|88|

737 60 10
                                    

-Tak przypuszczałem, ale on tego nie wie. Próbowałem mu wytłumaczyć, ale wyłączył telefon. Przed tym napisał tylko, że jutro punkt dwunasta się zabije.

-CO?!- oparłam się o ścianę, bo poczułam silne zawroty. Chłopak pocieszająco położył rękę na moim ramieniu.

-Powiedział, że skoczy z dachu, chce zakończyć swój żywot, jak ty, skokiem.

-Co do cholery?- padłam na kolana i zalana łzami patrzyłam na Jacka.-Muszę do niego jechać.

-Chanel. Nie dasz rady. To jest ponad 16h samolotem.

-Al... Ja muszę!

-W takim razie skoro jest 18:00 za 1h musiałabyś wylecieć. Wtedy będziesz miała jeszcze czas w zapasie, ale pozdro, że znajdziesz jakiś lot.

-Trudno. Z domu mam blisko na lotnisko. Ja muszę. - mówiąc to desperackim głosem wybiegłam ze znienawidzonego mi budynku, zwanego szkołą. Pędziłam ile sił na przystanek, chciałam tylko wziąć pieniądze, które początkowo miały iść na nowego Macbooka, ale wole uratować życie Finna niż mieć laptopa. Rodziców i Chrisa nie było w domu, wiec szybko nabazgrałam, że wrócę za dwa dni i wszystko ok, po czym wybiegłam i sprintem poleciałam na lotnisko. Było to pięć minut spacerkiem, wiec dobiegłam w jakoś 2/3 minuty.

-Kiedy najbliższy lot do Sydney?

-Za trzy godziny.

-Słucham?!

-Przykro mi, ale najbliższy samolot startuje za pięć minut i nie moge sprzedawać już biletów. Po za tym musisz mieć zgodę rodziców.

-Al... Ugh...- odeszłam od kasy i usiadłam na jakiejś ławce. Musiałam to przemyśleć. Muszę tam poleciec.

-Poproszę ten bilet.

-Zgoda.

-Błagam. Mój kolega chce popełnić samobójstwo i ja muszę tam dotrzeć, zanim on to zrobi.

-Mówisz poważnie? To w takim razie masz, ale nikomu ani mru mru.

-Na prawdę?

-Nie. Bez zgody nic nie kupisz.

-Proszeeee....

-Zaraz wezwę ochronę.- ze spuszczoną głową odeszłam od kasy. Co mam teraz zrobić?! Przecież nie moge do tego dopuścić.

-Ona jest ze mną!- krzyknął Jack. Przypomniał mi się moment, w którym spotkałam Finna. Teraz jak o tym myśle to jest to jedno z najpiękniejszych wspomnień z całego mojego życia.

-To nic nie zmienia.

-Ymmm, ale ja bym chciał wynająć mini odrzutowiec, albo helikopter.

-Dzieci. Zrozumcie, że nie możecie przekroczyć granicy, ani kupić pojazdu bez zgody rodzica.- Jack odszedł od lady szybko napisał jakiegoś SMS'a i po pięciu minutach zjawili się jego rodzice. Załatwili odrzutowiec i dotarliśmy do Australii z trzygodzinnym opóźnieniem. Było za późno. Spojrzałam na mój zegarek na ręku. 13:46. Zaraz zobaczymy milion karetek i reporterów. Nie miałam siły iść do apartamentu, w którym rzekomo miał mieszkać Finn. Jack również nie okazywał żadnych emocji. Cała droga minęła nam w ciszy. W Sydney, choć to największe tutejsze miasto było o dziwo pusto. Przez ulice sporadycznie przejeżdżały jakieś samochody i przechodziły pojedyncze osoby. Jakby całe miasto popadło w żałobę. To tylko pogarszało moją sytuacje. Czułam się jeszcze gorzej. Nagle Jack podbiegł do mnie i zaczął wrzeszczeć z radości. Nie wiedziałam czy tez mam się cieszyć.

-CHANEL! Jeszcze wszystko przed nami!! Tutaj jest inna strefa czasowa mamy godzinę 7:54!!!

To na dzisiaj koniec. Specjalnie nie odgradzam moich bezsensownych sentencji na końcu, żebyście myśleli, że macie jeszcze coś do poczytania a tu niespodzianka. 500 słów

List || F.W [Ukończone]✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz