczyzn, że ciężko było usłyszeć, co mówią. Czułam się jakbym oglądała pantomimę.

Na razie stali na przeciwko siebie i o czymś rozmawiali. Ich wyrazy twarzy były poważne. Wyglądało to tak, jakby ludzie Clarka coś tłumaczyli Watsonowi, a ten im przytakiwał i odpowiadał na pytania. Po chwili blondyn podszedł do samochodu i otworzył bagażnik, wyciągnął z niego karton, a następnie wrócił do reszty i wręczył paczkę Watsonowi.
Ten uścisnął im wszystkim dłoń, a następnie wsiadł do auta z paczką pod pachą. Trójka mężczyzn patrzyła jak odjeżdża, a następnie sami wsiedli do auta i odjechali. W zasadzie nie wydarzyło się nic, co mogłoby mnie w jakiś większy sposób zaskoczyć.

— No i dobra. Ludzie Clarka właśnie przekazali Watsonowi towar. Jest tam jakieś dwadzieścia tysięcy  — powiedział uśmiechając się szeroko. A następnie się podniósł. Zrobiłam to samo, bo moje nogi były już całe zdrętwiałe.

—Ile?! — nie wierzyłam w to, co słyszę. Mark się zaśmiał. No rzeczywiście bardzo zabawne...

— W paczce, którą dostał jest jakieś sto gram koki. Koka chodzi średnio po dwie stówki za gram. Rachunek jest prosty, prawda?

Moje oczy chciały wyskoczyć z oczodołów. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. To dlatego wszyscy, którzy się tym zajmują, mówią, że idzie się na tym nieźle dorobić... Gibson widząc mój wyraz twarzy znowu wybuchnął śmiechem. Co za idiota...

— Oj Julia, jak ty mało jeszcze wiesz o prawdziwym życiu — powiedział te słowa z politowaniem. Mam wrażenie, że nabijanie się ze mnie sprawia mu niezłą frajdę.

Nic mu nie odpowiedziałam. Nawet nie wiedziałam, jak mam to wszystko skomentować.

— W sumie ta twoja naiwność jest urocza – dalej się ze mnie nabijał.

Swoją drogą, chyba już wolę jego w wersji nabijającej się ze mnie, niż na mnie wrzeszczącej...

— Watson jest jednym z moich najlepszych handlarzy, więc sprzedanie tego pójdzie mu szybko. Nie długo dostanę kasę, która i tak by była moja, gdyby ten gnojek nie odważył się wciskać na mój teren. Teraz Clark będzie się musiał zadowolić fałszywkami.

— A co jeśli się zorientuje, że to fałszywe pieniądze? — Musiałam mu zadać to pytanie. W końcu nie wiem jakim cudem, ale miałam niedługo robić dokładnie to samo, co ten cały Watson. Jaką on ma pewność, że Clark albo jego ludzie dadzą się na to nabrać...

— Skarbie, pewne osoby bardzo długo pracowały nad tym, żeby zrobić idealne fałszywki. Ja sam miałem wielki problem z rozpoznaniem, że jest coś z nimi nie tak. Mimo tego, że dobrze wiedziałem, że trzymam w ręku fałszywe pieniądze. A uwierz mi, nikt z nich nie będzie oglądał tych pieniędzy pod lupą. Sprawdzą tylko, czy suma się zgadza, a następnie ta kasa trafi do sejfu i zniknie wśród wielu innych banknotów.

Gibson był pewny swoich racji. Ja osobiście w dalszym ciągu byłam pełna obaw. Co będzie, jak się zorientują? Kto wtedy oberwie? Wiadomo, że ja...

— Chodźcie!  —Gibson jakby nagle oprzytomniał i wrócił z krainy euforii do poważnego życia. —  Wracamy do auta, musimy jeszcze pojechać do domu i między innymi zastanowić się nad zmianą wyglądu Julii. Trzeba zrobić tak, żeby w razie czego, ludzie Clarka nie potrafili od razu skojarzyć jej z nami. Dla nich musi być kimś zupełnie innym.

Wbrew sobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz