77

7.4K 262 17
                                    


– Proszę, pozwól mi jeszcze jeden dzień zostać w domu i pobyć sobą. Tylko jeden jedyny, dzień! – Mark przyszedł do mnie do domu, oznajmić mi, że dwadzieścia cztery godziny, przez które miałam leżeć w łóżku, minęły i on ocenia mój stan jako dobry, więc mam wrócić do mieszkania i być znowu Blancą. A do mnie dzwoniła dzisiaj Susan i wieczorem nasza paczka ma się spotkać w barze. Już tak dawno ich wszystkich nie widziałam. Bardzo chcę się z nimi zobaczyć i chociaż przez chwilę się odprężyć. Czy ja chcę tak wiele?

– No pewnie! I czego jeszcze? Mało się należałaś w domu? W moim... – Zacina się. – W twoim mieszkaniu też możesz sobie poleżeć, jeśli jeszcze nie czujesz się na tyle dobrze.

– Proszę. – Robię najsłodszą minę, jaką potrafię, aczkolwiek takie rzeczy pewnie na niego nie działają. – Tylko jeszcze jedna noc. Proszę. – Mam przed nim do kurwy uklęknąć czy co?

– Dlaczego ci tak na tym zależy, co? – Pyta, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Czy powinnam powiedzieć mu prawdę? Czy to nie sprawi, że tym bardziej się nie zgodzi?

– Po prostu... – Waham się, czy powinnam to mówić. – Po prostu tak dawno nie widziałam się z moimi przyjaciółkami... – Opuszczam smutny wzrok na podłogę. – A dzisiaj wieczorem się spotykają. Najzwyczajniej w świecie chciałam się z nimi zobaczyć...

– Z przyjaciółkami? – Pyta, a ja spoglądam na niego. Mark przygląda mi się uważnie.

– No tak z Susan i Alice. – Okay nie musi wiedzieć, że będzie nas tam więcej i prawdopodobnie Patrick, z którym nie mam kontaktu od tej chorej sytuacji w knajpie też.

– Kurwa! Dobra! Poznaj moją dobroć! – Mówi, wyrzucając ręce w powietrze.

– Dziękuję! Dziękuję! – Cieszę się jak małe dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę. Tak. Właśnie dopiero w takich momentach w życiu, człowiek potrafi docenić teoretycznie tak małe rzeczy, jak spotkanie ze zwykłymi i normalnymi przyjaciółmi.

– Nie krzycz, tylko podziękuj odpowiednio, nim zmienię zdanie. – Oznajmia Mark z cwaniackim uśmiechem na twarzy. Że niby co? Mój entuzjazm od razu znika.

– To znaczy jak? – Pytam, lekko przerażona i przegryzam nerwowo wargę. Niech to nie będzie to, co ja myślę.

– Niby nie głupia, a taka niedomyślna. – Mówi, spoglądając na moje usta. – Myślę, że już dawno nie całowałaś mnie sama z siebie, więc chyba powinnaś to nadrobić.

Aha. Okay. Spokojnie Julia. Jemu chodzi tylko o pocałunek. O nic więcej. Wyobraź sobie, że całujesz kogoś innego i jakoś pójdzie. To wcale nie stoi przed tobą Mark, który cię zgwałcił. To wcale nie jest on. Spokojnie to nie on.

Przełykam rosnąca w moim gardle gulę i podchodzę do niego. Za jakie grzechy? Oblizuję moje usta i spoglądam w górę na jego twarz. Napotykam na jego szmaragdowe tęczówki. Boże! Dlaczego, ktoś posiadający tak piękne oczy musi być takim potworem? Jego ręce lądują na moich biodrach, a ja staje na palcach. Próbuję dosięgnąć tych jego przeklętych usta, ale jeśli on się nie pochyli, to jest to niemożliwe. On tego nie robi, tylko śmieje się ze mnie. Aha, czyli tak ma się zamiar zachowywać? 

Z braku innej możliwości zarzucam ręce na jego kark i zmuszam go tym samym, żeby się pochylił. Przyciskam usta do jego warg. Moje serce zaczyna bić jak oszalałe, a w brzuchu pojawia się ten nieprzyjemny ucisk. Spokojnie Julia. Całujesz Watsona. To nie Gibson. To Watson. Boże! Gdyby on tylko wiedziała, że wyobrażam go sobie w momencie, kiedy całuje tego potwora. Gdy tylko zaczynam poruszać moimi ustami, Mark jakby był jakiś niewyżyty, atakuje je agresywnym i aż nieprzyjemnym pocałunkiem. Znoszę tę torturę jeszcze przez chwilę. Po czym odsuwam się od niego i delikatnie go od siebie odpycham.

Wbrew sobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz