|73|

786 53 3
                                    

-Hard. Nazywał się Finn Wolfhard.- uśmiechnęłam się sztucznie i od razu posmutniałam. Muszę się z nim spotkać i to jak najszybciej. Wstałam z wózka. Pielęgniarka złapała mnie za rękę i, gdy się odwróciłam i spojrzałam jej w oczy zapytała.

-Gdzie ty się wybierasz? Siadaj! Jak ktoś się tylko dowie, że sobie biegałaś po szpitalu to ciebie zabiją, a mnie wywalą.- wyrwałam rękę i siadłam na wyznaczone miejsce. W rozmyślaniach dotarłam do sali i, gdy tylko ta wścibska baba zostawiła mnie samą wzięłam kilka najważniejszych rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia. Gorączkowo rozglądałam się czy nikt z moich lekarzy, opiekunów, rodziców lub znajomych mnie nie widzi. Byłam w szacie szpitalnej, bo były to moje jedyne ciuchy jakie tu posiadałam, prócz butów, ale to zupełnie inna bajka. Nie liczyły się już dla mnie te głupie listy, te całe FBI i moja „śmierć". Wyszłam już pewna swoich decyzji. Od dzis jak sobie postanowie tak będzie.

-Ała!!- ktoś szarpnął mnie za rękę. Zmierzyłam gościa wzrokiem. Jakiś lekarz, całe szczęście go nie znałam, wiec mogłam spokojnie nawciskać mu jakichś kitów.

-Gdzie ty się wybierasz?! Nie powinnaś siedzieć teraz w swojej sali?

-Tak, ale rodzice podjechali na parking, żeby dać mi tylko moje rzeczy.

-No, na pewno. Już ja takich jak ty znam. W takim razie pójdę z tobą.- wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia, ale ogarnęłam, że to jedna z oznak, że to co właśnie powiedziałam to kłamstwo.

-Okej.- powiedziałam spokojnym tonem i ruszyłam w głąb parkingu. Był duży i posiadał wiele krętych ścieżek, dlatego łatwo było go zgubić i siebie przy okazji. Po pięciu minutach doktorek zniknął z pola mojego widzenia, ale ja nadal błądziłam po tych durnych ścieżynkach. W końcu spytałam jakąś babkę o drogę i udało sie! Truchtem dobiegłam do jakiejś w miarę ruchliwej ulicy, by spytać się o dworzec. Okazało się, że to całkiem blisko, bo tylko kilometr od miejsca, w którym aktualnie się znajdowałam.

-Bilet do Michigan. Ulgowy, proszę.

-To będzie 8$.

-Jasne.- wyciągnęłam hajs z kieszeni bluzy i dałam kobiecie, bez słowa odchodząc. Spojrzałam na godzinę wyjazdu. 24:30!! Migiem spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 20:18. Cholibka. Co ja będę przez tyle czasu robić? Jak tak dalej pójdzie to za godzinę padnie mi telefon. Postanowiłam to przesiedzieć. Czas leciał tak wolno, że miałam wrażenie jakby się zatrzymał. Im dłużej tak siedziałam i rozmyślałam tym bardziej żałowałam mojej decyzji. Jestem po przeszczepie nerek, mam cukrzyce, a z NY do Michigan jest prawie osiemset pięćdziesiąt mil (822 dokładnie) czyli prawie trzynaście godzin jazdy, a ja ledwo chodzę. Trudno. Czasu nie cofnę.

⬇️⬇️⬇️⬇️⬇️⬇️⬇️⬇️⬇️⬇️⬇️⬇️⬇️⬇️
420 słów

Mam taki pomysł, żeby zrobić z tym maratonem takie coś jak w ST, czyli opublikować wszystko na raz. Co wy na to? Jeżeli tak to spodziewajcie się rozdziałów o 20:00.

List || F.W [Ukończone]✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz