Pierwsze spotkanie

127 6 0
                                    

Ulewa. To słowo idealnie opisuje dzisiejszą pogodę. Jest mokro, makijaż już dawno przestał wyglądać akceptowalnie, oczy mam zamglone kroplami wody. Właśnie stąpnęłam
w cholernie dużą kałużę.

– Cholera!– Warczę i biegnę co sił, by schronić się pod dachem przystanku autobusowego.

Gdy w końcu mi się to udaje, złoszczę się na siebie, jak mogłam zapomnieć wziąć swojej małej składanej parasolki, przecież zawsze jestem zabezpieczona, ale nie dziś. Oczywiście, że nie. Dostaje szału, gdy patrzę na swoje piękne nowiutkie jasne sandałki. Wyglądają tragicznie, całe brudne, niemalże czarne od brudnych kałuż i ziemi, w którą wdepnęłam. Już sięgam do torby, po chusteczkę, ale widzę, że mój autobus zaszczyca mnie swoją punktualnością i w pośpiechu uciekam spod dachu przystanku pod dach autobusu.

Nie kasuję biletu, tylko od razu usadawiam się na wolnym miejscu z ciężkim klapnięciem.
To jest spory plus kart miejskich, nie musisz kasować biletu i tracić na to czasu czy w ogóle musieć o tym pamiętać. Wygoda i ekonomiczność w jednym. Rozglądam się po autobusie
i oceniam szybko, że nie wyglądam najgorzej. Nie tylko ja dziś zapomniałam parasola. Wyciągam chusteczki i wycieram pobieżnie moje, już nie tak urocze sandałki. Telefon piszczy informując mnie, że dostałam maila. Szybko go odczytuje, gdyż od kilku dni czekam na ważne wiadomości, dzięki którym liczę na zmianę życia. Zmianę życia „dziennikarki" pracującej
w siłowni, bo o pracę w zawodzie zbyt trudno. W sumie to mogę o tym jedynie pomarzyć. Chwilę po studiach pisywałam dla małej lokalnej gazetki, niestety rzeczywistość świata uwikłanego w mniej lub bardziej znaczące znajomości pozbawiła mnie pracy i zarobku.

Całe szczęście, że moja kuzynka pracuje w tej siłowni od dwóch lat i dzięki temu ja stałam się częścią tego świata układów i znajomości i nie wyleciałam na bruk, a dostałam pracę
w recepcji siłowni. Dodam, że moja kuzynka to zapalona instruktorka fitness i teraz, gdy z nią pracuję, na co dzień wzdycham ciężko za każdym razem, gdy próbuję mnie nawrócić na zdrowy styl życia. Cóż.... Mail. Tak mail. Czytam go szybko, ale znowu ta sama treść „Z przykrością stwierdzam, że nie może Pani odbyć u nas stażu". Od długiego czasu próbuję załapać się na staż, ale wcale nie dziennikarski a fotograficzny. Z totalną porażką dziennikarską zaczynam się godzić, dlatego szukam alternatyw, a drugą rzeczą zaraz po pisaniu(lub egzekwio, w sumie nie wiem) jest właśnie fotografia. Na razie wciąż się uczę, dużo czytam, oglądam wideo poradniki, ale niestety ciemna masa ze mnie i próbuję się załapać na darmowy staż u jakiegoś dobrego fotografa, by nauczyć się, co nieco od niego,
a w przyszłości być może pracować zawodowo i żyć z tego. Wszak tata odkąd pamiętał zaszczepiał we mnie pasję do fotografii, jednak robiłam to zawsze na czuja, nie bawiąc się za bardzo w ustawienia.

Naprawdę sądziłam, że dziennikarstwo da mi gwarantowaną pracę, o naiwności...
W sumie dziś, żaden kierunek nie gwarantuje w stu procentach pracy, no może oprócz medycyny, na którą nigdy bym się nie wybrała. Mdleję na sam widok krwi i nawet zwykłe pobieranie krwi skończyłoby się dla mnie fatalne. Zemdlałabym zanim wyjęłabym igłę z folii. Poza tym, trzeba mieć powołanie, czuć to. Z moich absurdalnych rozmyślań wyrwał mnie ponownie dźwięk mojego telefonu. To Monika, moja przyjaciółka, „best friend" na całe życie,
z którą mieszkam. Odbieram szybko.

– Hej, co tam?– pytam zaciekawiona, o tej godzinie powinna się już szykować do wyjścia na czerwony dywan. Phi. Taki polski odpowiednik nie jest tak bardzo satysfakcjonujący jednak mojej przyjaciółce to odpowiada.

– Hej, Zuzka mogę pożyczyć to czarne bolerko z czarnymi rzemykami?– Prosi a ja od razu odpowiadam twierdząco. Rzuca krótkie „dzięki" i się rozłącza. Dziś usłyszę ją dopiero po północy, jak wróci z jednych z tych swoich eventów, jak je nazywa. Monika
w przeciwieństwie do mnie ma więcej szczęścia i znajomości (och, te znajomości) i robi to,
o czym zawsze marzyła. Plotkuje z gwiazdami na czerwonym dywanie. Nigdy nie interesowało ją poważne dziennikarstwo. Grunt, że robi to, co lubi, to najważniejsze,
a pieniądze z tego tez ma bardzo dobre. Często się śmieje, że jak tylko zaczepi się na dobre, to mi coś załatwi, ale dobrze wiem, jak ciężko się przepchnąć przez ten tłum chętnych bezrobotnych i zrezygnowanych kandydatów. Poza tym nie interesują mnie ploteczki, wolałabym pójść w stronę dziennikarstwa podróżniczego, a przy okazji wykorzystać, co nieco moich umiejętności fotografowania. Pisanie i robienie zdjęć. Praca marzeń. Po drodze zahaczam o sklep i kupuję stary dobry szpinak, który zawsze wychodzi dobrze i zajmuje dosłownie chwilę.

W obiektywie miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz