Zuzanna
Siedziałam na klatce chyba z kilkanaście minut. Aleksander nie wrócił. Na pewno pomyślał, że wyszłam. Spojrzałam na zegarek. Była już siedemnasta. Po kinie mieliśmy, iść na późny obiad. Sebek z Darią na pewno pójdą do kina, Aleksander będzie pewnie mnie szukał. Wyjęłam z plecaka wodę i upiłam łyk. Zebrałam się i wstałam, zeszłam na dół. W recepcji nikogo nie było. Potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza, przemyśleć to wszystko, zastanowić się jak postępować z Aleksandrem.
– Przepraszam! Pani chłopak szukał pani i prosił, by pani na niego tu poczekała, już dzwonię do niego– recepcjonista się nagle do mnie odezwał aż podskoczyłam całkowicie zdumiona.
– Nie trzeba, sama zadzwonię– skłamałam, bo przecież nie miałam telefonu.
– Ale nie ma przecież pani telefonu– poczułam jak włosy zjeżyły mi się z niepokoju na karku.
– Już znalazłam– uśmiechnęłam się i przyspieszyłam kroku.
Popatrzył na mnie podejrzliwie i podniósł słuchawkę.
Wyszłam z budynku i ruszyłam wprost na plażę. Zmieszałam się szybko z tłumem, który podążał w dwóch kierunkach nieustannie. Promenada była całkowicie zapełniona. Nic dziwnego o tej porze, każdy wracając z plaży pewnie rozglądał się za miłą knajpką z jedzeniem. Szłam przed siebie jednostajnym krokiem, bez celu, bez zwracania uwagi na ludzi, na cokolwiek.
Starałam się nie myśleć o bijących się Aleksandrze i Wiktorze. Nie mógł tego mówić na poważnie. Nie mógł. No przecież. Ludzie dookoła mnie gaworzą, śmieją się, robią zdjęcia, nikt nie zwraca uwagi na mnie. To miłe, być niewidzialną. Poszłam w stronę lasu i od jego strony usiadłam na plaży. Rozłożyłam się na piachu i zamknęłam oczy. Co ja mam teraz zrobić? Nie może tak reagować na każdego, kto się do mnie będzie próbował zbliżyć. To nie średniowiecze, że trzeba się bić o względy kobiet. Poza tym nie jestem jego własnością, twierdzi, że wygrana mu gwarantuje związek ze mną. Co on w ogóle sobie myśli?
Wyjęłam aparat hybrydowy Aleksandra i zrobiłam kilka zdjęć. To mnie odprężało. Znalazłam kilka żółtych kwiatków, których nie znałam i zaczęłam robić im zdjęcia. Zrobiłam kilka zdjęć morza, chociaż miałam ich już mnóstwo na swoim aparacie. Ale nie na tym przecież. Gdy się znudziłam, zaczęłam przeglądać zdjęcia, jakie zrobiliśmy. Głównie przeważały zdjęcia, na których ja byłam, ja na plaży w bikini wytykająca język, ja robiąca głupią minę sącząc drinka, my, uśmiechnięci, szczęśliwi. Ja z buzią wypchaną frytkami, Aleksander prężący mięśnie na łóżku, jakieś ujęcia morza, moje nogi, moje usta, oczy. Każdy szczegół uwieczniony oddzielnie. Ja całująca Aleksandra w policzek a on z przymrużonym prawym okiem i czarującym chłopięcym uśmiechem. I w końcu zdjęcia z wczoraj, na jego zdjęciach zawsze wychodziłam pięknie i zjawiskowo, nawet jak miałam na sobie stare łachy i zero makijażu. Zdjęcie w blasku księżyca, gdy jestem okryta jedynie cienką kołdrą... bardzo intymne i subtelne. Piękne. Aleksander całkiem nagi stojący tyłem do mnie, idealnie wyrzeźbione plecy, umięśnione nogi, boski twardy, jędrny tyłek. Co z nim jest nie tak? Czemu on musi taki być?
Zaburczało mi w brzuchu, jedyne, co miałam w plecaku to scnickers. Chyba pora wracać. Zajadałam snickersa i ruszyłam w stronę lasu, by pójść na skróty. Jednak po chwili zaczęło mi się wydawać, że szłam już tą drogą. Poczułam jak moje serce zaczyna przyspieszać z niepokoju, bo byłam pewna, że zabłądziłam. Na moją niekorzyść działało jeszcze to, że zaczęło się ściemniać. Spojrzałam nerwowo na godzinę. Cholera była już grubo po dwudziestej. Siedziałam tu tyle godzin. Przesadziłam, pewnie Aleksander odchodzi od zmysłów i zaraz ja zacznę, bo nie mogę wyjść z tego pieprzonego lasu. Ścieżka prowadzi przez drzewa, które tworzą alejkę, ale boję się tam pójść, widzę tam jakąś sylwetkę. Rany, boję się i z tego strachu okropnie trzęsę. Co jeśli to jakiś seryjny morderca? Poćwiartuje mnie i zakopie. Od razu pożałowałam tych wielogodzinnych seansów horrorów z Wiktorem. A może teraz los zakpi ze mnie za to, że tak nabijałam się z bojącej Moniki? Oby nie... Zdecydowanym krokiem poszłam w drugą stronę. Jednak całkowicie pogubiłam się w tych ścieżkach, nie wiedziałam skąd przyszłam, dokąd szłam. Kurwa. Oblał mnie zimny pot. Musze dojść do morza, wtedy pójdę brzegiem i znajdę wyjście na ulicę, ale całkowicie zdezorientowana nie wiedziałam, w którą stronę się kierować. Po lewej stronie usłyszałam trzask gałęzi. A co jeśli wyjdą dziki? Co ja zrobię, przecież jestem na ich terenie a tu w Świnoujściu jest ich pełno. Nigdy nie byłam z dzikiem twarzą w twarz. Przyspieszyłam kroku i zaczęłam biec panicznie szukając wyjścia na plażę. Gdzie ono jest do cholery, ten las przecież nie jest duży. Tylko ja mogłam się w nim zgubić. Byłam cała spocona i miałam ochotę się rozpłakać z bezsilności. Nigdy stąd nie wyjdę. Utknę tu do rana i na pewno albo mnie coś zeżre albo ktoś zabije lub zgwałci. Chcę wrócić do domu. Obiecuję nigdy się nie zapuszczać w lasy. Jestem taka głupia, co mnie podkusiło, żeby iść na skróty przez las z moją orientacją w terenie. Głupia, głupia, głupia!
CZYTASZ
W obiektywie miłości
RomanceOn, wzięty znany fotograf, ona dziennikarka z wykształcenia, ale pasjonuje się fotografią od dawna. On, zawzięty z niepohamowanym temperamentem, ona uparta, ale wrażliwa. Łączy ich miłość do fotografii, on jest dla niej mistrzem, nauczycielem, ona...