- Spotykasz się z kimś?
- A czy to cię powinno w ogóle obchodzić? Być może zauważyłeś, że jestem redaktorem wykonawczym dwóch czasopism. Zajęcie to całkowicie pochłania czas, który mógłbym przeznaczyć na ssanie kutasów. Muszę się pilnować, inaczej skończę jako dziwka podrzędnej kategorii.
- Przecież już przeprosiłem za nazwanie cię kurwą - burknął.
- Ale jednak mnie nią nazwałeś. W obecności moich podwładnych. Francuskie tosty, które tu podają, są wyborne, a huevos rancheros** wystarczająco pikantne, żeby roztopić ci szkliwo na zębach. Tak więc w zupełności pogodziłeś się już z faktem, że życzyłem sobie dwieście pięćdziesiąt funtów za obciągnięcie ręką, pięćset ustami i dwa tysiące za rżnięcie?
Oblał się rumieńcem.
- Słuchaj, dalej nie rozumiem, dlaczego robiłeś... eee... to, co robiłeś, ale próbuję i chcę to pojąć, tylko że, wiesz, to mnie naprawdę przerasta.
Najwidoczniej oczekiwanie, że wzrost umiejętności budowania składnych zdań, niezawierających nadmiaru bezsensownych przerywników, będzie szedł w parze z demonstrowaną aktualnie przez Harry'ego idealną, fizyczną pewnością siebie, okazywało się w stosunku do niego zbyt wygórowanym wymaganiem. Sposób, w jaki się wyrażał, był tak bardzo nie na miejscu. Należał do świata sprzed dwudziestu dwóch lat. I cały czas wzbudzał we mnie uczucie przewrotnej słodyczy.
- Nie ma w tym nic, co mogłoby cię przerosnąć. Sprzedawałem seks. Najwyraźniej pozycja głównego aurora nie łączy się z kwalifikacjami mówcy, wystarczy umieć machnąć ręką i sprawa załatwiona. Twoja elokwencja jest tak samo żałosna jak wtedy, gdy miałeś piętnaście lat.
- Zdarza mi się to tylko przy tobie. Dupek. - Wypowiedział to bez jadu. - Wyglądasz dokładnie tak samo. Przystojny. Nadal blondyn. Podobają mi się twoje długie włosy - powiedział, nieświadomie przesuwając ręką po własnych, szpakowatych kosmykach.
- A ty ciągle jesteś królem nielogicznych konkluzji. Jakby długość moich włosów miała coś wspólnego ze sprzedawaniem seksu. No dobrze, niech nawet i ma. - Zwróciłem się ku kelnerowi, krążącemu wokół naszego stolika od ostatnich pięciu minut. - Poproszę jajka po benedyktyńsku z kiełbaskami, duży sok pomarańczowy i podwójne espresso. Oraz porcję owoców. A że i tak raczej cię na mnie nie stać, to przestań w końcu podsłuchiwać.
Kelner zaczerwienił się po korzonki włosów i upuścił długopis. Poczułem się wręcz freudowsko.
- Proszę nie zwracać na niego uwagi, to świr - odezwał się Harry łagodzącym tonem. - Mógłby mi pan podać jajecznicę i herbatę? Dziękuję. - Kelner oddalił się pospiesznie, przyciskając menu do piersi. Sądząc po jego chodzie, musiał mu nieźle stanąć. Na swoje szczęście był przepasany jednym z tych długich fartuchów. - Wiesz, naprawdę przepraszam, że wyciągnąłem cię na śniadanie, bo teraz widać jak na dłoni, że wcale nie jesteś aż tak głodny. Zamówiłeś jedynie porcję, którą można by nakarmić drużynę quidditcha. - Pokazałem mu środkowy palec. Z jakiegoś powodu zareagował chichotem. - Draco, mógłbyś przestać mówić do mnie „Potter"? Czuję się, jakbym miał trzynaście lat. Nie był to zbyt przyjemny okres dla żadnego z nas. Skąd dowiedziałeś się o mnie i Ginny?
- A ty powinieneś nazywać mnie Dee. Gdy byłem w Anglii na tej przeklętej sesji zdjęciowej, wpadł mi w ręce egzemplarz „Proroka". Z raczej paskudną fotografią w środku, z tobą w roli głównej, opuszczającym salę sądową. Wyglądałeś, jakbyś miał za chwilę przyłożyć autorowi zdjęcia.
- Bo i przyłożyłem - odparł z niewesołym uśmiechem. - Gdybyś przeczytał następny numer, miałbyś okazję ujrzeć artykuł na pełną stronę, poświęcony temu, jakim brutalem się stałem, atakującym przypadkowych, niewinnych ludzi. Fakt, że zaatakowany nieprzypadkowo wycelował aparat w moją stronę, nie grał zbyt wielkiej roli. Pierdolony Creevey. W dodatku z mojego własnego domu.
- No cóż, muszę przyznać, że całkowicie spełniłeś moje oczekiwania. Ożeniłeś się z dziewczyną, która łaziła za tobą od, poczekaj, dziesiątego roku życia? - Usłyszałem rozgoryczenie we własnym głosie. Lepiej przystopować. - Macie pewnie z tuzin dzieci...
- Tylko pięcioro.
Na samą myśl o tym, co musiał zrobić, żeby spłodzić tę piątkę, postanowiłem chrzanić pomysł z przystopowaniem.
- No to skąd ten rozwód? Czuję narastającą ciekawość. Czyżbyś w końcu odkrył, że twój mały pociąg do penisów nie był zaledwie przelotnym kaprysem?
- Tak. Myślałem... Nie wiem, co myślałem. Ty zniknąłeś - oskarżycielsko wyciągnął palec w moją stronę - a że zawsze chciałem mieć dzieci... Weasleyowie traktowali mnie jak własnego syna. Ona kochała mnie od dawna. Chyba zdawało mi się, że też ją kocham. Na początku wszystko było w porządku, dzieci to coś wspaniałego, Draco. Naprawdę wspaniałego. Ale ostatnie pięć lat z nią było jednym wielkim piekłem. Teraz mnie szczerze nienawidzi. Tak, mój mały pociąg do penisów, jak się pięknie wyraziłeś, nie był tylko przelotnym kaprysem. Złośliwy gnojek.
Wykrzywiłem się z rozbawieniem.
- Nigdy nie twierdziłem inaczej. Ale też nie spędziłem ostatnich dwudziestu lat na udawaniu kogoś, kim nie jestem.
- Tak? Na przykład, że nie jesteś czarodziejem?
- Pierdol się, Harry. - Tym razem naprawdę mnie rozdrażnił.
Na szczęście w tej chwili podano zamówione dania. Harry przez kilka minut przesuwał jajecznicę na talerzu tam i z powrotem, podczas gdy ja rzuciłem się na swoją porcję niczym wilk. Umierałem z głodu, mimo całej nowiutkiej i uzasadnionej nienawiści do Ginny Weasley.
- Harry - zacząłem, dopijając espresso. Gdybym miał go już więcej nie ujrzeć, musiałem mu to powiedzieć. - Nigdy nie poproszę cię o wybaczenie za to, że wtedy odszedłem. - Uniósł wzrok znad talerza i przestał bawić się jedzeniem. Nie był rozgniewany, tylko zraniony i zbity z tropu. - Miałem ku temu poważne powody, z których jeden sprowadzał się również do tego, że kiedyś zapragnąłbyś mieć dzieci. I co by się wtedy stało?
- Wiem - przyznał słabym głosem, powracając do przesuwania jajecznicy.
Skinąłem na kelnera.
- Proszę zabrać talerze. Tak molestuje te jajka, że jeszcze chwila, a zakłuję go widelcem. - Rzuciłem kilka banknotów na stolik. - Chodźmy stąd. Central Park jest niedaleko, a ja zaraz skonam, jeśli nie zapalę.
W parku opadłem na pierwszą z brzegu pustą ławkę i przypaliłem papierosa.
- Nic się nie zmieniłeś, wiesz?
- Gówno prawda, ale dzięki za komplement. A jeśli teraz zaczniesz mi nadawać, że od palenia dostanę zmarszczek, to doskonale o tym wiem i mam chirurga plastycznego na każde zawołanie. No dobrze, ciągle ważę tyle samo co kiedyś. Dzięki Bogu. Trzymam linię, męcząc się codziennie przez godzinę na bieżni. Z wyjątkiem dni, w których mam kaca - przyznałem ze skruchą. - Ty też zachowałeś figurę szukającego. - Nie udało mi się zapanować nad odrobiną złośliwości. - Dużo trenujesz?
- Niezbyt. Quidditch tylko w weekendy. Zawsze przechodzę przez coroczny egzamin sprawności fizycznej, ale w końcu ja nie palę tysiąca papierosów dziennie. Przez jakiś czas przybyło mi nieco ciała, jednak przez ten rozwód... Po wszystkim schudłem dobre kilkanaście kilo.
- Czyli jakieś tysiąc, co? - Szturchnąłem go w ramię.- Dobry Boże, Potter. Musiałeś wyglądać niemal jak Goyle. - Uśmiechnął się. - To pierwszy uśmiech, jaki widzę, odkąd się pojawiłeś.
- To pierwszy raz od miesięcy, kiedy mam chęć się uśmiechnąć. Ożeniłem się z nią, bo byłem na ciebie wściekły. No i chciałem dzieci.
Zapomniałem, jak szczery potrafi być. Z jaką łatwością umie przyznać się do rzeczy, których ze mnie nie wyciągnęłyby nawet dzikie testrale.
- Jak czułeś się przez te wszystkie lata, udając, że jesteś hetero?
- Samotnie. Jak czułeś się ty, udając, że nie jesteś czarodziejem?
- Nie zaczynaj z tym - ostrzegłem go. A żeby podkreślić powagę sytuacji, dodałem: - Potter.
- W piątek muszę wracać do domu. Zjedz dziś ze mną kolację.
CZYTASZ
Czytając Między Wierszami {DRARRY}
Fanfiction,,,Harry strzepnął okruszki, które Hedwiga na niego upuściła, i z roztargnieniem rozwinął pergamin, ciągle wpatrzony w pełen wdzięku lot ptaka. Spuścił oczy i przeczytał pojedyncze zdanie, napisane bardzo starannym charakterem pisma: Myślisz, że McG...