42

9.3K 325 9
                                    

Siedzieliśmy z Davidem przy jednym z czarnych, obdrapanych stolików. Oddalonym jak najbardziej od parkietu, ale z dobrym widokiem na bar. Było już po dwudziestej drugiej. Ja piłam swojego drugiego drinka, gdyż wiedziałam, że na trzeźwo nie będę w stanie wykonać tego, co powinnam. David pił colę, w zasadzie nie wiem czemu przyjechał autem, równie dobrze dotarlibyśmy tu taksówką, ale może to lepiej. Jedno z nas będzie miało trzeźwy umysł.

— A jak ci się spodobało twoje nowe mieszkanie? — David próbował przekrzyczeć muzykę.

— Nie będę ukrywać, że byłam pozytywnie zaskoczona. Mark niby mówił, że je remontował, ale nie sądziłam, że będzie to remont generalny — odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą.

— Remont generalny? — David wyglądał na zaskoczonego.

— Bez sensu, nie? — Alkohol już zaczynał działać, więc czułam się rozluźniona.

— No trochę, to podejrzane.

— Ja wywnioskowałam, że może będzie chciał je jakoś wykorzystać, po tym jak już się z niego wyniosę.

— Nic mi o tym nie wiadomo, ale jednak faktycznie trochę to jak dla mnie dziwne. Mam nadzieję, że nie wymyślił niczego głupiego...

— Głupiego? Co masz na myśli? — zaniepokoiły mnie jego słowa.

— Nie wiem — posmutniał. — Po prostu mój brat nie zawsze gra fair i robi masę różnych interesów. Oczywiście większość z nich jest niezgodne z prawem.

— Aha... — mam nadzieję, że to nie granie fair, nie będzie miało nic wspólnego ze mną. — W ogóle, to myślisz, że będziesz mógł mnie jakoś odwiedzać w tym mieszkaniu? — Świadomość tego, że będę tam sama jak palec nie zbyt mi się podobała.

— No myślę, że będzie się dało to załatwić. Skory ty się możesz przebierać, to dlaczego ja bym nie mógł? — spytał, uśmiechając się zadziornie.

— Podoba mi się twój tok myślenia — zaśmiałam się.

Następne kilkanaście minut spędziliśmy na luźnej rozmowie. Alkohol rozluźnił mnie już do tego stopnia, że mój stres był na poziomie znośnym. Spojrzałam na zegarek, była za pięć jedenasta.

Czyli to jest ten czas, w którym muszę zacząć wypatrywać Watsona. Nie ukrywam, że mimo tego, że alkohol mi pomagał, to i tak nie byłam w stanie całkowicie na luzaka podejść do mojego dzisiejszego zadania. Jednak jakoś muszę dać radę. Po chwili zauważyłam go, zbliżał się do baru. Miał na sobie czarne spodnie z dziurami, a jego umięśnione ciało podkreślała obcisła, granatowa koszulka z kołnierzykiem. Cholera, był naprawdę przystojny.

— Jest — powiedziałam nerwowo. W tym momencie było widać, że David lekko się spiął. Spojrzał w tym samym kierunku co ja.

— Faktycznie — odparł.

— Czyli, to jest mój czas — powiedziałam, biorąc głęboki wdech i wypijając do końca mój napój. Następnie chwyciłam moją torebkę i przewiesiłam ją przez ramię.

— Bądź ostrożna Julia — powiedział David i ścisnął moją dłoń.

— Będę — odparłam krótki i podniosłam się z krzesła. A następnie ruszyłam w stronę baru, przy którym siedział szatyn i właśnie coś zamawiał. Usiadłam na hokerze obok niego.

— Ty jesteś Watson? — spytałam, starając się mówić niższym głosem niż normalnie, jednocześnie delikatnie na niego zerkając.

— A ty kto? — zadał pytanie w sposób arogancki.

Wbrew sobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz