Patrzyłam jak wskazówki od zegara tykają jedna po drugiej. Nic. Nie przyjdzie. Położyłam się na idealnie wyscielonym posłaniu i czekałam. 17:28. Już po ptakach. Rozglądałam się bezsensownie po pokoju aż w końcu zasnęłam.
-Hej.- ktoś mnie szturchnął w ramie. -Halo?- otworzyłam oczy i ujrzałam kobietę po dwudzieste piątce.-Cześć. Ty pewnie jesteś Chanel?-
-Taaak... A ty? Czy ty jesteś moim dawcą?- kobieta uśmiechnęła się i zagarnęła swoje kasztanowe włosy za ucho.
-Nie, nie. Ja jestem pielęgniarką.
-Ah przepraszam, ale jakoś pani chyba wczesniej nie widziałam.
-Tak, bo to mój pierwszy dzień. No, ale dobrze. Muszę wracać do pracy, wiec jak samopoczucie?- do ręki wzięła jakichś notesik.
-Dobrze... a wie pani co z moim dawcą? Wczoraj miałam z nim spotkanie, ale nie przyszedł.
-Jak mówiłam jestem tu jeszcze nowa i nie mam pojęcia kto jest kim, ale moge iść spytać lekarzy.
-Byłabym bardzo wdzięczna.- brunetka wyszła z sali, a mi znowu pozostało czekanie. Wzięłam telefon do ręki i zaczęłam sprawdzać instagrama.
Chwila, moment, a mój dzień się zepsuł. Do pokoju weszła pielęgniarka z nieciekawą miną.
-Przykro mi.
-Ale dlaczego?!- wykrzyczałam przestraszona.
-Za chwilkę go przenoszą do szpitala w Michigan, bo jego rany pooperacyjne się nie goją.
-Jak to?! Gdzie on leży?!!!
-Nie możesz tam iść. Jesteś jeszcze za słaba.
-Moge już normalnie chodzić! Proszę!
-Chanel...
-Błagam!
-Nie ma mowy! A jak ci się coś stanie po drodze?!
-No to niech pani mnie zawiezie na wózku.
-Dobrze, ale jak go już nie będzie to nie histeryzuj tylko normalnie wracamy.- pokiwałam głową i wsiadłam na „pojazd" o ile można to tak nazwać.
-Szybciej!- krzyknęłam gdy zorientowałam się, że babcia po setce idzie szybciej od nas.
-Tu jest szpital, nie ma miejsca na bieganie.
-Ale my nie zdążymy!
-Trudno.
-Gdzie my jedziemy? Jaki jest numer...- wstałam z wózka i zaczęłam biec. Biec ile sił w nogach. Wszystkie dźwięki były stłumione, a cała reszta prócz niego się rozmazała.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Finn. Leżał na łóżku, które akurat wsadzano do helikoptera. Czy to on był dawcą? Czemu nic nie powiedział?-FINN!!!- krzyknęłam jak najgłośniej. Chłopak podniósł gwałtownie głowę. Wtedy się zatrzymałam. Zobaczyłam jego załzawione oczy. Moje tez się zeszkliły. Stałam przed tym durnym szpitalem i patrzyłam się na niego. I nagle łup. Drzwi od latającego pojazdu się zamknęły. Straciłam kontakt wzrokowy i wszystko wróciło do normy. Poczułam jak pielęgniarka mną szarpie i krzyczy, żebym usiadła. Zobaczyłam, że cały szpital się na mnie patrzy. Przetarłam oczy.
-Czy, czy to był on?- spytałam ciężko oddychając.
-Prawdopodobnie tak. Nazywał się Finn Wolfhand? Jakoś tak.
-Hard. Nazywał się Finn Wolfhard.- uśmiechnęłam się sztucznie i od razu posmutniałam. Muszę się z nim spotkać i to jak najszybciej.
///////////////////////////////////
450 słówWowowowo! Finn jest dawcą?! Kto by się spodziewał?! *ironia w głosie*
Mam nadzieje, że po tym rozdziale wbijecie 6k i jutro zrobimy maraton.
CZYTASZ
List || F.W [Ukończone]✅
FanfictionChanel ma życie niemalże jak z bajki. Na wyjeździe służbowym matki poznaje swojego idola- samego Finna Wolfharda. Odrazu między nimi iskrzy. Czują niespotykaną więź. Jednak w pewnym momencie wszystko zaczyna się sypać. Chanel dostaje tajemniczy list...