Koniec?

43 1 0
                                    

Zuzanna

Minęły trzy dni odkąd Aleksander wpadł do naszego mieszkania ledwo stojąc na nogach i bełkocząc przez hektolitry wypitego alkoholu. Od tego czasu dostałam dwa razy przeprosimy przez sms i jednego obszernego maila z tłumaczeniami. Aleksander chyba wiedział, że epicko spierdolił nasz związek i teraz zastanawiał się na spokojnie co ma zrobić, wiedział, że jak będzie działał na gorąco to nic nie uzyska. Ale ja nie zamierzałam mu wybaczać tak czy inaczej. Wiedziałam jednak, że nie obędzie się bez rozmowy i miałam nadzieję, że ją przeciągnę jak tylko się da. Wiktor powoli do siebie dochodził, ale miał wciąż bardzo widoczne ślady i ciężko oddychało mu się przez nos. Zwykłe czynności higieniczne sprawiały mu ból i cierpiałam razem z nim, gdy go widziałam. Starałam się mu pomagać jak tylko umiałam, wręcz dogadzałam mu, bo nie wyglądał za dobrze. Na szczęście na razie nie pojawiały się żadne niepożądane objawy oprócz krótkiego krwotoku z nosa. Ale konsultowaliśmy się z lekarzem i kazał dalej obserwować. Monika musiała wrócić do pracy, więc znowu nie było jej całe dnie w domu. Ja zostałam tymczasowo bez pracy, a Aleksander nawet nic nie wspominał o moim powrocie. Pamiętałam, że mieliśmy dwa tygodnie wolnego. Nie wiem czy planował coś robić w tym czasie, ale teraz było to nieistotne. Radek, Artur i Ala musieli wrócić do Płocka, a ja próbowałam się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Bez Aleksandra Borowicza. Nie było mi łatwo, bo jedynie co robiłam przez ostatnich kilka miesięcy, to praca dla niego, życie z nim i beztroskie cudowne chwile, które teraz często wspominam i od razu zalewam się łzami. Bo to wszystko przepadło, zepsuł wszystko jednym, nieodpowiedzialnym zachowaniem.

Sebastian dzwonił do mnie codziennie, pytał jak się czuje, co porabiam, ale ani razu nie rozmawialiśmy o Aleksandrze, co mnie cieszyło, bo samo myślenie o nim mnie bolało, a co dopiero mówienie. Wiedziałam, że martwi się o mnie i to było naprawdę miłe z jego strony. Dzwoniła też do mnie Daria, chociaż czasami miałam dość opowiadania ciągle o tym samym, to grzecznie udzielałam odpowiedzi, bo nie chciałam zrażać do siebie ludzi.

Gotowałam właśnie kolejny obiad dla mojego pacjenta. Tym razem robiłam zwykłą lasagne z mięsem mielonym. Wiktor poczuł zapach smażonego mięsa i przyszedł do kuchni. Był obecnie na dwutygodniowym zwolnieniu z możliwością przedłużenia, więc miałam dużo okazji by się nim zaopiekować.

– Pachnie bosko– powiedział zaglądając mi w patelnię. Wiktor umiał gotować, ale wolałam żeby teraz odpoczywał. Poza tym Monika też była wdzięczna, że gotuję, bo ona nie miała na to czasu.

– Też lubię ten zapach– powiedziałam zaciągając się z uśmiechem.

– Chcesz dziś obejrzeć jakiś horror?

– Możesz czegoś poszukać.

– Moglibyśmy sobie odświeżyć „Teksańską masakrę"– zaproponował, a ja się zaśmiałam, bo rzeczywiście lubiliśmy wracać do tego filmu. To był zdecydowanie nasz ulubiony slasher.

– W sumie, czemu nie– uśmiechnęłam się do niego.

Wiktor poszedł szukać filmu a ja kontynuowałam gotowanie. Gdy wyłożyłam ostatnią porcję sosu i sera na wierzch usłyszałam dźwięk smsa. Gdy zobaczyłam nadawcę niemalże serce wyskoczyło mi z piersi. To Aleksander .

„Możemy się dziś spotkać? Możesz wybrać dowolne miejsce".

Wiedziałam, że to w końcu nastąpi, to czemu czułam się zaskoczona? Może to przez nadzieję, ze nie odbędzie się to tak szybko.

„18.00 u ciebie?"

W sumie wolałam spotkać się u niego niż w publicznym miejscu, nie chciałam robić scen i być w centrum zainteresowania. A u mnie odpadało kompletnie ze względu na Wiktora.

W obiektywie miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz