Od początku...

41 2 0
                                    

Aleksander

Obudziły mnie dźwięki dochodzące gdzieś z boku. Wyciągnąłem się rozprostowując wszystkie kości i od razu zacząłem szukać ręką Zuzi. Gdy jej nie było spanikowany otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju.

– Zuzia?– zawołałem. Bałem się, że to jakiś popieprzony sen, a ja wylądowałem u jakiejś nieznajomej. Chociaż od rozstania z Zuzią nie wyładowałem z żadną dupą w łóżku. Nie potrafiłem.

– Jestem w kuchni– powiedziała – jeśli tak to można nazwać – wymamrotała bardziej chyba do siebie niż do mnie.

– Kuchnia ci nie odpowiada?– zapytałem szczęśliwy, że nie dość, że zostałem u niej na noc to jeszcze dostanę śniadanie. Ta dziewczyna jest niemożliwa.

– Nie odpowiada to duże niedopowiedzenie. Ona mnie wkurwia! – krzyknęła.

Rzadko słyszałem bluźnierstwa z jej słodkich usteczek, dlatego zaniepokojony podniosłem się energicznie o mało nie depcząc czarnego kota, który uciekł przede mną. Stanąłem przy aneksie kuchennym, który był bardzo smutną imitacja kuchni. Jak widziałem złość wymalowaną na twarzy Zuzi, to niemalże odczuwałem fizyczny ból. Wiedziałem jak uwielbiała gotować, a warunki tutaj były niestety opłakane. Najchętniej zabrałabym ją stąd jeszcze dziś, ale wiedziałem, że nie mogę nawet o tym wspomnieć. Nie chce jej drażnić. Ważne, że wyprowadziła się do Wiktora, to też dawało mi do myślenia, ze wolała mieszkać w takim małym mieszkaniu niż z nim mieszkać. Bo zdawałem sobie sprawę, że to nie chodzi przecież o Monikę. Gdy z nimi nie mieszkał było przecież dobrze. Zuzia potrząsa ręką, bo chyba się oparzyła, wkłada rękę pod zlew.

– Oparzyłaś się?

– Tak kurwa! Przez to, że ta kuchnia jest taka mikroskopijna to czuje się jak słoń w składzie porcelany i niechcący strąciłam kubek z gorąca herbatą. A!– zaczęła krzyczeć ze złości. Nie wiedziałem za bardzo, czy w ogóle mam do niej podejść, czy lepiej się oddalić i poczekać. Jednak lubiłem wyzwania i zrobiłem kilka kroków do przodu.

– Pokaż mi proszę rękę– Zuzia wyciągnęła dłoń i niestety zaczęły wychodzić pęcherze, jeden po drugim. Nie wyglądało to najlepiej.

– Masz apteczkę?

Zuzia posłała mi groźne spojrzenie, jakby zaraz miała mnie pożreć, a zakładałem, że była głodna i jeszcze wkurwiona, więc byłaby do tego zdolna.

– Mam apteczkę w aucie, zaraz ją przyniosę.

Wróciłem się do pokoju i wciągnąłem szybko ubrania i wyskoczyłem do auta. Parę chwil później byłem z powrotem na górze. Wyjąłem piankę na oparzenia i popryskałem rękę Zuzi, zasyczała chociaż nie powinno ją raczej szczypać, a jedynie łagodzić ból.

– Na razie nałożyłem piankę, bo nie chce dotykać skóry, ale mam świetny żel, który goi wszelkie oparzenia

– To też wiesz z doświadczenia?– prychnęła na mnie. Oj miała dziś wyjątkowo zły humor.

– Tak, zdarzało mi się oparzyć, tak jak tobie teraz– odpowiedziałem jej a ona naburmuszyła się chyba jeszcze bardziej.

Nie poznawałem jej. Czy naprawdę za mała kuchnia aż tak bardzo ją irytowała, czy po prostu wyrzuty sumienia ją dręczyły? Czy czuła, że źle wczoraj postąpiła i teraz jest zła na siebie a przy okazji ja dostaję rykoszetem? Przyniosłem jej krzesło z pokoju, bo nie znalazłem nawet marnego taboretu i usadziłem ją.

– Co robisz?– zapytała gdy zakasałem rękawy i zacząłem wycierać wylana herbatę z blatu.

– Sprzątam– odpowiedziałem z uśmiechem. Kąciki jej ust lekko drgnęły.

W obiektywie miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz