List sześćdziesiąty

4.1K 451 8
                                    

Harry spędził weekend w pokoju wspólnym, rozmyślając.
Nie schodził do Wielkiej Sali na posiłki, nie jadł też tego, co przynosiła mu Hermiona. Warczał na wszystkich, którzy próbowali z nim rozmawiać, a jeżeli wzruszeniem ramion nie mógł pozbyć się przyjaciółki, uciekał do sypialni, gdzie za zasłoniętymi zaklęciem kotarami leżał na łóżku. Nawet Ron nie był w stanie go stamtąd wyciągnąć argumentami o swoich urodzinach i pytaniami, dlaczego nie chce świętować z innymi w Hogsmeade. Harry nie chciał spotkać nikogo, a już na pewno nie Malfoya i jego ślizgońskich kumpli.
W wyobraźni widział całą sytuację. Siedziałby w pubie „Pod Trzema Miotłami" z Ronem i Hermioną, a wtedy wszedłby Malfoy z Zabinim, Crabbe'em i Goyle'em. Pewnie wparadował byłoby lepszym określeniem. Zająłby miejsce przy barze i popatrzył na nich przez ramię, uśmiechając się przy tym złośliwie. Następnie odwróciłby się do Blaise'a i powiedział coś zjadliwego, po czym wszyscy Ślizgoni rzuciliby Harry'emu pełne obrzydzenia spojrzenia.
Wbrew zdrowemu rozsądkowi, Potter nie mógł się jednak powstrzymać od sprawdzenia zbroi w czasie drogi na lekcję zaklęć. Przyjaciele byli na śniadaniu, więc nikt mu teraz nie przeszkadzał. Ale tak naprawdę nie miało znaczenia, czy poszuka listu teraz, czy po zajęciach. Malfoy nie mógłby napisać nic, co zmieniłoby cokolwiek.

Ponieważ piszesz o nim przez cały czas. Lub o moim życiu erotycznym. Nie, nie byłem z nikim od tygodni. Dobra, to nie do końca prawda. Mieliśmy z Zabinim małą przygodę, ale wyszło do dupy. Wszystko z mojej winy. Cały czas onanizuję się tylko po to, żeby nie zwariować.
I przestań wiercić mi dziurę w brzuchu na temat naszego spotkania.

Harry czuł się wściekły i obnażony. Dobrnął do końca listu Malfoya z wrażeniem, że oberwał jakimś szczególnie paskudnym zaklęciem i nikt wokół nie jest w stanie powiedzieć mu, co to jest i jak się tego pozbyć. „To nie o tobie pisałem cały ten czas, ty zarozumiały skurwysynu, a twoje życie erotyczne gówno mnie obchodzi" - pomyślał, kiedy skończył czytać te słowa po raz trzeci, odkąd zaczęła się lekcja. Hermiona i Ron dołączyli do niego wtedy, gdy zajął swoje miejsce, więc szybko schował list, ale wyjął go z powrotem, gdy tylko wszyscy skupili uwagę na instrukcji, jaką rozdawał profesor Flitwick. Harry gapił się na jaskrawopomarańczowy pergamin i tylko mgliście rejestrował, że zawiera on wytyczne na temat zbliżających się owutemów.
„Malfoy nadal pieprzy Zabiniego, tak? I bardzo dobrze. Zasługują na siebie, cholerne sukinsyny. Poza tym, nic mnie to nie obchodzi."
Jednak prawda była taka, że to go obchodziło i nienawidził się za to.
„Dlaczego musiałem się dowiedzieć? Dlaczego? Czy Malfoy sam nie powtarzał mi, że nie chcę poznać prawdy? Dlaczego, do jasnej cholery, nie zostawiłem tego w spokoju? Kurwa! Nigdy więcej nie mogę do niego napisać. Nie teraz, kiedy wiem, kim jest. Dokładnie tak. Właśnie. Nie. Nie mogę tego zrobić."
Ale Harry wiedział, że to kłamstwo. Tak samo jak wiedział, że nie mógłby ani pozwolić temu skończyć w ten sposób, ani kontynuować korespondencji, nie wiedząc, kim tak naprawdę jest ten chłopak. To po prostu nie leżało w jego naturze i kiedy już do tego doszło, nie był do końca pewien, czy rzeczywiście ma aż takie znaczenie, że autorem listów jest właśnie Malfoy.
Tak długo, jak się nad tym zastanawiał, to było dwóch zupełnie odrębnych ludzi.
Jego kumpel.
Malfoy.
Harry zdawał sobie sprawę, że będzie mu brakowało obecności przyjaciela w jego życiu, ale nie mógł dłużej udawać, że nie wie, kim on jest.
Po lekcji zaklęć ociągał się z opuszczeniem klasy, informując Rona i Hermionę, że zobaczą się na zielarstwie i aby nie czekali na niego w pokoju wspólnym. Wszyscy mieli teraz przerwę, więc chciał wykorzystać czas na zrobienie tego, co planował.
- Profesorze? - zagadnął, kiedy Flitwick spojrzał na niego ze zdziwieniem. W sali pozostali tylko we dwóch.
- Tak, panie Potter? Co mogę dla pana zrobić? - odezwał się mężczyzna swoim piskliwym głosem.
- Zastanawiałem się, czy miałby pan coś przeciwko, gdybym tu trochę posiedział? Wpadło mi do głowy kilka pomysłów związanych z moim projektem z obrony przed czarną magią i chciałbym je zanotować, zanim zapomnę. Mógłbym?
Flitwick uśmiechnął się do niego i skinął głową.
- Niech pan tu siedzi, ile potrzebuje, panie Potter. Następna lekcja jest za godzinę, ale to z Krukonami, więc pewnie przyjdą za czterdzieści minut - powiedział i zniknął w swoim biurze, zamykając za sobą drzwi, jednak nie na tyle szybko, aby Harry nie mógł usłyszeć, jak pod nosem mamrota coś w stylu „ta ambicja", choć ton jego głosu brzmiał raczej czule.
Harry usiadł, wyjął z torby pergamin i pióro i zaczął pisać.

Czytając Między Wierszami {DRARRY}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz