Suchy trzask-trzask-trzask aportujących się do wewnątrz aurorów był ogłuszający. Zewsząd zaczęły latać klątwy, gdy na wołanie Rabastana o pomoc zjawili się pozostali śmierciożercy. Pomieszczenie, oświetlone świszczącymi i rykoszetującymi od ścian błyskawicami z dobrych pięćdziesięciu różdżek, wyglądało jak Times Square w sylwestrowy wieczór. Harry! Nie przeżyje ani sekundy, bezbronny i zawieszony nieruchomo w powietrzu pośrodku piwnicy!
Złapałem go i pociągnąłem za sobą na podłogę. Ignorując jego pełne bólu wrzaski, wcisnąłem go za beczkę z piwem, gdzie było względnie bezpiecznie. Pistolet! Pistolet! Wyjąć... odbezpieczyć... Chryste, musiałem... Liczyła się każda kula. Powalić tak wielu uzbrojonych w różdżki drani, ile to możliwe... Rozglądając się wokół, przyklęknąłem na jedno kolano i uniosłem ramię, kierując je w stronę najbliższego śmierciożercy. Rabastan stał nie dalej niż dwa kroki przede mną. Wycelowałem. A gdy naciskałem spust, wykrzyknął klątwę, której nigdy jeszcze nie słyszałem:
- Sectumsempra!
Och. Ból. O, Chryste. Krew. Zapach krwi. Merlinie, cała pieprzona masa krwi...
CZYTASZ
Czytając Między Wierszami {DRARRY}
Fanfiction,,,Harry strzepnął okruszki, które Hedwiga na niego upuściła, i z roztargnieniem rozwinął pergamin, ciągle wpatrzony w pełen wdzięku lot ptaka. Spuścił oczy i przeczytał pojedyncze zdanie, napisane bardzo starannym charakterem pisma: Myślisz, że McG...