Jasne, że natychmiast wszczął potworną kłótnię. Wytknął mi, że odkąd wszystko się zaczęło, zdążył już raz zmodyfikować zaklęciem pamięć naocznych świadków porwania. W dodatku jego amerykańscy koledzy po fachu wymęczyli go bez litości, upierając się przy swojej obecności podczas rzucania Obliviate. Żalił się, ile piętnastocentymetrowych stosów formularzy musiał do tej pory wypełnić, udowadniając, że jest w stanie wyczyścić wspomnienia mojego zespołu w poprawny amerykański sposób i naprawdę nie zamierza ponownie zaznawać rozkoszy całej procedury tylko dlatego, bo ja chcę, żeby ktoś trzymał mnie za rączkę.
Merlinie o wielkim przyrodzeniu, obdarz mnie cierpliwością.
- Weasley, wiem, że trudno ci będzie w to uwierzyć. Choć, patrząc płytko i pobieżnie, można odnieść wrażenie, że jestem kimś w rodzaju kapryśnej gejowskiej królewny, która regularnie dostaje spazmów z powodu źle wykonanego manicure, trudno o większą pomyłkę. Nie jestem osobą, której trzeba dodawać otuchy trzymaniem za rękę. Jestem kimś, kto wykazuje tendencję do bicia po łapie każdego, kto wyciągnie ją w kierunku mojej dłoni. Zażyczyłem sobie moich ludzi, ponieważ w zespole z nimi sprawdzam się lepiej. Pracujemy razem nad czasopismem...
- Serio? Urządzając wielkie narady wojenne na temat, czyj kutas na zdjęciu miesiąca ma być natchnieniem do walenia konia?
- Nie, to wyłącznie moja działka. Przywilej zajmowanego stanowiska. Grupowo omawiamy raczej kwestie typu postępów prac nad szczepionką przeciw AIDS jako odpowiedzi na ogólnokrajowe nagłówki o molestowaniu seksualnym. Owszem, kilka stron zawsze poświęcamy kutasom oraz innym onanistycznym inspiracjom, ale resztę magazynu zajmują aktualne reportaże, takie jak artykuły na temat spraw, które mają znaczenie dla środowiska homoseksualistów. Pracujemy jako zespół i uzupełniamy się wzajemnie. Nieprzypadkowo jesteśmy tutaj, w Stanach, najlepiej sprzedającym się czasopismem dla mężczyzn. Wśród których wyodrębnić można zaskakująco duży odsetek heteroseksualnych czytelników. - Weasley ziewnął. Czy mogłem znienawidzić go jeszcze bardziej? Hmm, czemu nie. Z drugiej strony roztrzaskanie kubka z herbatą o jego skroń nie sprawi, że Harry wróci do domu. - Nie zawsze chodzi o wciskanie komuś w dupę fiuta wysmarowanego lubrykantem na bazie wody, smakującego truskawkami i nie plamiącego bielizny! - wrzasnąłem. Zmrużył oczy. Przez krótką chwilę poddałem się uczuciu satysfakcji płynącej ze świadomości, że jego nienawiść do mnie wzrosła właśnie o kilka stopni. Dobra. Łykam to, dopóki stoimy po tej samej stronie barykady, chcąc odzyskać Harry'ego. - Wiem, że rozmawiałeś z każdym z nich na osobności, istnieje jednak mała szansa, że wspólnie przypomnimy sobie coś jeszcze. - Trwał w bezruchu z typowo weasleyowskim, pustym wyrazem twarzy. - Są dla mnie jak hogwarcki dom, Weasley. Dom Na Gorąco. - Jego mina zmiękła odrobinę. - Proszę.
- Muszę najpierw uzgodnić to z Kingsleyem - mruknął.
- To uzgadniaj - powiedziałem przez zaciśnięte zęby i zerknąłem na zegarek. - Minęło właśnie czterdzieści sześć godzin i trzynaście minut od uprowadzenia Harry'ego. Jazda, kurwa, jazda, Wiewiór.
CZYTASZ
Czytając Między Wierszami {DRARRY}
Fanfiction,,,Harry strzepnął okruszki, które Hedwiga na niego upuściła, i z roztargnieniem rozwinął pergamin, ciągle wpatrzony w pełen wdzięku lot ptaka. Spuścił oczy i przeczytał pojedyncze zdanie, napisane bardzo starannym charakterem pisma: Myślisz, że McG...