List pierwszy

14.6K 902 310
                                    

10 września

Spojrzenie Harry'ego było całkowicie skupione na jego stopach, kiedy szedł za Ronem i Hermioną w kierunku Wielkiej Sali. W tej chwili koncentrował się tylko i wyłącznie na stawianiu kroków, bo dopóki jego głowa i spojrzenie skierowane były w podłogę, zamek nie obracał się wokół niego zbyt gwałtownie.
Cholerny Seamus i jego Ognista Whisky.
Cholerny kuzyn Fergis, który mu ją wysłał.
Ostatnia noc była okropna. Harry nie pamiętał, co, u licha, podkusiło go, aby przyjąć wyzwanie Seamusa, który z nich pierwszy wpadnie pod stół. Przeklęty Irlandczyk.
To wszystko wina Rona - postanowił po krótkiej chwili. Gdyby nie był zajęty siłowaniem się na rękę z Deanem, Harry nie zostałby z Seamusem sam, bezbronny. Hermiona również, jakby nie patrząc, okazała się bezużyteczna. Zarówno zeszłej nocy, jak i dzisiaj. Zanim opuścili pokój wspólny, odmówiła rzucenia na niego zaklęcia uspokajającego. Nie zgodziła się też dać mu któregoś ze swoich eliksirów przeciwbólowych. Patrzyła tylko spojrzeniem wyraźnie mówiącym, że dostał dokładnie to, na co zasłużył.
Przyjaciółka nie akceptowała picia alkoholu, przynajmniej nie w nadmiernych ilościach. Z tego, co pamiętał, jedyny raz, kiedy znajdowała się w stanie zbliżonym do odurzenia alkoholowego, miał miejsce zeszłego lata w Norze. Dała się namówić na wypicie zrobionego przez skrzaty wina, które Fred i George przemycili do pokoju Rona i usnęła po dwóch szklankach. Bliźniaki posłali w stronę Rona znaczące spojrzenie i namówili Harry'ego, żeby zostawił go z Hermioną, a sam spędził noc u nich.
Jeżeli Harry był z czegokolwiek zadowolony, to z tego, że McGonagall zeszłego wieczora w jakiś sposób wyczuła, co się działo w wieży Gryffindoru. Weszła bez pukania, ubrana w swój znoszony szlafrok w szkocką kratę i grożąc im palcem, kazała natychmiast przestać hałasować. Nawet jeśli zauważyła butelki Ognistej Whisky, zaśmiecające podłogę pokoju wspólnego, nie dała tego po sobie poznać. Jej wizyta zakończyła zawody w piciu między Harrym i Seamusem, który wyrzucił swój kieliszek do koszyka, a Hermiona wystawiła go, aby skrzaty mogły go opróżnić.
Harry wychylił się, żeby przytrzymać drzwi, które Ron otworzył przed Hermioną, i ruchem ręki wskazał mu, aby podążył za nią. Wszedł i pozwolił, aby drzwi zatrzasnęły się za nim swobodnie i aż skulił się, słysząc dźwięk, jaki przy tym wydały. Przemierzył pomieszczenie, licząc, ile kroków zabrało mu dotarcie do stołu Gryfonów (od pierwszego roku ich liczba znacznie się zmniejszyła), po czym opadł na ławkę, pomiędzy Rona i Neville'a. Był zadowolony, że Hermiona usiadła po drugiej stronie przyjaciela. Nie miał zamiaru wysłuchiwać kolejnego wykładu na temat odpowiedzialności przy piciu.
- Kiełbaskę? - spytał Ron, a Harry spojrzał nieufnie na załadowany po brzegi talerz. Coś przewróciło mu się w żołądku.
- Eee... nie, dzięki - odparł i zamiast tego sięgnął po koszyk z bułkami. Pomyślał, że coś suchego pomogłoby szybciej wchłonąć alkohol.
- Jachcesz - powiedział Ron pomiędzy kęsami. - Jachmleceteramamy?
Harry odwrócił wzrok. Stwierdził, że nie byłby w stanie utrzymać bułki w żołądku, gdyby choć zerknął na Rona.
- Transmutację - odpowiedział, a jego wzrok prześlizgnął się po dzbanku z sokiem dyniowym i zatrzymał się na kawie.
„Słodki, rozkoszny napój" - pomyślał, kiedy nalewał sobie filiżankę.
- Sowy już są - odezwała się Hermiona i odsunęła stojące przed nią naczynia, aby zrobić miejsce dla brązowego ptaka, który dostarczał jej „Proroka Codziennego". Ron codziennie skarżył się, że ten upierzony idiota specjalnie ląduje w jego śniadaniu.*
Harry rozejrzał się, chociaż nie wiedział dlaczego. Dwoje ludzi, którzy mogliby do niego napisać, siedziało na ławce obok niego. Dlatego poczuł się naprawdę zaskoczony, kiedy zobaczył nadlatującą do niego Hedwigę. Do nogi miała doczepiony mały zwitek pergaminu. Gdy wylądowała, Harry poczęstował ją resztką swojej bułki, a kiedy zajęła się jedzeniem, odwiązał liścik. Sowa, gdy tylko poczuła się wolna, zahukała, chwyciła resztę pieczywa i odleciała.
Harry strzepnął okruszki, które Hedwiga na niego upuściła, i z roztargnieniem rozwinął pergamin, ciągle wpatrzony w pełen wdzięku lot ptaka. Spuścił oczy i przeczytał pojedyncze zdanie, napisane bardzo starannym charakterem pisma:

Myślisz, że McGonagall nosi kraciaste majtki po kolana?

Gdy tylko skończył czytać, szybko uniósł głowę i ukradkiem spojrzał do tyłu.
Zastanawiał się, komu mógł przyjść do głowy pomysł napisania czegoś takiego. Wyciągnął szyję i przeczesał wzrokiem stół za sobą, myśląc, że mógłby nawiązać z tym kimś kontakt wzrokowy. Niestety, nikt nie spojrzał mu w oczy, więc z powrotem skupił się na pergaminie. Nie rozpoznał pisma, ale nie miało to znaczenia. Spędził sześć lat, przepisując prace domowe od Hermiony, tak więc jej charakter pisma znał dobrze, ale to był wyjątek.
Wzruszył ramionami i wsadził rulonik do kieszeni. Postanowił pokazać go Ronowi, kiedy będą już bezpieczni w pokoju wspólnym. Nie widział potrzeby denerwowania profesor McGonagall dwa dni pod rząd.
„Kraciaste majtki do kolan."
Harry zachichotał, ale chwilę później się zreflektował. Nie wiedział, co było gorsze: myśl o długich, kraciastych majtkach czy wizja mającej je na sobie McGonagall. Teraz musiał iść do łazienki, bo bułka w jego żołądku bardzo chciała wydostać się na zewnątrz.

Czytając Między Wierszami {DRARRY}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz