90

7.2K 254 21
                                    



Perspektywa Joego.

— Każdy wie, co ma robić, gdzie idzie i gdzie się spotykamy po przejściu poza teren ogrodzenie? — Gibson postanowił jeszcze poudawać wielkiego organizatora przed przejściem do naszych działań.

— TAK! — Odpowiedziało kilka osób, inny kiwali twierdząco głową, a reszta postanowiła wcale się nie odzywać tak jak ja.

— W takim razie zakładajcie kominiarki i nie dajcie się zabić! — Ogłosił, a wszyscy zakryli swoje twarze.

Każdy z nas miał na sobie kamizelkę kuloodporną, pas na amunicję i broń. Również zostaliśmy wyposażeni w inne przedmioty typu gaz pieprzowy czy nóż, które mogą nam się przydać w czasie ataku. Jest nas dwudziestu, a wejść na posesję Clarka pięć, dlatego na każde przejście przypada czterech nas. Ja będę działać z Watsonem, Adamsem i Cookiem. My mamy dotrzeć do głównej bramy, która znajduje się najbliżej wejścia do domu.

Kiedy każdemu z nas uda się przedostać na drugą stronę ogrodzenia, mamy się spotkać pod fontanną i wtedy wszyscy razem wkroczymy do domu. Nim jednak to się stanie, David włamie się do monitoringu na jego posesji i wyłączy na wszelki wypadek wszystkie kamery. Największy problem jest taki, że nie wiemy, gdzie ten skurwiel przetrzymuje Julię, ale znajdziemy ją. Musimy...

— Dobra panowie ruszamy, tak?! — Adrien klasnął w dłonie w geście pobudzenia nas do boju. Tak trochę się teraz czuję. Jak żołnierz idący na pole walki.

— Tak. Ruszamy. — Odpowiada mu Watson, w czasie gdy ja dalej milczę.

Boże! Jeśli istniejesz, to błagam, niech wszystko pójdzie zgodnie z planem!

Adrien i Charlie ruszają, a ja z Rafaelem kroczymy zaraz za nimi. Nie odzywam się, próbuję jedynie skoncentrować się jak najmocniej na czekającym nas zadaniu i aby wykonać je najlepiej jak potrafię. Nie mogę w tym momencie pozwolić sobie na to, żeby emocje przejęły kontrolę nad zdrowym rozsądkiem. Wszystko musi zostać wykonane zgodnie z planem. Tu chodzi o moją siostrę i to ona jest dla mnie w tym momencie najważniejsza.

Maszerujemy w nieprzerwanej ciszy. W tle jedynie słychać odgłos skrzypiącej ściółki spowodowany naszymi krokami i szum wiatru, który kołysze delikatnie gałęziami drzew. Tej nocy niebo jest zachmurzone. Tak jakby nawet natura chciała nam dopomóc, chowając księżyc i gwiazdy za chmurami i tym samym sprawiając, że jest jeszcze ciemniej, bo zniknęły naturalne źródła światła. Nasze czarne stroje sprawiają, że idealnie wtapiamy się w otoczenie, więc nie ma szans, żeby ktoś nas dojrzał z daleka. Im bliżej jesteśmy miejsca, z którego zrobimy szybkie rozeznanie i wkroczymy do akcji, tym staję się coraz bardziej zdenerwowany. Mój żołądek z każdym krokiem coraz mocniej się zaciska, a puls przyspiesza.

— Hej Joe! — Głos Charliego roznosi się echem i przerywa panującą między nami ciszę.

— Co chcesz Cook? — Pytam, chociaż doskonale wiem, że pewnie nic mądrego...

— Oddałeś Gibsonowi już całą kasę? — Odwraca na chwilę głowę w moim kierunku, a w jego głosie słychać nutę złośliwości.

— A co ci do tego? — Warczę, bo nie jestem w nastroju na jego docinki.

— Wyluzuj. Tylko pytam. Co ty taki drażliwy jesteś jak baba w ciąży? — Prycha.

— A jak myślisz? — O ile Adriena lubię, to Charlie od zawsze mnie drażnił.

— Boże, nie gadaj, że aż tak się martwisz o tą małą sukę? — Śmieje się i odwraca przodem do mnie.

Teraz to już przegiął! Nie wiele się zastanawiając, rzucam się na niego i powalam go na ziemię. Następnie dociskam przedramię do jego krtani.

Wbrew sobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz