120

461 8 8
                                    

***
Jestem w pracy. Martyna w domu.
Nagle dostaje telefon. Od Matki.
Jest pod moim domem. Taa.
Biegnę szybko do domu. A tam widzę Martyne całą zakrwawioną i naszego synka. Matka stoi z pistoletem i kieruje go do mnie. Podbiegam do Martyny.
- nieee
- trzeba było być grzecznym synem.
***
*Martyna*
Piotrek się wierci. Co mu się śni?
- Piotruś?
Kochanie
Otwiera oczy i się uspokaja.
- co tam?
- to ja się ciebie pytam.
Co ci się śniło?
- że nie żyjesz.
Przytuliłam go mocno
- żyje misiek.
- wiem.
- to się uśmiechnij i zapomnij o tym.
OK.
- ok
Przytulam go do siebie.
Uśmiechnął się.
- śpimy
- ok
Zamknął oczy.
Tego mu brakowało. Przytulasa.
Nikt go nigdy nie przytulał a teraz jestem ja od tego.
Usnął.
Zamknęłam oczy i usnełam.
***
*Piotrek*
Obudziłem się wtulony w Martyne.
Teraz na odwrót. Tego było mi trzeba.
Dorosły a zachowuje się jak dziecko.
Otworzyła oczy.
- cześć Kochanie
- cześć Piotruś
Uśmiechnęliśmy się
Zadzwonił budzik.
Wstaliśmy, Ubraliśmy się, Obudziliśmy dzieci i zjedliśmy śniadanie. Odwieźliśmy dzieci i wróciliśmy do domu.
*Martyna*
Po odwiezieniu dzieci, Antoś poszedł do żłobka stałam się niegrzeczna.
Usiadłam na blacie.
- Kubicki?
- co tam Kubicka
- nudzi mi się i wiesz
Patrzy się na mnie z uśmiechem na twarzy.
Przybliżyłam się do niego.
Pocałowaliśmy się.
Piotrek lekko przycisnął mnie do ściany.
- jesteś pewna?
- pewnie. Gdybym nie miała ochoty to bym cię nie kusiła.
- ty ty ty
Już miał mi ściągać sukienkę a tu ktoś puka.
- no to musimy to odłożyć.
Zaczęliśmy się śmiać.
Otworzyliśmy drzwi.
- cześć
- cześć.
- przyszliśmy żebyście się wkońcu dogadali.
Piotrek hmm
- no dobra spróbujemy.
Weszli.
- a ja ci porywam żonę i idziemy do kuchni
- jak coś to krzycz
Zaczęłyśmy się śmiać.
Poszliśmy do kuchni.
*Piotrek*
- wiem, że nie chcesz mnie widzieć
- nie oto chodzi
- rozwodze się z matką
- gratuluję.
Zaś przeze mnie?
- nie. Piotrek.
Nie oto chodzi
- to wszystko to były jej pomysły.
Wiesz jak jest z kobietami. Nie da się ich przekonać.
- aha.
- wiem, że mogłem zrobić to na samym początku.
- no mogłeś. To zmienia postać rzeczy.
- wybaczysz?
Przepraszam za wszystko.
- najpierw to przeproś Martyne.
To ona najbardziej cierpiała.
Wczoraj o mało nie zginęła.
- to już nie ja.
- wiem.
Idziesz ją przeprosić?
- tak
Poszliśmy do kuchni.
Śmieją się.
- ooo
- dogadaliście się?
- Martyna Przepraszam
Martyna stoi jak posąg.
Ja nie mogę wytrzymać ze śmiechu.
- za co przepraszam?
- za wszystko. Za moją byłą żonę.
- w sumie to pan nic nie robił.
Pomagał mi Pan uciekać.
- czemu ja nic o tym nie wiem
- teraz wiesz
Zaczęliśmy się śmiać.
- no nie krzycz na nią. Miała nikomu nie mówić.
- nie zamierzam krzyczeć. Nigdy nie krzycze.
- to czemu się do mnie przybliżasz
Zaczęliśmy się śmiać.
Ktoś puka.
- otworze
- ok
*Martyna*
Otworzyłam drzwi.
- słucham
- okłamałaś mnie
- brawo
- pod tym adresem znajduje się policja.
- no właśnie idealne miejsce dla ciebie.
Uderzył mnie.
Piotrek już był gotowy mu przywalić, ale pokazałem mu, że nie.
- słabo geniuszu.
- powiedz mi gdzie mieszka?
- kto?
- twoja siostra?
- a to ja mam siostrę?
- nie zgrywaj głupiej
- ble ble ble
Chciał mnie uderzyć jeszcze raz, ale ja chwyciłam jego rękę i przewaliłam go.
- ty...
Przyszedł Piotrek.
- poprawić?
- nie
*Piotrek*
Wyszedłem z domu.
- jeśli jeszcze raz uderzysz Martyne to mogę Ci przysięgać, że nawet twoja matka Cię nie pozna.
Zrozumiałeś?
- tttak
Poklepałem go po plecach.
- a teraz się wynoś
Uciekł.
- no i tak trzymaj
Wszedłem do domu.
- no jesteś Martyna tu na zawał schodzi
Przytuliła mi mocno.
- nic mu nie zrobiłem. Jeszcze.
Tylko no. Ym
- Piotrek?
- nastraszyłem go troszkę.
Teraz mi się pokaż.
- nic mi nie jest.
- siadaj
- nie
- Martynka
- yym
Wziąłem ją na ręce i posadziłem na blacie.
- Pokaż mi się
- no jestem
Zaczęli się śmiać
- uderzyłaś głową o futryne
Powinnaś jechać do szpitala.
- Piotruś ja wiem.
- i?
- nigdzie nie pojadę a na pewno nie do rodziców.
- pojedziesz
- wiesz ile się czeka w kolejce
- karetkę mam wzywać
- nie. Żyje patrz.
Jakby mi coś było to bym zemdlała
- yhy
- weź nie panikuj
- sama wiesz jak to się może skończyć
- wiem.
Komuś soczku
Wstała. Chwyciła się.
- co jest?
- nic
- pójdziesz grzecznie czy mam cię zanieść
- yym
- sama chciałaś.
Uciekła mi
Zadzwoniłem po karetkę.
Zemdlała. Zdążyłem ją złapać.
- no koniec zabawy
- skąd wiedziałeś
- mam doświadczenie.
Przyjechał Wiktor.
- cześć Doktorku.
- cześć co się stało?
- uderzył ją były Natalii i uderzyła się o futryne.
- aha.
- nic mi nie jest
- dobra dobra.
Piotrkowi ci się udało, ale mi nie.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do karetki.
- i co panno aparatko
- wygrałeś.
- nie chciałaś grzecznie to pójdziesz tak a ja jadę autem.
- nie
- Piotrek kierowcy nie mamy.
Masz kamizelkę i za kółko.
-. Ok
-. Dziękuję
Dałem kluczyki ojcu.
- ja nie mam prawa jazdy.
- to wsiadajcie koło Piotrka.
- ok
- wybaczył ci?
- tak
- nie powiedziałem tego
- no Kubicki teraz Cię sprawdzę.
- a mnie
- ty panno nauczysz się zasad.
Uderzenie mocno w głowę trzeba zgłosić się do szpitala.
- chyba mnie za to nie zwolnisz?
- zastanowie się
- nie rób mi tego
- podpadłaś mi
- będę grzeczna. Proszę Doktorku. No.
- dobra dobra
Wiktor się do mnie wychylił.
- na serio chcesz zwolnić naszą aparatke
- tak
Mrugnął.
- wiesz, że nie, ale niech trochę się boi
Powiedział szeptem.
- misia żyjesz tam?
- dobra zamianka.
Zamieniłem się z Wiktorem.
- ej nie płacz ty moja królewno.
Zasunąłem okienko.
- zwolni mnie?
- nie.
Nie płacz kochanie.
Żartował tylko.
Wytarłem jej oczy.
- już spokój.
Otworzyłem okienko.
- Doktorku jak naopowiadałeś bajeczek to teraz to odkręć.
- Kubicki.
Jesteśmy pod domem.
- co?
- dzięki za pomoc Doktorku
A teraz dasz mi spokój. Nic mi nie jest
- zabije.
- kogo
Odpieła się.
Zaczęliśmy się śmiać.
- a Martynka wie, że żartowałem.
Przestań się tak o nią martwić.
Przewrażliwiony jesteś.
- co ja poradzę.
Zaczęliśmy się śmiać.
Wysiedliśmy z karetki.
- wiem, że mnie kochasz
Zaczęliśmy się śmiać.
- to ja jadę. Trzymajcie się.
Bye
*Martyna*
Hahahahahahah
Nie wytrzymam.
- chyba teraz chcesz całość co nie
- no
- to tak. Rano jak ty sobie słodko spałeś zadzwoniłam do Babci i powiedziałam żeby przyprowadziła twojego ojca i no dogadaliście się a to z Doktorkiem to moja wyobraźnia.
Za to mnie kochasz... Tak sądzę.
Mam dość, że całymi dniami i nocami jesteś smutny. Tylko udajesz jak ktoś przyjdzie.
Więc no. Mam nadzieję, że ci pomogłam. Dziękuję i pamiętaj że Cię kocham a ty mnie.
- kocham Cię.
- ja ciebie też
Pocałowaliśmy się.

I Oto taki koniec.

Koniec.

Hejka wszystkim.
Miało być wielka tragedia na San koniec , ale nie mam serca.
To koniec tej książki. Na końcu stała się ona nudna ( cała taka była, ale no)
Dziękuje za wszystkie gwiazdki i komentarze.
Jesteście wielcy!!!
Jeszcze raz bardzo a to bardzo dziękuję.

PS. Jutro zacznę nową książkę.
Tytuł Odmienić los.
Zapraszam do przeczytania!!!

Jeszcze raz bardzo dziękuję!!!
😙😙😙😙😙😙😙😙😙😙😙🌼🌼🌼🌼🌼


It's you (ZAKOŃCZONE) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz