|13|

1.6K 93 70
                                    

-Ktoś stroi sobie z nas żarty.- powiedziała Grace.

-No ja już prawie biegłam na policję się za tobą wstawić. Jeszcze by mnie skazali za fałszywe oskarżenia.-

*dzwonek sms*

-Poczekaj mama do mnie napisała.- otworzyłam wiadomość.

AMamusia💗: Rozwodzę się z tatą. Przyjdź o 18:00 do domu to ci wszystko wyjaśnię.

-Co do kurwy?!!- spojrzałam na Grace i łzy zaczęły mi lecieć jak z kranu. W ogóle tego nie kontrolowałam.

-Matko! Chanel! Co jest?- przytuliła mnie po czym pokazałam jej wiadomość.- O kurwa. Co teraz?-

-Nie wiem! Lepiej ty mi powiedz!- wykrzyczałam.

- Posłuchaj wiem, ze to głupio zabrzmi ale to nie koniec świata. Wiesz...-

-Dobra! Zamknij się jesteś chujową przyjaciółką!-

-Chanel... Nie to mia....-

-Idę stąd! Elo!- zatrzasnęłam drzwi i wyszłam. Zaczęłam biec. Biec jak najdalej. Nie mam przyjaciółki, rodzice się rozwodzą, a miłość mojego życia ma kogoś innego i mieszka Bóg wie gdzie! Zaraz pewnie zawale szkołę przez te ucieczki. S U P E R. Doszłam do tego lasu. Marzyłam, żeby tym razem na serio to był jakiś morderca i chociaż pobił mnie do nieprzytomności. Chciałam się odciąć od świata, ale nie mogłam przestać o tym wszystkim myśleć. Miałam mentlik w głowie. Niestety nikogo nie spotkałam. Była za 5 osiemnasta, a ja byłam już niemal przed swoim domem, gdy dotarłam, pociągnęłam za klamkę. Zamknięte.

-Kuźwa-przełknęłam pod nosem. Zobaczyłam na wycieraczce jakąś karteczkę. Podniosłam ją.

Kochanie. Nie wrócę dzisiaj jednak do domu, ani jutro, ani po jutrze, ani nigdy. Jeśli to czytasz to prawdopodobnie skoczyłam z budynku na Manhattanie. Wybacz. Jestem straszną matką.

-Cholera jasna!- to było 8 przecznic stąd, czyli jakieś 15 minut drogi. Liczyły się każde sekundy, nawet setne sekundy. Doszłam na miejsce i wrzeszczałam ile wlezie. Może jeszcze mnie usłyszy i zrozumie, że cholernie jej potrzebuję. Wbiegłam na schody, bo jak na złość winda popsuta.

-MAMOO! NIC NIE RÓB!!!- krzyczałam. Zostało z 10 schodków. Popchnęłam z całej siły drzwi.

-POTRZEBUJE CIĘ!- wbiegłam na dach. Stała tam ona, ale nie sama. To był jakiś bankiet.

-Co ty do cholery wyprawiasz? Wracaj do domu! To jest ważny bankiet od tego zależy cała moja kariera!-

-A co z tatą?!!! Nie możecie się rozwieść!!!- spojrzała na swojego pracodawcę przepraszającym wzrokiem i ruszyła ustami, nic nie mówiła, ale wyglądało to na „przepraszam za nią". Szef tylko przejechał palcem po szyi na znak „zabije cię później"

-Posłuchaj jak się nie uspokoisz to ci zabiorę telefon do końca roku, a pamiętaj, że jest styczeń!-

-Nie uspokoję się jak mi nie wyjaśnisz wszystkiego!-

-Nie krzycz tak! To wytworny bankiet. Wyjdźmy stąd.- weszłyśmy na klatkę schodową.- Co ty do cholery bredzisz! Z nikim się nie rozwodzę! Jasne?!-

-A to?- pokazałam list.

-Nie wiem, czy masz jakiś wrogów w szkole? Jak tak to pewnie oni! A teraz do domu! No już!- pomyślałam tylko o jednym. Charlie. To musiał być ten chuj. Nienawidzę go, a on mnie. Chociaż w sumie to po co miał by nazywać siebie gwałcicielem. Żeby odsunąć od siebie podejrzenia. Poszłam do Grace i wyjaśniłam całą sytuacje. Postanowiłyśmy się na nim zemścić.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
510 słów

Zamierzam to skończyć. Nie dam rady tego dalej ciągnąć. Nie no prank. A tak serio to czy pasują wam rozdziały po 500 słów czy nie?

List || F.W [Ukończone]✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz