-Ktoś stroi sobie z nas żarty.- powiedziała Grace.
-No ja już prawie biegłam na policję się za tobą wstawić. Jeszcze by mnie skazali za fałszywe oskarżenia.-
*dzwonek sms*
-Poczekaj mama do mnie napisała.- otworzyłam wiadomość.
AMamusia💗: Rozwodzę się z tatą. Przyjdź o 18:00 do domu to ci wszystko wyjaśnię.
-Co do kurwy?!!- spojrzałam na Grace i łzy zaczęły mi lecieć jak z kranu. W ogóle tego nie kontrolowałam.
-Matko! Chanel! Co jest?- przytuliła mnie po czym pokazałam jej wiadomość.- O kurwa. Co teraz?-
-Nie wiem! Lepiej ty mi powiedz!- wykrzyczałam.
- Posłuchaj wiem, ze to głupio zabrzmi ale to nie koniec świata. Wiesz...-
-Dobra! Zamknij się jesteś chujową przyjaciółką!-
-Chanel... Nie to mia....-
-Idę stąd! Elo!- zatrzasnęłam drzwi i wyszłam. Zaczęłam biec. Biec jak najdalej. Nie mam przyjaciółki, rodzice się rozwodzą, a miłość mojego życia ma kogoś innego i mieszka Bóg wie gdzie! Zaraz pewnie zawale szkołę przez te ucieczki. S U P E R. Doszłam do tego lasu. Marzyłam, żeby tym razem na serio to był jakiś morderca i chociaż pobił mnie do nieprzytomności. Chciałam się odciąć od świata, ale nie mogłam przestać o tym wszystkim myśleć. Miałam mentlik w głowie. Niestety nikogo nie spotkałam. Była za 5 osiemnasta, a ja byłam już niemal przed swoim domem, gdy dotarłam, pociągnęłam za klamkę. Zamknięte.
-Kuźwa-przełknęłam pod nosem. Zobaczyłam na wycieraczce jakąś karteczkę. Podniosłam ją.
Kochanie. Nie wrócę dzisiaj jednak do domu, ani jutro, ani po jutrze, ani nigdy. Jeśli to czytasz to prawdopodobnie skoczyłam z budynku na Manhattanie. Wybacz. Jestem straszną matką.
-Cholera jasna!- to było 8 przecznic stąd, czyli jakieś 15 minut drogi. Liczyły się każde sekundy, nawet setne sekundy. Doszłam na miejsce i wrzeszczałam ile wlezie. Może jeszcze mnie usłyszy i zrozumie, że cholernie jej potrzebuję. Wbiegłam na schody, bo jak na złość winda popsuta.
-MAMOO! NIC NIE RÓB!!!- krzyczałam. Zostało z 10 schodków. Popchnęłam z całej siły drzwi.
-POTRZEBUJE CIĘ!- wbiegłam na dach. Stała tam ona, ale nie sama. To był jakiś bankiet.
-Co ty do cholery wyprawiasz? Wracaj do domu! To jest ważny bankiet od tego zależy cała moja kariera!-
-A co z tatą?!!! Nie możecie się rozwieść!!!- spojrzała na swojego pracodawcę przepraszającym wzrokiem i ruszyła ustami, nic nie mówiła, ale wyglądało to na „przepraszam za nią". Szef tylko przejechał palcem po szyi na znak „zabije cię później"
-Posłuchaj jak się nie uspokoisz to ci zabiorę telefon do końca roku, a pamiętaj, że jest styczeń!-
-Nie uspokoję się jak mi nie wyjaśnisz wszystkiego!-
-Nie krzycz tak! To wytworny bankiet. Wyjdźmy stąd.- weszłyśmy na klatkę schodową.- Co ty do cholery bredzisz! Z nikim się nie rozwodzę! Jasne?!-
-A to?- pokazałam list.
-Nie wiem, czy masz jakiś wrogów w szkole? Jak tak to pewnie oni! A teraz do domu! No już!- pomyślałam tylko o jednym. Charlie. To musiał być ten chuj. Nienawidzę go, a on mnie. Chociaż w sumie to po co miał by nazywać siebie gwałcicielem. Żeby odsunąć od siebie podejrzenia. Poszłam do Grace i wyjaśniłam całą sytuacje. Postanowiłyśmy się na nim zemścić.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
510 słówZamierzam to skończyć. Nie dam rady tego dalej ciągnąć. Nie no prank. A tak serio to czy pasują wam rozdziały po 500 słów czy nie?
CZYTASZ
List || F.W [Ukończone]✅
FanfictionChanel ma życie niemalże jak z bajki. Na wyjeździe służbowym matki poznaje swojego idola- samego Finna Wolfharda. Odrazu między nimi iskrzy. Czują niespotykaną więź. Jednak w pewnym momencie wszystko zaczyna się sypać. Chanel dostaje tajemniczy list...